Ana səhifə

Materiały I Studia z Dziejów Stosunków Polsko- ukraińskich


Yüklə 2.21 Mb.
səhifə13/28
tarix24.06.2016
ölçüsü2.21 Mb.
1   ...   9   10   11   12   13   14   15   16   ...   28

W pracach tych nie akcentuje się też kapitalnej tezy, że w owym czasie jedyną alternatywą dla państwa polskiego na tym terenie była władza sowiecka. Wysoce niestosowny wydaje się też sposób określania Kresów południowo- wschodnich RP (nie tylko w książkach ukraińskich, ale i polskich) jako „ziem rdzennie ukraińskich” wobec faktu, że przez 600 lat stanowiły one część Polski oraz wobec wielkości wkładu populacyjnego, materialnego, duchowego i kulturowego Polski i narodu polskiego, jak i odwiecznej obecności na tych ziemiach najpierw plemion zachodnio- słowiańskich, a później Polaków. Jakże często historycy dzisiejsi ujmują zagadnienie wycinkowo, bez uwzględnienia historycznego ciągu zdarzeń, ich powtarzalności. Jakże często celowo pomijają wiele istotnych aspektów, zależnie od obowiązujących aktualnie koniunktur politycznych i zasad „poprawności politycznej”. Ze smutkiem konstatuję, jak wiele materiałów archiwalnych w ogóle nie jest analizowanych, albo że wnioski z nich płynące nie są w piśmiennictwie ujawniane. Dlaczego o bezprecedensowych rozmiarach działalności gospodarczej, politycznej, społecznej itp. mniejszości ukraińskiej w Polsce w okresie międzywojennym w ogóle się nie pisze, za to tematy dyżurne np. zamykanie cerkwi czy „pacyfikacje” pojawiają się niemal zawsze? Dlaczego nikt nie pokusił się o porównanie życia mniejszości ukraińskiej w Polsce z Rumunią czy chociażby wzorcową Czechosłowacją, nie mówiąc już o Rosji Sowieckiej? Osobny, równie poważny problem, stanowi celowe wyniszczenie po wojnie literatury i źródeł dotyczących Kresów. Analizując choćby książkę opracowana przez prof. Zbigniewa Żmigrodzkiego pt. Cenzura PRL. Wykaz książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu 1 X 195176, uświadamiamy sobie, z jak wyselekcjonowanym materiałem na temat przeszłości mieliśmy do czynienia. Czy chociaż pozostała mam świadomość, że tezy historyków czy publicystów były przez dziesięciolecia aranżowane przez cenzorów i pracowników służb specjalnych? To że tak jednostronnie, niestety do dziś, wyglądają wyniki badań historycznych na tematy kresowe, to także skutek nieupominania się władz polskich (i to nawet po roku 1990) o przejęte przez Rosjan i Ukraińców polskie dokumenty dotyczące Kresów. Jak to możliwe, by po podstawowe polskie źródła (tj. wytworzone przez przedwojenny polski rząd, administrację, wojsko i policję), po tysiące teczek osobowych wojskowych i policjantów, polską prasę okresu międzywojennego i wojny trzeba było jeździć do Moskwy, Mińska, Lwowa, Kijowa? Nie zapominajmy, że żyjemy w dobie skanerów, kserokopiarek, Internetu. Niedopuszczanie badaczy, czy pobieranie haraczy od naszych obywateli za źródła historyczne wytworzone przez ich własne rządy, to postępowanie nie do przyjęcia w krajach demokratycznych. Nadmieniam, że w Polsce badaczom ukraińskim udostępnia się wszystkie materiały, a także, co wiem z autopsji, udziela się im wszelkiej pomocy w kwerendach, z rezerwowaniem miejsc w najbardziej obleganych archiwach włącznie.

Problem jest jednak gdzie indziej. Autorka stawia tezę, że historycy ukraińscy sięgając po nasze dzisiejsze prace dotyczące okresu międzywojennego, nie uzyskają wiedzy rzetelnej, a jedynie potwierdzenie tez swych nacjonalistycznych antenatów i to pochodzących głównie z ośrodków obcych.


Autorka zdaję sobie sprawę, że podjęcie się weryfikacji, a tym bardziej obrony polityki polskiej 20-lecia międzywojennego jest zadaniem karkołomnym. Jednak w świetle odnajdywanych w wielu archiwach dokumentów uznać należy, że w dotychczasowych opracowaniach odnaleźć można tak wiele nieuzasadnionych uproszczeń i błędów, że trzeba je jak najszybciej weryfikować, w imię zarówno prawdy historycznej jak i własnego interesu narodowego. Nie wolno z takich działań rezygnować na rzecz bieżących koniunktur politycznych, bo, jak uczy przeszłość, „kto zapomina historię –powtarza ją”.

Nie oznacza to bynajmniej, że politykę polskich rządów uznać można za trafną i skuteczną. Jednak, zdaniem autorki, nie te jej błędy, które politycy i historycy dotychczas jej zarzucali, były najistotniejsze. W większości wypadków, to co interpretowano wcześniej jako ewidentne przejawy niechęci czy wrogości w stosunku do Ukraińców, było jedynie nieudolnymi próbami znalezienia modus vivendi. Oceniać jednak powinniśmy, nie tyle mizerne efekty podejmowanych w tej dziedzinie przez polskie rządy działań, ile wyraźną chęć władz, i to w całym okresie międzywojennym, do stosowania wobec mniejszości ukraińskiej procedur demokratycznych. Do zmiany takiego podejścia dochodziło jedynie w warunkach wyższej konieczności, kiedy łamanie prawa i agresja mniejszości osiągały apogeum. Takie postępowanie, a szczególnie użycie siły było reakcją na ewidentne akty wrogości, nielojalności, wobec państwa, a czasem nawet jawnej zdrady. Musimy też pamiętać o ewidentnych związkach pomiędzy wystąpieniami mniejszości, a zmieniającą się sytuacją międzynarodową. Każde bowiem strategiczne osłabienie położenia Polski było natychmiast wykorzystywane w celu szkodzenia jej interesom politycznym i gospodarczym.

Dziś, z perspektywy lat wydaje się, że znalezienie, satysfakcjonującego obie strony kompromisu tuż po zakończeniu Wielkiej Wojny, było utopią. Rozwiązanie zbrojne- jedyne na jakie w latach 1918-1919 stać było Polaków i Ukraińców, przyniosło zwycięstwo Polsce i spowodowało powrót w obręb naszego państwa terenów Galicji i części Wołynia. Było to niestety zwycięstwo pyrrusowe. Cenę jaką trzeba było zapłacić, za utrzymanie Kresów polskich była duża i z czasem coraz wyższa, a płacili ją przede wszystkim Polacy żyjący na tych terenach. Mimo wysiłków, słabnące państwo polskie coraz gorzej chroniło ich przed narastającym naciskiem i terrorem ze strony nacjonalistycznych i komunistycznych partii i ugrupowań ukraińskich. Wydaje się, że mimo doświadczeń lat 1918-19 strona polska nie doceniała przeciwnika, ufna w swe zdolności do zaskarbienia go sobie drogą ustępstw i porozumień. O ile kwestia sympatii prosowieckich została na pewien czas przyhamowana na skutek ujawnienia zbrodni Stalina na Ukrainie Sowieckiej, odnalezienie porozumienia z nacjonalistami ukraińskimi przypominało kwadraturę koła. Mimo licznej ludności ukraińskiej zamieszkującej Kresy nie można zaprzeczyć, że województwa wschodnie były integralną częścią naszej ojczyzny, ziemią polską; żyły tam od wieków setki tysięcy Polaków, stanowiąc zdecydowaną większość w miastach, na prowincji zaś tworząc skupienia nierównomierne i rozproszone w różnych rejonach (największe na Podolu i Tarnopolszczyźnie) wśród ludności ruskiej. Charakter kulturowy tych ziem, szczególnie ośrodków miejskich, wynikający z wieków przebywania w obrębie państwa polskiego świadczył o ich polskości. We wsiach dominowała jednak kultura lokalna, o swoistym ruskim rysie. Poza tym za granicami ryskimi, za Zbruczem pozostały setki tysięcy Polaków, (np. na Żytomierszczyźnie), którzy dostali się pod władztwo sowieckie77.

Można zadać fundamentalne pytanie: czy państwo nasze było w krótkim, 20 letnim okresie międzywojennym, aż tak złym suwerenem i gospodarzem, że jego obywateli spotkała taka odpłata jak narastające latami zamachy i sabotaże ze strony jej szowinistycznych mniejszości narodowych i masowy mord dokonany przez nacjonalistów ukraińskich na jej polskich mieszkańcach w czasie II wojny światowej78? A może odrodzona Polska przyjęła błędne rozwiązania polityczne w kwestii ukraińskiej. Czyje idee realizowała?, Czy były inne rozwiązania 79 ?

Tak pisał na temat przyczyn owego konfliktu, w latach 30- stych XX wieku ukraiński biskup Chomyszyn: „Między Ukraińcami i Polakami istnieje historyczna, plemienna nienawiść i bezdenna przepaść. Ukraińcy uważają Polaków za swych dziedzicznych wrogów i gnębicieli; zieją przeciwko nim zawziętością; w nich widzą wyłączną przyczynę swego nieszczęścia i niepowodzenia. Ukraińcy mają więcej zaufania do każdego innego narodu, nawet do Chińczyków, Turków czy innych aniżeli do Polaków, względem których są do tego stopnia uprzedzeni, że wszelkie zbliżenie z nimi uważają nie tylko za niebezpieczne, ale za formalną prawie zdradę narodową. Polacy znowu, czy jako naród, czy też jako państwo, zawsze uważają Ukraińców za naród drugorzędny, jeden z minorum gentium, plemię niezdolne do rozwoju kulturalnego, nadające się raczej na lokai pańskich i fornali dworskich, albo na zbójów i hajdamaków. Nawet dziad polski pod kościołem uważa się za arystokratę w porównaniu z Ukraińcem. Między Ukraińcami i Polakami prowadzi się walka wiekowa, zacięta, na śmierć i życie...80Nie pisał tego demagog, ale biskup katolicki, który wiele wiedział i jeszcze więcej przeczuwał.

Podobnie złe prognozy co do ułożenia naszych stosunków z tą mniejszością znajdujemy w pracy, Polski rok 191981, Bohdana Skaradzińskiego82: „Elity polityczne winne były wiedzieć (...), że po pobiciu „ze szczętem” galicyjskiej państwowości 83 przypadnie Polsce kilka milionów Ukraińców- o złamanych siłą aspiracjach niepodległościowych, a temperamencie zgoła nie łagodnym. I że na wschód od nich żyć będzie ze 30 milionów ich rodaków... Było to anektowanie (...) kilku milionów wiecznych „dywersantów” (...).

Nawet jeśli uznamy za słuszne tezy Skaradzińskiego, to odwołując się do analiz racjonalnych rozwiązanie było możliwe. Nie rozum polityczny jednak, ale emocje i czynniki irracjonalne, a nade wszystko stale podsycana nadzieja i głęboka wiara w realizację niemieckich koncepcji Wielkiej Ukrainy była podstawą i spoiwem protestu i oporu. Owo słynne ukraińskie hasło „Z nami Bih i Nimci” nie straciło na aktualności. Nie wolno też zapominać o jakże skutecznej dywersji ze strony Rosji sowieckiej i jej komunistycznych agentur w kraju84. Te działania uniemożliwiały władzom polskim jakikolwiek manewr, mimo tylu daremnych wysiłków85. Przez lata wszystkich szukających porozumienia z Polską Rusinów, nazywano pogardliwie „chruniami”; zastraszano, szantażowano, bito, często mordowano86. Wątek eksterminacyjny, który pojawił się w ideologii ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, znalazł pełną realizację w założeniach i praktyce działań UWO, a potem OUN i odróżniał je w sposób szczególny od innych ugrupowań ukraińskich działających na terenie II RP. Głoszone hasła nie tylko wypędzenia „zajmańców” (Polaków, Żydów, Ormian, Rosjan), ale też fizycznego pozbycia się ich z terytorium „Wielkiej Ukrainy”, przesądzają o dzisiejszej ocenie tego ruchu. O jakiejkolwiek weryfikacji tych ocen mowy być nie może- szczególnie w Polsce. Byłoby to tym samym co gloryfikacja nazizmu. Nie można jednak zapominać, że działały ugrupowania Polsce przychylne, szukające swojej przyszłości we wspólnej Rzeczypospolitej. Funkcjonowało UCK, stowarzyszenia emigrantów, oficerów ukraińskich petrulowskich jakże hojnie finansowo i w każdy inny sposób przez nasz rząd wspomagane. Ale i one jednak z czasem zaczęły przechodzić na pozycje Polsce wrogie. Należy ubolewać, że w ostatecznym rozrachunku nasi politycy liczyli się jedynie z przeciwnikami polskiej państwowości, pozwalając tym o nastawieniu zdecydowanie propolskim obumierać. Nie sposób też nie wspomnieć o braku wystarczającego wsparcia dla naszych rodaków na Kresach, szczególnie dla osadników87.

Zdaniem autorki, o niepowodzeniu w stosunkach naszych z Ukraińcami zadecydowała niechęć strony ukraińskiej do jakiejkolwiek współpracy, a w pierwszych latach wręcz ignorowanie istnienia naszego państwa, w wyczekiwaniu na decyzje międzynarodowe, czy wręcz interwencję. Inne przypadki jak np. zgoda UNDO na „normalizację” była, jak się wkrótce okazało, posunięciem taktycznym spowodowanym m. in. obawami przed represjami po szeregu brutalnych zamachów terrorystycznych dokonanych przez Ukraińców. Iluzja lojalności stworzona przez wojewodę Henryka Józewskiego na Wołyniu, też poniosła klęskę. Podsumowując, poza faktycznie nieliczącymi się ugrupowaniami propolskimi, na lojalność ze strony tych współobywateli nie mogliśmy liczyć wcale. Jeśli takie złudzenia były to w tym właśnie tkwił błąd rozumowania naszych kolejnych rządów.

Najdramatyczniejsza sytuacja miała miejsce w Małopolsce Wschodniej, gdzie mieszkał najbardziej uświadomiony narodowo i bojowy element ukraiński zaprawiony już w walkach z polskością przy pomocy Austrii, a potem Niemiec.

Na bezkompromisowe dążenie Ukraińców do swej niezawisłości, za wszelką cenę, bez uwzględnienia ewentualnych kosztów dla obu stron sporu i to w specyficznej po wojnie sytuacji geopolitycznej (grożącej wchłonięciem przez Rosję Radziecką), nie należy patrzeć z pobłażliwością, ale raczej należną krytyką. Jakże popularny w Polsce argument konieczności „wybijania się narodów na niepodległość” przy użyciu wszelkich środków, nie może być przyjmowany bezkrytycznie w odniesieniu do całego szeregu działań ukraińskich, wątpliwych zarówno politycznie jak i moralnie. Nie może tłumaczyć też przestępstw kryminalnych i zabójstw na przedstawicielach administracji, listonoszy, policjantów, wojskowych, podpaleń, niszczenia mienia itp.
Przy prowadzonych u nas badaniach i analizach z reguły nie uwzględniania się krótkotrwałości II Rzeczypospolitej, dla której problem ukraiński był poważnym, ale na pewno nie jedynym do rozwiązania. Dopiero analiza zachowanej dokumentacji wytworzonej przez organa naszego państwa uświadamiają jak ciężkie było radzenie sobie równocześnie z dywersją szpiegowską, propagandową i gospodarczą ze strony komunistów, mniejszości niemieckiej, litewskiej. Jak trudna była obrona wiecznie zagrożonych granic.

W publikacjach jakże często pomija się fakt dramatycznie złej spuścizny ekonomicznej i kulturowej okresu zaborów. Na ziemiach wschodnich oznaczało to skrajną nędzę, zacofanie, analfabetyzm, brak przemysłu itd. Do tego doszły zniszczenia wynikłe z I wojny światowej, wojny bolszewickiej, które rychło zamieniły się w katastrofę wielkiego kryzysu ekonomicznego i rosnące zagrożenie hitleryzmem. Trudno o owe okoliczności obwiniać państwo polskie, które i tak robiło co mogło by podnieść kraj cywilizacyjnie. Nie należy też zapominać, że w owym dźwiganiu się z upadku działania nastawionych wrogo mniejszości nie tylko nie pomagały, ale stanowiły realne utrudnienie88.

Nie bez znaczenia jest fakt dramatycznie słabej znajomości problematyki kresowej w Polsce zachodniej, ale i części centralnej. Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego wykazywali się w tej mierze największą ignorancją. Brak bezpośrednich związków z tą kwestią eliminował tamtejszą inteligencję z rzeczowej dyskusji nad tym trudnym zagadnieniem. Poglądy mieszkańców dawnej Kongresówki były zdecydowanie proukraińskie, bo po pierwsze nie miała z tą mniejszością bezpośredniego kontaktu, poza tym poczuwano się do solidarności z Rusinami i Ukraińcami w ich walce z „jarzmem carskim”, ale równocześnie patrzono na sprawy te z rosyjskiego punktu widzenia. Zupełnie inaczej widziano ten problem w Galicji. Tylko tutaj zdawano sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństwa i silnie antypolskiego oblicza ukraińskiej nacjonalistycznej akcji. Tutaj trwała stała walka o dusze i ziemię. Niestety w okresie międzywojennym był to głos słabo słyszalny. Nawet w świetle przedkładanych dowodów zagrożenia, ignorowano je przez lata i kwitowano czysto ideologicznymi frazesami i ugodową polityką, nawet tam gdzie państwo nasze winno okazywać siłę i atrybuty suwerena. Liczono, że legalne partie i ugrupowania jednoznacznie potępiają zbrodniczą, terrorystyczną akcję OUN prowadzoną przeciw Polsce. Było jednak inaczej. Po zabójstwie min. Bronisława Pierackiego, w toku procesu i po ogłoszeniu wyroków, ujawniła się polskiej opinii publicznej ta smutna prawda89

Jest faktem, że wejście w skład naszego organizmu państwowego przyniosło niepolskim obywatelom wiele praw, ale za prawami idą też obowiązki i tego nie chcą uwzględniać w dzisiejszych ocenach badacze, zwłaszcza ukraińscy. Dużo ofiar padło z ręki nacjonalistów ukraińskich, w tym przede wszystkim osób Ukraińcom ze wszech miar życzliwych, jak Tadeusz Hołówko czy Bronisław Pieracki, zanim myśl ta przebiła się do świadomości sprawujących w Polsce rządy. Było to bolesne, bo odnoszę wrażenie, że przez lata liczono po cichu, że metodą ustępstw i koncesji uda się pozyskać Rusinów- Ukraińców jako lojalnych współobywateli, a ich aktywność uda skierować jedynie na budowanie państwa ukraińskiego za Dnieprem. Te rachuby w całości spaliły na panewce.



W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że na taki a nie inny rozwój wydarzeń i sposób postępowania wobec naszych mniejszości etnicznych wpływ miały cechy polskiego charakteru narodowego. Ciekawe materiały na ten temat znalazła autorka kilka lat temu w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie90. Autor ich zwraca uwagę, że Polacy od lat prowadzą „...humanitarną, wspaniałomyślną, jak niektórzy mówią „mądrą” politykę będącą właściwie polityką narodu leniwego, biernego, który nie umie zdobywać, ale nawet mocno trzymać w garści tego, co posiada...91”. Ze względu na brak miejsca nie można przytoczyć obszerniejszych fragmentów tekstu sprzed ponad 70 lat, ale zaręczam, że lektura tego opracowania, ze względu aktualność niektórych wątków i konkretne przykłady jest poruszająca92.

To że w nowych koncepcjach nacjonalizmu ukraińskiego wizja państwa obywatelskiego, wielonarodowego i tolerancyjnego była nie tylko nie do przyjęcia, ale nawet w głębokiej pogardzie i niezrozumieniu, niech świadczą artykuły z oficjalnych ukraińskich organów prasowych na samym początku okupacji niemieckiej93. W „Ukraińskim Słowie” z 10 sierpnia 194194 można było przeczytać: „...Międzynarodowa zgraja jaką tworzył naród polski składający się ze zdrajców innych narodów... Duchowo ograniczone jednostki bez charakteru... które odpadają przy zdrowej selekcji z poszczególnych narodów i kończą pożałowania godny swój żywot za kratami czy innym śmietniku... w Polsce kończyli inaczej, stawali się Polakami, którym powierzano bardzo często ster życia publicznego... Wszyscy Żydzi zbratali się z Polakami, aby zniszczyć wszystko co ukraińskie...”.


Dramatycznym finałem rywalizacji Polaków i Ukraińców o wspólne dla obu naszych nacji ziemie, była dokonana w czasie II wojny światowej deportacja ludności polskiej w głąb Rosji (na zesłanie i do łagrów), następnie kierowana przez nacjonalistów ukraińskich związanych z OUN-UPA przy współpracy z okupantami, eksterminacja polskiej ludności kresowej, a w końcu zlecone przez Stalina wypędzenie Polaków z Kresów zwane „dobrowolną repatriacją”. Tak zakończyła się realizacja marzenia ukraińskich nacjonalistów o „Ukrainie bez Polaków- zajmańców”. Jaka była cena zapłacona przez samych Ukraińców galicyjskich i wołyńskich za tak prowadzoną krótkowzroczną politykę to już zupełnie inna kwestia. A była to cena tragicznie wysoka.

Od lat szukamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego udało się ukraińskim nacjonalistom, wywodzącym się z inteligencji i kleru greckokatolickiego porwać swymi obłędnymi, amoralnymi ideami ukraińskich chłopów z Małopolski Wschodniej i Wołynia, i przy ich pomocy zrealizować wobec Polaków, a wcześniej Żydów i innych nacji- polskich obywateli- najokrutniejszy, eksterminacyjny scenariusz. Może po prostu przyjęta przez nich droga realizacji swych ekstremalnych celów była skuteczniejsza? Może marketing polityczny oparty na stałym podnoszeniu realnych, ale często urojonych „krzywd” doznawanych od Polaków, wyciąganie ich na forum międzynarodowym, ciągłe eskalowanie żądań okazało się słuszną metodą? Wszak przekonali i własnych obywateli, że są najbardziej uciemiężoną mniejszością w Europie, co prawdą nie było. Dla nas Polaków problem ten był ważnym, ale tylko jednym z wielu do rozwiązania (Niemcy, Rosja, Litwa...), dla Ukraińców żyjących w przedwojennej Polsce wróg, jak się okazało, był tylko jeden– państwo polskie- i na szkodzeniu mu mogli się skupić.



W większości publikacji historycznych dotyczących tego okresu mamy do czynienia ze zgodnym chórem potępienia polityki przedwojennych władz polskich wobec mniejszości ukraińskiej. Jeśli jednak założymy, że realizować można tylko to co możliwe, to sprawa przedstawia się nieco inaczej. W polityce nie wystarczą bowiem dobre chęci- choć takich w świetle badań stronie polskiej nie brakowało. Dowodem na to jest fakt realizowania przez prawie cały okres 20 lecia idei porozumienia z mniejszościami niemal za każdą cenę. Program „wspólnego domu” dla wszystkich mniejszości narodowych starano się realizować w jakże ciężkich warunkach: po strasznych zniszczeniach wojennych, w czasie nieustannych walk o granice, a potem w szalejącym kryzysie światowym. Udało się zrobić naprawdę wiele. Scalono państwo, dźwignięto je gospodarczo i społecznie, zbudowano administrację, dyplomację, szkolnictwo, wojsko, policję, służby graniczne, infrastrukturę... To że nie zdążono z rozwiązaniem wszystkich postulatów mniejszości, w takiej sytuacji wcale nie dziwi. Problem jednak leżał gdzie indziej– mniejszość ukraińska z nami pod wspólnym dachem żyć nie chciała, a na „odchodnym” postanowiła zabrać ziemię i najchętniej pozbyć się mieszkających tam setek tysięcy Polaków. Tego państwo nasze ofiarować nie było skłonne.

Jeszcze raz należy podkreślić, że rozmiary problemów związanych z rozsadzającymi działaniami wszystkich bez mała mniejszości, a szczególnie ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej, niemieckiej, żydowskiej- poprzez silne związki z komunizmem, ilość akcji antypolskich, szpiegowskich, sabotażowych i ogrom nakładów państwa i jego sił, które trzeba było przeznaczać na utrzymanie ich w jakichkolwiek ryzach powinno być szokujące dla każdego badacza, który zetknął się z raportami wywiadowczymi na ten temat95. Jednak w tym krótkim czasie z mniejszym lub większym skutkiem udało się nad tą wrogą działalnością jakoś zapanować. Nikt jednak nie był w stanie zapanować nad sytuacją międzynarodową; w rytm jej zmian, falowało życie mniejszości narodowych, których przywódcy- przede wszystkim wywodzących się z organizacji podziemnych i nielegalnych, mieli swoich mocodawców wśród wrogich sąsiadów Polski.

Polakom trudno było pogodzić się z faktem jawnej irredenty, gdyż Rusinów- Ukraińców przywykli traktować niemal jak inne grupy regionalne- jak np. Mazurów czy Ślązaków. Nie poradzili sobie z tym problemem, ani przed I wojną światową, ani w okresie 20 lat samodzielnego bytu państwowego. Nie uważano bowiem problemu mniejszościowego za sprawę polityki, ale bezpieczeństwa, licząc naiwnie, że zapewnienie spokoju w państwie problem automatycznie rozwiąże. Skutkiem tego politykę mniejszościową tak naprawdę prowadzili policjanci, władze lokalne, a większość społeczeństwa o złożoności zagadnienia nie miała w ogóle pojęcia. Informacji dostarczała co najwyżej prasa codzienna, a urzędnikom organ Instytutu Badań Spraw Narodowościowych „Sprawy Narodowościowe”. Niekompetentnie i jednostronnie informowała polską opinię publiczną o zagadnieniach ukraińskich grupa ukrainofilów skupiona wokół „Biuletynu Polsko- Ukraińskiego”, być może dlatego że zapatrzona jedynie na wschód Rzeczypospolitej, nie zauważała rosnącej generacji hołdującej idei „miecza Chrobrego”, zwracającej się ku Kresom zachodnim.

Podczas gdy kolejnych 35 polskich rządów bezskutecznie głowiło się nad rozwiązaniem tej „kwadratury koła”, młodzież ukraińska ulegała gremialnie agitacyjnej akcji i romantycznemu urokowi antypolskiej konspiracji kierowanej z zagranicy. Ruch rewolucyjny młodzieży ukraińskiej stał się nową i nieprzewidzianą koncepcją polityczną. Nie ustawała akcja podziemno-spiskowa, rewolucyjna, na przemian wybuchająca i przygasająca, ale ciągle istniejąca. Stały niepokój, sabotaże, terroryzm, zabójstwa osób szukających prób porozumienia z państwem, to stan panujący w naszym kraju. Starsze pokolenie pozostało w tyle, ich opinie przestały się w ogóle liczyć- urok faszyzmu zatriumfował.

Czym były wymuszone tragicznym stanem bezpieczeństwa w kraju „straszliwe polskie pacyfikacje” w Małopolsce Wschodniej- w zestawieniu z tym, co działo się w tym samym czasie pod rządami stalinowskiej Rosji Sowieckiej za Zbruczem. Mimo że ginęły tam zamorzone głodem miliony Ukraińców, że na porządku dziennym były zsyłki do łagrów, okrutne więzienia, masowe stracenia, niemal do końca istnienia II RP obserwujemy sympatię naszej ukraińskiej mniejszości do ZSRR, ba, jawnie manifestowaną chęć przyłączenia się do Rosji Sowieckiej.


1   ...   9   10   11   12   13   14   15   16   ...   28


Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©atelim.com 2016
rəhbərliyinə müraciət