Ana səhifə

Materiały I Studia z Dziejów Stosunków Polsko- ukraińskich


Yüklə 2.21 Mb.
səhifə15/28
tarix24.06.2016
ölçüsü2.21 Mb.
1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   28
107o dość sporym zasięgu oddziaływania. Nie wyprzedzając jednak wydarzeń wróćmy do początków i genezy całego zagadnienia.

Stosunek do Ukraińców, jako mniejszości narodowej zamieszkującej południowo-wschodnie rubieże II Rzeczypospolitej oraz do całej Ukrainy był różny w polskich kołach politycznych w ciągu XX wieku. Najogólniej ujmując zagadnienie można wyróżnić w jego obrębie dwa podstawowe tory myślenia. Pierwszy reprezentowany przez Narodowa Demokrację i wyodrębnione z niej mniejsze formacje polityczne był zainteresowany polonizacja zamieszkujących południowo-wschodnie tereny państwa Ukraińców przy pewnym założeniu, że ich współplemieńcy zamieszkujący w granicach ZSRR też zostaną tam zasymilowani. Nie zakładano więc potrzeby istnienia państwa ukraińskiego nie wierząc zresztą w państwowotwórcze możliwości Ukraińców, ponadto dopatrując się w nich potencjalnego sprzymierzeńca Niemiec.



Inne polskie kręgi polityczne, a przede wszystkim piłsudczycy widzieli natomiast w niepodległej Ukrainie pewną gwarancję zabezpieczenia naszej niepodległości przed imperialnymi zakusami Rosji. Na takim stanowisku stanął również i Jerzy Giedroyc uznając za konieczne doprowadzenie do porozumienia z Ukraińcami zamieszkującymi w II Rzeczypospolitej. Swoje poglądy dotyczące kwestii ukraińskiej manifestował już jako wydawca i redaktor „Buntu Młodych”, pisma przekształconego z czasem w tygodnik „Polityka”108.

Sposób postrzegania kwestii ukraińskiej przez Jerzego Giedroycia pokrywa się z treścią wypowiedzi Włodzimierza Bączkowskiego pochodzącą z końca lat trzydziestych, a zamieszczoną w jego wydanej wówczas książce pt. „Grunwald czy Piławce”. Bączkowski pisał tam: „nasi oponenci zacieśniają swój horyzont obserwacyjny do biadania nad na Kresach, do ostrzegania przed naporem i zaborczością Ukraińców, do wysuwania planu eksterminacji Ukraińców i walki z nimi”109. Bączkowski – a tu trzeba wyjaśnić, iż według przekazu samego Giedroycia był on w kwestii ukraińskiej najbliższym mu poglądami człowiekiem110- wpisywał problem ukraiński w „tytaniczny konflikt polsko-moskiewski”111. Problem ukraiński jest dla niego problemem nadrzędnym w stosunku do obrony polskości na Kresach a przesuwanie akcentów w kierunku tego ostatniego zagadnienia ma być błędem zasadniczym. Polskość kresowa jest przez tego autora bagatelizowana w imię tworzenia frontu antyrosyjskiego (antysowieckiego), który jednocząc mniejsze narody regionu środkowo-wschodnio europejskiego ma prawo spychać na margines własną polską politykę etniczną, a więc – jak to określił - dbałość o
.


Bączkowski starał się również dowodzić, iż „największy stan posiadania nie uwarunkował naszej trwałości na Kresach”112. Tu od razu trzeba zauważyć, że takie sformułowanie stanowi błąd logiczny ponieważ „największy” w dziejach, nie oznaczał automatycznie wystarczający dla zapewnienia bezpieczeństwa państwu!

Pozostawiając na boku osobę Bączkowskiego przejdźmy do Jerzego Giedroycia, który kroczył tą samą drogą po wojnie uwzględniając oczywiście nowe warunki, które przyniosły przecież bardzo istotną dla stosunków polsko-ukraińskich zmianę granic, dominację ZSRR nad Polską oraz także i inny układ sil na arenie międzynarodowej. Według Giedroycia największym problemem była i jest Rosja i jej imperializm ciążący nad Europą środkowo-wschodnią. Ze względu na ten fakt należy, jak sądził postrzegać problem ukraiński. Natomiast etnocentryczna w swojej istocie myśl endecka brała przede wszystkim pod uwagę naród, jego zasięg terytorialny, liczebność i jego trwania na posiadanej ziemi. Dlatego też Giedroyc czuł zasadniczą niechęć do tego ostatniego kierunku politycznego co dawał do zrozumienia przy różnych okazjach113. Giedroyc podobnie jak i Bączkowski program narodowy traktował jako minimalny, a nawet zaprzepaszczający wielkie sprawy o charakterze geopolitycznym.

Dla zrozumienia gradacji wartości, jakiej hołdował Giedroyc i jego środowisko w interesującym nas tu zakresie bardzo przydatna jest lektura „Zarysu Manifestu Demokratycznego” opublikowanego na początku lat pięćdziesiątych na łamach paryskiej „Kultury”114. Tekst podpisał swoim nazwiskiem ojciec Józef Maria Bocheński – filozof tomista i dominikanin wypowiadający się już przed wojna na tematy polityczne..

„Zarys...” kreśli bardzo jednoznaczna wizje Rosji, jako kraju obcego wartościom przyjętym w Europie za podstawowe wyznaczniki jej kultury.



„Czym jest Rosja? – pyta Bocheński – Zdaje się – pisze dalej – że bez obrazy obiektywizmu można o niej powiedzieć, iż – jeśli idzie o ideę demokratyczną – jest krajem zacofanym”115 . Dalej konkluduje: „Rosja jest krajem nie tylko straszliwych nierówności, ale także krajem moralnie usankcjonowanego niewolnictwa. Zewnętrznym przejawem tego faktu jest instytucja niewolniczej pracy obejmująca wielomilionowe rzesze i rządy terroru na miarę u nas nieznanego. A to, że rosyjskie poczucie moralne nie protestuje, jest dowodem, że nie jest demokratyczne”116 .

Rosja jest tu traktowana jako kraj kulturowo obcy, zagrażający Europie, a przede wszystkim Polsce. Rozbieżność pomiędzy kulturowo pojmowana Europą a Rosją staje się punktem wyjścia dla myśli politycznej Jerzego Giedroycia i współpracujących z nim osób.

Czas, w którym powstał „Zarys Manifestu Demokratycznego” uprawniał do konstatacji, które zawiera omawiany dokument. Stalinizm rozszerzał swoje wpływy z dużym rozmachem wzniecając głębokie obawy. Jednak mimo tego zasadnym pozostaje pytanie czy polska myśl polityczna dotycząca Ukrainców i Ukrainy musiała wkroczyć na szlaki, którymi zaczęła podążać paryska „Kultura”?

Teks przywołanego tu „Zarysu ...” nie jest publikacja pogłębioną i podbudowaną szczegółową argumentacją117. Prezentuje on raczej potoczne odczucia poruszanych w nim spraw pewnej kategorii inteligencji o inklinacjach liberalnych Można go odczytać jako rodzaj światopoglądowego credo, ale także i jako wyraz pewnej taktyki politycznej. Niemniej jednak są w nim wskazane pewne ważne rozgraniczenia. Ojciec Bocheński między innymi pisze: „zakładam oczywiście, że w duchu nikt z nas nie jest już tylko Polakiem ale Europejczykiem z kantonu Polska”118.

To ostatnie zdanie jak i inne podobne, wypowiadane wprost na łamach redagowanej przez Giedroycia „Kultury”, oraz podporządkowane temu samemu duchowi poglądy kryjące się pomiędzy wierszami rozmaitych szczegółowych wypowiedzi tłumaczą wiele. Wydają się wyjaśniać przynajmniej w części dlaczego „Kultura” zajmowała takie a nie inne stanowisko na temat stosunków polsko – ukraińskich.

„Zarys...” wyraża tez przekonanie, że Polska może odzyskać wolność tylko w sytuacji zjednoczenia Europy, która ma szanse oprzeć się zakusom „molocha sowieckiego”. Dlatego autor tego tekstu przyznaje priorytet dla interesu europejskiego , dając do zrozumienia, iż jest on ważniejszy, a poza tym daje szanse Polakom na odzyskanie wolności. Wydaje się jednak ,że Bocheńskiemu, jak i środowisku w imieniu którego wypowiadał się na sercu najpierw leżał europejski świat wartości a następnie jego obecność w Polsce, gwarantująca ową „wolność”, a nie klasycznie rozumiany interes narodowy.

Bocheński wyrażał słuszne obawy, że idee komunizmu, które pozornie zawierają niektóre wartości cenne dla zachodnich Europejczyków mogą z tego powodu zyskać ich uznanie. Stwierdzał , że istota systemu sowieckiego, nie jest na Zachodzie czymś tak oczywistym jak dla mieszkańców Europy środkowo-wschodniej, którzy znają ją z autopsji. W takiej sytuacji możliwym był kamuflaż stosowany przez propagandę sowiecką, który wydatnie poszerzał jej zasięg i skuteczność. Sytuacja w latach po drugiej wojnie światowej była więc groźna i ześrodkowanie uwagi na niebezpieczeństwie sowieckim zrozumiałe.



Bliski współpracownik Jerzego Giedroycia Juliusz Mieroszewski w roku następnym po ukazaniu się w „Kulturze” „Zarysu Manifestu Demokratycznego” wysunął ideę federacji europejskiej, która by obejmowała również Europę wschodnią, a więc kraje położone na zachód od Rosji. Mieroszewski podkreślał wówczas zaletę takiego rozwiązania dlatego, że uwzględniałoby ono nie tylko problem rosyjski w Europie ale również i niemiecki119. Zgłaszając swoja koncepcje w roku 1952 Mieroszwski myślał już o przyszłości, kiedy to Rosja cofnie zasięg swoich wpływów na wschód, może, jak wówczas sądził, do granic z roku 1939, a może jeszcze i dalej. Mieroszewski uważał też, że taki stan rzeczy stanie się dla niej trudnym do trwałego zaakceptowania i zrodzi nowe zagrożenia z jej strony. W roku 1952 myślał właśnie o nich i proponował środki zaradcze w postaci wymienionej federacji120 .

Idee federacyjne wysuwały różne polskie opcje polityczne w latach okupacji zarówno w kraju jak i na emigracji. Myśl taka miała swoją kontynuacje również i w latach następnych. Endecki polityk i pisarz polityczny Adam Doboszyński tak podsumował wysiłki Polaków podejmowane na tym polu:” sześć lat wojny otworzyło oczy większości Polaków na konieczność wejścia w bliższe związki z narodami sąsiednimi. Od opracowań na temat unii, federacji, Międzymorza roi się w polskiej publicystyce ostatnich lat”121 .

Przytaczam tu słowa tego zamordowanego przez komunistów polityka z dwóch powodów. Po pierwsze on sam był twórcą zapomnianej już dziś idei sfederowaniowania Europy środkowo-wschodniej, która również w pełnym zakresie dotyczyła problemu stosunków polsko-ukraińskich. Po drugie jest sprawą ważna, jakie treści i jakie wartości będzie się wiązać z postulowanymi ideami jednoczenia Europy środkowo-wschodniej. Koncepcja Doboszyńskiego również i pod tym względem stanowi pewien przykład ewentualnego rozwiązania nie tylko w aspekcie terytorialnym ale także i ideologicznym. Poprzez skonfrontowanie jej z koncepcjami snutymi w kręgu paryskiej „Kultury” pozwoli na lepsze uwypuklenie jakości gatunkowej tych ostatnich.



Wysunięta przez Juliusza Mieroszewskiego idea federacji krajów Europy środkowo-wschodniej właściwie nie była zbyt szeroko i szczegółowo rozpracowana przez publicystykę „Kultury”. W okresie późniejszym bo w roku 1990 Jerzy Giedroyc w swoim „Apelu do uczestników konferencji polsko ukraińskiej” sprawę federacji traktowal już z rezerwą. Wówczas pisał: ”Niezależna Ukraina leży w interesie Polski i dlatego należy zapomnieć, względnie odłożyć na dalsza przyszłość – do chwili kiedy nasze narody i państwa okrzepną – wszystkie koncepcje federacyjne”122 .I rzeczywiście w kolejnych rocznikach „Kultury” już się o nich nie mówi. Taka zmiana poglądów nie jest też szerzej uzasadniana poza dawaniem do zrozumienia, iż nie należy jej podejmować. Natomiast inaczej kształtuje się stosunek pisma do idei zjednoczenia całej Europy.

Od wczesnych lat swego funkcjonowania „Kultura” zajmuje też jednoznaczne stanowisko w sprawie rezygnacji przez Polskę z jej Kresów Wschodnich. Problem tez jest sciśle związany a wizja stosunków polsko - ukraińskich. Wyrazem tego stanowiska jest zamieszczenie na jej łamach w 1952 roku „Listu do Redakcji ” nadesłanego przez księdza Józefa Majewskiego, w którym wypowiada się on za rezygnacją z ziem wschodnich Rzeczypospolitej. Ksiądz Majewski pisze: „wtedy na pewno sąsiedzi nasi ze wschodu i północy obdarz ą nas zaufaniem. Przy współpracy Ukrainy ni Litwy federacja Europy środkowo-wschodniej stanie się faktem dokonanym”123.Linia ta utrzymuje się niezmiennie na łamach „Kultury” nabierając jeszcze większej intensywności w latach po rozpadzie ZSRR. W roku 1990 Jerzy Giedroyć zapewnia Ukraińców” „ obecne nasze granice są ustalone definitywnie”124.W ramach tak nakreślonej opcji politycznej kwestia relacji polsko-ukraińskich zajmuje jedno z głównych miejsc na lamach paryskiej „Kultury”. Bez większej przesady można też powiedzieć, że prawie każdy numer tego pisma publikuje jakieś materiały dotyczące Ukraińców czy Ukrainy. Ważne jest w jakim tonie są tam interpretowane poruszane sprawy oraz jakie są skutki społeczne ich odbioru w Polsce. Warto też tu podkreślić, iż publikowane w „Kulturze” materiały mają charakter publicystyczny. W większości daleko im do poziomu ścisłych informacji obrazujących poszczególne zagadnienia125. Natomiast wytwarzają one określony klimat wokół poruszanych spraw, kształtuja opinie, co widać po zachowaniu się rożnych czynników wystepujących w życiu Polski. „Kultura”- co warto podkreślić - mniej informuje natomiast bardziej indoktrynuje. Ponadto w zakresie problematyki polsko-ukrainskiej bez obawy o przesade można nazwac pismo pro ukraińskim.

Bez wątpienia jednym z najbardziej istotnych tematów dotyczących stosunków polsko-ukraińskiej w XX wieku jest kwestia ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Kresów południowo-wschodnich Polski w czasie trwania drugiej wojny światowej i w latach następnych. Ten temat, jak i stosunek do nacjonalizmu ukraińskiego reprezentowanego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów oraz Ukraińską Powstańczą Armię stanowi probierz danej opcji politycznej. Również odnosi się to i do całego środowiska skupionego wokół Jerzego Giedroycia. Przyjrzyjmy się więc niektórym publikacjom dotyczącym tego tematu i publikowanym w tym kręgu.



Problemowi fizycznej likwidacji ludności polskiej, odpowiada, bo nie wiem czy można by tu użyć określenia omawia, artykuł podpisany nazwiskiem Łukaszów. Jak się okazuje kryje się za nim Tadeusz Olszański. Artykuł nosi kamuflujący istotę zagadnienia tytuł: „Walki polsko-ukraińskie 1943-1947”126.

Olszański zakłada, iż „nie mamy podstaw do twierdzenia, że celem tej akcji (prowadzonej przez UPA – B.G.) była eksterminacja ludności polskiej, a jak zobaczymy – także przebieg wydarzeń na to nie wskazuje. Jednakże usuniecie Polaków z Kresów, miało nastąpić za wszelka cenę i wszystkimi dostępnymi środkami. A więc także ogniem i mieczem”127 .

Mimo jednoznacznego w swojej wymowie użytego przez autora stwierdzenia „za wszelka cenę ”stara się on w dalszych partiach artykułu relatywizować zbrodniczą działalność OUN i UPA. Bezkrytycznie podsuwa tezę jakoby było regułą stawianie ludności polskiej przed podjęciem przeciwko niej działań żądań opuszczania terenu128. Stara się sugerować, iż rola „sowietów” w ludobójstwie dokonanym na Polakach jest niejasna, a więc znaczna129.Wskazuje na działające liczne bandy rabunkowe, o charakterze nie ideologicznym, które by miały duży udział w morderstwach ludności polskiej oraz na „wysiłki” „kierowniczych kręgów ukraińskich” w celu powstrzymania, jak to nazywa „terroru”130. Również stanowczo odrzuca tezę o zaistniałym ludobójstwie. Na ten temat pisze: „musimy stwierdzić, że ukraińska nie miała charakteru akcji ludobójczej. Celem tej akcji było wygnanie a nie wymordowanie ludności polskiej”131. Takie rozumowanie sprawia wrażenię propagandowej retoryki, która ma za zadanie wbijanie w głowy ludziom pewnych haseł, które zwolnią ich od myślenia i samodzielnego dociekania. Autor chce uwolnić od zarzutów, tak dalece, jak myśli, że to jest możliwe, stronę, którą był i jest nacjonalizm ukraiński wywodzący się z OUN-u. Jeśli nacjonaliści ukraińscy mieli dokonać wypędzenia „za każdą cenę” to znaczy że i za cenę zbrodni. Zbrodnia więc była z góry wkalkulowana w całą czystkę etniczną na południowo-wschodnich Kresach Rzeczypospolitej. O czym więc tu dyskutować?

Olszański za najwyższą z możliwych do przyjęcia liczbę wymordowanych Polaków przyjmuje za Studnickim 200000 osób132.Za bardziej prawdopodobna uznaje jednak 100000133. Tu trzeba przypomnieć, że przyjmowane przez badaczy w ostatnich latach szacunkowe liczby zamordowanych Polaków na Kresach południowo-wschodnich mieszczą się w granicach 120000 – 200000134.Tym bardziej może dziwić mimo zbliżonych u Olszańskiego szacunków widoczna w artykule skłonność do relatywizowania zbrodniczej działalności nacjonalistów ukraińskich. Zapewne chodzi tu o minimalizowanie winy, które ma służyć powziętym planom politycznym.

Stosunek środowiska Jerzego Giedroycia do nacjonalizmu ukraińskiego bardzo dobrze odzwierciedla artykuł Józefa Łobodowskiego pt. „Dmytro Doncow – życie i działalność”135. Autor podobnie jak ojciec Bocheński w „Zarysie Manifestu Demokratycznego” wychodzi z założenia istnienia na kontynencie europejskim dwóch przeciwstawnych sobie cywilizacji – zachodnio europejskiej i rosyjskiej. Powtarza on cytując Bakunina jego ocenę: „mamy przed sobą wielki konflikt, dwóch politycznych, społecznych i kulturalno-religijnych ideałów, konflikt Europa – Rosja”136.

Na tym tle ustawia problem ukraiński, a w szczególności zagadnienie ukraińskiego nacjonalizmu, którego jądrem stała się doktryna Dmytro Doncowa137.

Postrzeganie tego ukraińskiego ideologa przez Łobodowskiego jest jednostronne nie mówiąc już o tym, że w istotnych sprawach tendencyjne. Postać Doncowa jest oceniana głównie przez pryzmat funkcji jego dorobku w stosunku do Rosji. Doncow – jak pisze Łobodowski – zrywa z „rosyjskim kompleksem Ukraińców”138.Występuje przeciwko ich jakby dwoistej tożsamości uwidaczniającej się w odczuwanej na tzw. wielkiej Ukrainie bliskości w stosunku do narodu rosyjskiego warunkowanej posiadaniem wspólnych z nim korzeni etnicznych i historycznych (Ruś kijowska) oraz religii (prawosławie). Taka sytuacja skutkowała w przeszłości rożnymi koncepcjami dalszego współistnienia obydwu narodów we wspólnym państwie i ograniczeniu się do autonomii Ukrainy. Doncow jawi się więc Łobodowskiemu, jako ideolog zasługujący na pozytywną uwagę ponieważ ten pierwszy widzi właśnie w Rosji największe zagrożenie „dla samego istnienia narodu ukraińskiego”139i żąda absolutnej separacji pod każdym względem”140.Nacjonalizm ukraiński jest tu widziany przede wszystkim jako siła antyrosyjska i tym samym traktowany jako czynnik, który w sprzyjających warunkach może stać się sprzymierzeńcem. Inne jego cechy są spychane na dalszy plan i minimalizowane. Tak więc odczyt „sprawy ukraińskiej” przez ludzi związanych z paryską „Kulturą” staje się jednostronny i bywa skażony wieloma błędami chociaż, co trzeba przyznać zawiera i pierwiastki bardzo słuszne. Przy takim ujmowaniu zagadnienia niknie gdzieś węzłowy , jakby się należało spodziewać dla demoliberałów, a do takiej kategorii zalicza się przecież krąg „Kultury”, fakt przynależności doktryny Doncowa do kategorii darwinistycznych nacjonalizmów o charakterze faszystowskim141. Łobodowski co prawda wspomina na marginesie swoich wywodów, że Doncowowi zarzucano „zbyt intensywne zapatrzenia się na faszyzm”142, ale jak widać na podstawie całości napisanego przezeń tekstu, konstatacja tego typu nie robi na nim wrażenia i nie wpływa w istotny sposób na klimat, który stara się stworzyć wokół osoby ukraińskiego ideologa. Jak wolno przypuszczać, chcąc osłabić złe wrażenie wywołane przypomnieniem pokrewieństwa myśli Doncowa z kierunkiem powszechnie dziś potępianym ironizuje, stwierdzając, że faszyzm to ogólnik nie odróżniający cech poszczególnych systemów. Tym samymdeprecjonuje on zapodaną uprzednio informację o Doncowie bagatelizując cała sprawę143.

Przypomniana tu ocena Doncowa, która wyszła spod pióra Łobodowskiego jeszcze raz uwypukla fakt relatywnej wartości poznawczej wielu sugerowanych przez „Kulturę” opinii. Są one podporządkowywane bieżącej linii politycznej.



Warta przypomnienia na tym miejscu jest ocena funkcji Doncowa w stosunku do młodej generacji Ukraińców zamieszkujących terytorium II Rzeczypospolitej. Łobodowski konstatuje :”...gdy chodziło o znaczną część społeczeństwa (ukraińskiego B.G.), a zwłaszcza o młode pokolenie (Doncow B.G.) był niemal wyłącznym władcą uczuć i myśli. Młodzi nacjonaliści ukraińscy z OUN widzieli w nim przywódcę z powszechnej nominacji, ideologa o niewątpliwym autorytecie, niemal narodowego proroka (...). Tego nie kwestionowali i nie kwestionuje nikt, nawet żaden zdeklarowany oponent”144. Podobną ocenę roli Doncowa na łamach „Kultury” wyraził goszczący tam bardzo często Bogdan Osadczuk145.Te dwie oceny są słuszne. Z drugiej strony nie można nie zauważyć, że z całego przywołanego tu artykułu Łobodowskiego przebija niechęć do postawienia kropki nad i , co musiałoby polegać na przyznaniu , iż wymieniona przez niego „ znaczna część społeczeństwa”(ukraińskiego B.G.) znajdowała się pod wpływem koncepcji faszystowskich co uniemożliwiało zawarcie z nią jakiegokolwiek porozumienia.

Na tym tle szczególnego posmaku nabiera stosunek Giedroycia do formacji endeckiej, która we współczesnym mu okresie reprezentowała zgoła inny niż OUN typ nacjonalizmu, głosząc ideę budowy „Katolickiego Państwa Narodu Polskiego”. Idea taka zobowiązywała do korelowania tworzonych koncepcji z etyką katolicką i społeczną doktryną Kościoła146. Redaktor „Kultury” nie uzasadniał głębiej swoich poglądów na temat endecji. Ograniczał się raczej do pośredniego wyrażania opinii na ten temat147.

Ważnym tekstem zamieszczonym w „Kulturze”, który także rzuca światło na kwestie wzmiankowanej właśnie niechęci Jerzego Giedroycia do Narodowej Demokracji jest artykuł Krzysztofa Gawlikowskiego pt. Europejska wspólnota kulturowa a nacjonalizmy148. Autor stara się tam przedstawić nowa wizje rzeczywistości europejskiej, jaka może i powinna realizować się po upadku komunizmu. Głównie dotyczy ona postulowanej przez Gawlikowskiego przebudowy tożsamości narodów europejskich dotychczas orientowanej na własne narody i państwa w kierunku jej nowego kształtu o charakterze wspólnotowym, spychającym na dalszy plan specyfikę narodową i całą wspierającą ją tradycję, w której jest ona zakorzeniona i bez której nie może trwać.

Gawlikowski pisze: „ należy odrzucić dziewiętnastowieczne dziedzictwo absolutyzujące naród i państwo, a na jego miejsce wprowadzić treści bliskie tradycji Renesansu, kiedy to zaistniała jedność kulturowa znacznej części Europy”149.

Jak dalece byłyby to zmiany rewolucyjne dla naszej świadomości jeszcze lepiej pokazuje inny cytat zaczerpnięty z wypowiedzi wymienionego autora. „A więc np. zakładanie miast w Polsce na prawie niemieckim i napływ kupców oraz rzemieślników z państw niemieckich należałoby rozpatrywać nie z perspektywy krwawego Drang nach Osten, ale poszerzania miejskiej cywilizacji zachodniej , bez której nie mielibyśmy miast ani mieszczan pewnie tak samo jak wschodnia Ruś nie mówiąc o rozmaitych instytucjach samorządowych, technologiach itp.”150.Tak więc należałoby odrzucić wpajany Polakom od końca XIX wieku przez szkołę polityczną Narodowej Demokracji pogląd, oparty zresztą na skrupulatnej obserwacji praw rządzących cywilizacją, iż najgroźniejszym dla Polski był właśnie żywioł niemiecki, który parł na wschód stosując nie tylko metodę zauważoną przez Gawlikowskiego czyli „krwawy Drang nach Osten”, ale także i drogę pokojowej infiltracji często w skutkach znacznie groźniejszej.

Pozostawiając na boku jako mniej istotne dla naszego tematu pomyłki historyczne Gawlikowskiego dotyczące np. zasugerowanego przezeń nieistnienia na wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyźnie miast przed lokacją na prawie niemieckim i braku elementów samorządowych w rodzimej kulturze społecznej Słowian, trzeba mocno podkreślić, że postulowana przez tego publicystę przemiana świadomości narodowej w praktyce ułatwiałaby oddziaływanie tendencji asymilacyjnych ze strony naszych zachodnich sąsiadów. Postulat Gawlikowskiego stanowi istotny komponent światopoglądu, który określa się jako kosmopolityczny. Jest propozycją planowego demontażu dotychczasowej świadomości narodowej, która w latach komunizmu doznała już poważnych uszczerbków i jak chcą niektórzy obecnie znajduje się w kryzysie. Postulat ten jest niebezpieczny.

Gawlikowski pospołu z niektórymi prominentnymi przedstawicielami opozycju antykomunistycznej wysunął też pomysł powołania do życia Towarzystwa Europejskiej Wspólnoty Kulturowej, która by miała za cel wprowadzanie w życie postulowanych przez niego przemian świadomościowych45.

Jak pisze socjolog profesor Zbigniew Kurcz dla tej idei udało się Gawlikowskiemu pozyskać także i Jerzego Giedroycia151. Stwierdzenie to wydaje się wiele wyjaśniać w zakresie interesujących nas tu kwestii, dotyczących problemu narodu i zachowania jego tożsamości. Jeżeli perspektywa formowania świadomości narodowej nakreślona przez Gawlikowskiego jest miarodajna dla środowiska paryskiej „Kultury” to nie należy się dziwić klimatowi wielu zamieszczanych tam publikacji oraz zamykania oczu na niektóre bardzo ważne dla Polaków sprawy, jak też i krytyce tego pisma, jaka z czasem dawała znać o sobie coraz częściej. jak się wydaje można przyjąć, że całokształt poruszanej na łamach „Kultury” problematyki ukraińskiej jest nacechowany właśnie takim światopoglądem, o którym jest mowa powyżej. Zagadnienia ukraińskie zajmują tam tez bardzo wiele miejsca. Przyjrzyjmy się więc bliżej różnym zamieszczanym w „Kulturze” publikacjom, ich autorom i sposobom wartościowania istotnych wydarzeń i problemów.

Biorąc pod uwagę charakter niniejszego artykułu nie byłoby celowym prezentowanie wszystkich kolejnych publikacji dotyczących stosunków polsko-ukraińskich czy przebiegu wypadków na Ukrainie po upadku komunizmu. Najbardziej istotnym dla niniejszego tematu jest określenie sposobu omawiania zagadnień oraz częstotliwości problematyki ukraińskiej na łamach pisma. „Kultura” pilnie rejestruje bieg ważniejszych wydarzeń na Ukrainie. Głównym autorem, który zabiera glos jest Bohdan Osadczuk, uznany za pośrednika pomiędzy pismem a emigracją ukraińską152 . Podejmuje on różne zagadnienia, tak z zakresu wewnątrz ukraińskiego życia politycznego, gospodarczego, jak i stosunków Ukrainy z zagranicą ze szczególnym uwzględnieniem Rosji i Polski. Autor ten wypowiada się często w duchu konieczności zbliżenia Ukrainy z Polską przedstawiając się na łamach „Kultury”, jako rzecznik trwałego porozumienia na linii Warszawa – Kijów. Oto jedna z jego wypowiedzi na ten temat. Pochodzi na z roku 2000:” pozostaje nadal w sferze przygotowań (...) koncepcja stworzenia obszaru międzymorza (...). Jest to program stulecia, jeśli nie tysiąclecia, bo jeśli się nam uda ową myśl zrealizować przewrócimy starą, dla nas zawsze niekorzystną geopolitykę do góry nogami”153.

W tym samym roku w artykule zatytułowanym „Między Niemcami a Rosją” sugeruje istniejącą groźbę ponownego porozumienia się tych dwóch państw ze szkodą dla Polski i Ukrainy. Zarzuca też „Kremlowi” chęć poróżnienia obydwu krajów154. Tymi słowy, jak i innymi podobnymi w swym duchu, wypowiadanymi na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia XX wieku, wyraża myśl, która pokrywa się z zapatrywaniami Giedroycia na temat stosunków polsko – ukraińskich. Stara się wpajać w czytelnika przekonanie o nieodzowności zbliżenia polsko-ukraińskiego jako jedynej rozsądnej drogi dla polskiej polityki wschodniej155.

W kontekście snutych planów i propozycji bardzo pouczającą jest retoryka, jaką stosuje Osadczuk. Należy mocno podkreślić, że publicysta ten generalnie uchyla się od krytyki działalności ukraińskiego nacjonalizmu spod znaku OUN tak w latach międzywojennych, w czasie okupacji jak i w najbliższym następującym po niej okresie. W konsekwencji powtarza rozmaite obiegowe po stronie ukraińskiej tezy co do przebiegu wypadków równocześnie obraźliwie wyrażając się o niektórych autorach, piętnujących zbrodniczą działalność OUN i UPA. Tak tez imiennie wywołuje nazwiska historyków Edwarda Prusa, Jacka Wilczura jako „szkalujących Ukrainę” „odrażających” czy „strasznych”. 156 Senator Berny została podobnie potraktowana za jej opinię o „Akcji Wisła”. Według Osadczuka ma ona ziać „wręcz rasistowską nienawiścią wobec ofiar deportacji”. Jest to insynuacja i histeryczne nadużywanie pejoratywnych terminów157. O muzeum generała Świerczewskiego w Jabłonkach powiada, iż panuje tam „duch narodowego faszyzmu”158 Natomiast ciepło wyraża się o głównym ideologu OUN-u Dmytro Doncowie. Ocenia go jako „znakomitego publicystę i polemistę” i w zasadzie poprzestaje na takiej charakterystyce. Twierdzi też, co jest wyraźną nad interpretacją, iż Doncow „był bardzo lojalnym obywatelem polskim”, nie komentując jego osobistej sytuacji i głębszych przyczyn ówczesnego zachowania ukraińskiego ideologa. Widać też w wypowiedziach Osadczuka pewne aluzje do myśli o rehabilitacji UPA. Jego argumentem ma być rzekomy fakt, iż „większość ruchu oporu –chodzi mu o UPA - kierowała się pobudkami patriotycznymi a nie ideologicznymi”159 . Wielokrotnie przekręca też fakty dotyczące działalności nacjonalistów ukraińskich w latach okupacji. Jego język w takich wypadkach jest nader oględny, oczywiście z korzyścią dla opinii o nacjonalistach ukraińskich.

O ile wypowiedzi Osadczuka, które dotyczą bieżącej polityki ukraińskiej i bieżących międzypaństwowych stosunków polsko-ukraińskich mogą być przyjmowane, jako w stopniu dopuszczalnym subiektywne oceny rzeczywistości, to jego wartościowanie zaszłości historycznych pomiędzy Polakami i Ukraińcami jest już nacechowane przesadną stronniczością. Jest to pewna forma świadomej dezinformacji lub wynik niemożliwości oderwania się od typowych dla prawicy ukraińskiej schematów i zbitek pojęciowych. Podobna retoryka w odniesieniu do tych samych wydarzeń historycznych cechuje i innych autorów występujących na łamach „Kultury”.

Np. znamienne są wypowiedzi Andrzeja Vinzenza z 1991 roku160. Usprawiedliwia on terrorystyczną działalność nacjonalistów ukraińskich polską polityką na Kresach południowo - wschodnich. Z widoczną beztroską podaje ukraińskie szacunki strat własnych poniesionych w wyniku starć z Polakami na 300000 zabitych. Równocześnie zapytany o wiarygodność takiej liczby reaguje, wyrażając wątpliwość w celowość dokładnego ustalenia strat polskich, bo jak pisze „nie o to chodzi”161.Dalej Vinzenz znowu podsuwa rozmówcy w odbywającym się z nim wywiadzie wersję ukraińską, która głosi, iż „spirala gwałtu” zaczęła się 17 września 1943 roku. W końcu sugeruje, że doszło do prowokacji komunistów, którzy zabijając wówczas Ukraińców wywołali ich krwawe wystąpienia przeciwko Polakom. Wówczas to zgodnie z retoryka Vinzenza zaczęła się „walka wszystkich przeciwko wszystkim”162. Jest to wygodny slogan potrzebny do maskowania zbrodni ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej. Dalej znowu Vinzenz posługuje się wypowiedzią młodego Ukraińca , który powiada: „to były czasy apokalipsy. Czy teraz (...) należy się zastanawiać i rozwodzić kto, jak się w latach apokalipsy zachowywał”. Wymowę wypowiedzi Vinzenza koronuje nie pozostawiając już żadnych wątpliwości takie oto stwierdzenie: „banderowiec to brzmi dobrze – to po prostu niepodległościowiec ukraiński”163.

Charakterystyczna jest też zamieszczona w „Kulturze” wypowiedź profesora Stefana Kozaka, który pisząc o wielkiej, jak uważał, szansie porozumienia polsko - ukraińskiego za przeszkodę widzi „stare urazy”, „propagandowe przekłamania, jątrzące animozje, stereotypy i mity podsycające wzajemna wrogość i nienawiść oraz sprowadzające oba narody w ślepy zaułek nacjonalizm i szowinizm”164. Dalej daje do zrozumienia, iż do powyższych przeszkód zalicza także różne publikacje dotyczące takich tematów, jak „kto zabił profesorów lwowskich” czy „zbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na ludności polskiej Wołynia w latach 1939 – 1945”165. Taka wypowiedź jak i podobne mogą być odczuwane jako stawianie przez Ukraińców warunku – macie milczeć w kwestiach kompromitujących stronę ukraińską. Wzniosłe wyznania, jak np. ambasadora Ukrainy Teodozjusza Staraka: „Polska ma dla nas szczególne znaczenie” i zapewnienia, iż będzie usuwać wszelkie przeszkody prowadzące do porozumienia, są przeplatane skłonnością do tuszowania wydarzeń z przeszłości. Jak można się łatwo domyślać miałaby obowiązywać ukraińska interpretacja historii stosunków polsko – ukraińskich, w której powinno się piętnować takie wydarzenia jak np. tzw. pacyfikacje przeprowadzane w latach II Rzeczypospolitej, spowodowane zresztą terroryzmem ukraińskim czy powojenną „Akcję Wisła”. Natomiast problem zbrodni UPA miałby zostać sprowadzony do wymiarów „bratobójczych walk”166czy „walk polsko – ukraińskich”167. Głosów na rzecz powrotu ludności ukraińskiej czy łemkowskiej na tereny, które opuściła po „Akcji Wisła” na łamach „Kultury” nie równoważą refleksje ubolewające nad tragedią kilku milionów Polaków okrutnie wypędzonych w nieporównywalnie gorszych warunkach z Kresów południowo -wschodnich . Na ten temat analizowane roczniki piśma redagowanego przez Jerzego Giedroycia panuje cisza.

Publikacje dotyczące problematyki polsko-ukraińskiej występujące na łamach „Kultury” to w większości suma głosów ukraińskich choć i polscy autorzy zdarzają się tam od czasu do czasu. Jednak ich glosy na ogół też pozostawiają wiele do życzenia. Inaczej myślący o tych zagadnieniach autorzy, jak np. dr hab. Wiktor Poliszczuk, zasłużony dla nauki politolog i historyk ukraińskiego nacjonalizmu z całą konsekwencją nie są dopuszczani w „Kulturze” do głosu.

Krytyka „politycznego mitu Jerzego Giedroycia” nie oznacza ani nieprzyjaźni w stosunku do pięćdziesięciomilionowego społeczeństwa ukraińskiego jako całości, ani braku pozytywnego zainteresowania ukrainizmem, jako kulturą sąsiedniego narodu. Wręcz przeciwnie z ich istnienia i trwania powinniśmy się cieszyć i przywiązywać do nich dużą wagę. Należy uznać za trafne i przyjąć poglądy wielu polskich polityków z pierwszej połowy XX wieku, którzy uznali niepodległość Ukrainy za fakt wysoce pożądany bo osłabiający imperializm rosyjski 168 . Stanowisko takie bynajmniej nie koliduje z występowaniem przeciwko takiej tradycji myślowej i takiej duchowości, która wyartykułowała się w zbrodniczej działalności OUN i UPA przeciwko Polakom, Żydom a nawet i tym Ukraińcom, którzy reprezentowali inne opcje światopoglądowe i polityczne. Tę tradycję należy demaskować i zwalczać w obawie, że może ona zdominować z czasem społeczeństwo Ukrainy 169, które jeszcze dzisiaj nie wykrystalizowało do końca swojego oblicza i nie wiadomo jeszcze na pewno, jak to stwierdzają obserwatorzy jakie ono będzie170. Nie zadawalają nas uspokajające glosy, że partie nacjonalistyczne na współczesnej Ukrainie stanowią niewielką mniejszość, która plasuje się na pograniczu progów wyborczych171.Wiemy z lekcji historii, że niektóre partie polityczne nigdy nie dochodząc do władzy wyciskały jednak swoje mocne piętno na poglądach społeczeństwa. Tak było np. w Polsce z poglądem wypracowanym przed Narodową Demokrację w końcu epoki zaborowej, który uznał Niemcy, a nie Rosję za głównego wroga Polski zagrażającego bytowi całego narodu. Pogląd ten skutkował długo, stając się własnością całego społeczeństwa polskiego i rzutując także na politykę sanacji. Tego typu przykładów znamy z historii znacznie więcej.

Tradycja nacjonalizmu ukraińskiego, a może nawet tylko niektóre jej wątki i właściwe dla nich interpretacje, które podsuwała i podsuwa Ukraińcom powinna zostać zastąpiona przez inną – dla nas przyjazną. Tymczasem „wschodni mit Jerzego Giedroycia”, że pozostanę przy terminologii profesora Kurcza172 takiej wymiany nie przewiduje. Nie dostrzega on czy nie chce dostrzec wielu spraw, chowając je „ pod sukno”, wychodząc z założenia ,że w ten sposób doprowadzi do współbrzmienia obydwu narodów. Jest to mniemanie błędne i powierzchowne. Nie tędy prowadzi droga do celu, którym miałaby być oczekiwana przez wielu federacja czy inna forma ściślejszego zbliżenia.

Nie będzie przesadnym stwierdzenie, że „Kultura” jest adwokatem interesów ukraińskich mimo, że celem głoszonym oficjalnie jest dbałość o dobre stosunki polsko- ukraińskie. To zaś sugerowałoby jakąś równowagę w traktowaniu interesów obydwu stron. Tymczasem sprawy mają się inaczej.

Kolejnym przykładem może być wyłożony na łamach „Kultury” pogląd o nie stosowaniu zasady wzajemności w kwestii praw mniejszości narodowych w Polsce. I znowu głos mają tu Ukraińcy, Bogumiła Berdychowska, Mirosław Czech, Stefan Kozak czy Włodzimierz Mokry. Oni nadają ton w interpretacji zagadnienia, oni pouczają jak być powinno. Stosowanie zasady nie wzajemności, co podnosi prawicowy poseł Piłka w tym konkretnym wypadku, wytrąca z rąk polskich narzędzie nacisku na stronę ukraińską aby ta przestrzegała zawartych porozumień i zapewniała ukraińskim Polakom należne im warunki dla kultywowania swojej tożsamości narodowej 173 . Ponadto daje tu o sobie znać hołdowanie zasadzie indywidualizmu liberalnego, która sprawy narodowościowe traktuje tylko poprzez pryzmat jednostki. Natomiast z punktu widzenia polskiego interesu narodowego jest to polityka wadliwa, polityka rezygnacji, uprawiana już w latach międzywojnia przez środowiska i ludzi bliskich duchem Jerzemu Giedroyciowi. W „Kulturze” słychać też głosy aby na współczesne stosunki polsko-ukraińskie nie mieli wpływu „ziomkowie”174, a więc wypędzeni z Kresów Polacy, którzy by mogli zgłaszać różne pretensje, jako kategoria ludzi najbardziej poszkodowanych. Tak też i nie widać ich wypowiedzi na łamach miesięcznika. Również wartym podkreślenia jest fakt, że w zamieszczanych tam wypowiedziach ukraińskich brakuje śladu pluralizmu poglądów. Pod pewnym względem są one monolityczne i służebne w stosunku do ukraińskiego interesu narodowego.

Kończąc powyższe uwagi o charakterze wypowiedzi zamieszczanych w „Kulturze”, a dotyczących problematyki ukraińskiej można postawić pytanie o przyczyny takiego dobierania opinii.

Jak pisze profesor Kurcz u podstaw takiej sytuacji leży: „postulat wielkoduszności, rozumienia lęków małych narodów (w wypadku Ukraińców chodziłoby tu o naród jeszcze do końca nie okrzepły, a nie mały B.G.) i ustępowania im pola”175. Taka diagnoza zmusza tez do postawienia następnego pytania. O ile taka metoda jest w ogóle skuteczna? Czy nie jest z gruntu błędna bo psychologicznie fałszywa? W tym momencie na myśl przychodzi kilka bardzo trafnych uwag na ten temat, jakie skreślił Roman Dmowski w swoich „Myślach nowoczesnego Polaka”. W książce wyraża się on ironicznie o skłonności rodaków do „łagodzenia” przeciwników metodą ustępowania im. Stwierdza zgodnie z rzeczywistością, że taka metoda jest na ogół nieskuteczna a nawet prowadzi do efektów wręcz przeciwnych176. Cały problem ma więc praktyczne znaczenie i wart jest rozpatrzenia z należnym mu pietyzmem. Metoda stosowana przez „Kulturę” krzewi mentalność kapitulancką.

Wracając jeszcze raz do wyraźnego niedostatku u Jerzego Giedroycia skłonności do „upominania się o swoje”, o polski interes narodowy, przyczyn trzeba szukać w jego światopoglądzie. Moment ten poruszono już wyżej ale jest on na tyle istotny, że warto go częściej artykułować. Bo skoro przede wszystkim ważna jest europejska formacja kulturowa, skoro winno się przebudowywać świadomość narodową w kierunku zacierania jej wyraźnych konturów to mogą nie liczyć się sprawy ważne dla Polaków, dla jednostek które wspominają straszne przeżycia i śmierć bliskich. W takim klimacie sprawy przelanej krwi, wypędzeń i cierpień tracą, sprawy zbrodni i winy tracą na znaczeniu? Tek tez i czyni Jerzy Giedroyc. W swoim zapewne ostatnim wywiadzie dla Polskiego Radia 1 września 2000 roku, na 14 dni przed śmiercią kategorycznie zawyrokował, iż zbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na Polakach powinny zostać zapomniane! Poczym, w udzielanym wywiadzie ze spokojem przeszedł do tematów kulinarnych.

Klimat przeanalizowanych tekstów zamieszczanych w „Kulturze” a także i w związanych z nią „Zeszytach Historycznych” w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku generalnie cechuje się tonem cierpkim w stosunku do Polaków i ich interesów. Styl ten dotyczy nie tylko problematyki stosunków polsko - ukraińskich ale też i innych, np. polsko-niemieckich gdzie nie może już być mowy o narodzie małym czy nie skrystalizowanym.

Profesor Zbigniew Kurcz poglądy Jerzego Giedroycia oraz współpracujących z nim osób nazywa „współczesnym mitem politycznym”177. Dotyczył on ukształtowania Europy środkowo-wschodniej i został sprzęgnięty z demokracją liberalną i wmontowany w ramy definiujących ją cech. Idea Giedroycia bez oparcia w konkretnych siłach politycznych, dzisiaj, jak się wydaje spełzła na niczym. Europejski zachód nie sprzyjał bowiem powstaniu nowych lokalnych wspólnot politycznych w środku i na wschodzie kontynentu, będąc raczej skłonnym do wysysania istniejącego tam potencjału. Zgodnie z właściwymi dla liberalizmu metodami wplótł „nowe” kraje w sieć swoich interesów, a liberalne zasady działania , na których opierał się „mit giedroyciowski” raczej sprzyjały podważaniu interesu narodowego w konkretnych sytuacjach niż stały się narzędziem służącym do przyciągania innych narodów. Należy też pamiętać, że możliwość i siła przyciągania zazwyczaj zależy od potencjału ośrodka krystalizującego jakąś większą całość niż od „uprzejmej” i „wyrozumiałej” polityki stosowanej przez występujących na widownię z hasłem jednoczenia narodów. Atrakcyjność partnera zazwyczaj wynika z jego siły, głównie gospodarczej, a takiej nie posiadamy w nadmiarze. Ponadto o jej tworzeniu nie wiele też mówi „idea giedroyciowska”. Raczej zamyka się w ramach wąsko rozumianej polityki.

„Wschodni mit Giedroycia” w Polsce nie był jedynym. Lata okupacji to, jak zauważono już wyżej, okres narastania wielu refleksji i planów o charakterze geopolitycznym. Klęska państwa polskiego i tragiczne przeżycia wojenne przyczyniły się do powstania wielu koncepcji mających na celu dokonać scalenia narodów położonych pomiędzy Niemcami a Rosją. Chronologiczne wcześniejsza do koncepcji Giedroycia była zbliżona do jego idei ale zarazem i bardzo różna od niej koncepcja znanego polityka i pisarza politycznego wywodzącego się z obrębu Narodowej Demokracji Adama Doboszyńskiego. Wbrew swojemu środowisku politycznemu, które opuścił już pod koniec okupacji skorygował on dawniejsze spojrzenie na Ukrainę i Ukraińców. W opublikowanej zaraz po wojnie nowej wersji swej pracy pt. „Wielki Naród” wysunął ideę powołania do życia „Unii Słowian Zachodnich i Litwy”, która powinna zjednoczyć obok Polaków, Czechów, Słowaków, Białorusinow, Litwinów także i Ukraińców. Za planowaniem takiej jednostki politycznej miałyby według Doboszyńskiego przemawiać: pokrewieństwo językowe, wspólnota losów historycznych oraz wspólne elementy cywilizacyjne.

Doboszyński stał na stanowisku, że „od przyszłej organizacji świata należy wykluczyć wszelkich , 178. Był tez przekonany, że „do pełni psychicznej człowieka należy w naszych czasach uczucie do narodu. Kto go w sobie nie czuje, jest dzisiaj człowiekiem psychicznie nienormalnym”179. Uważał też, że trwałość postulowanej unii może zapewnić tylko wspólna dla wszystkich członków „świadomość narodowa wyższego rzędu”180. Dlatego też wysunął ideę „wielkiego narodu”, który miałby być, jak sądził kontynuacją procesu integracyjnego jaki przebiegał na terytorium Pierwszej Rzeczypospolitej, a który został przerwany przez rozbiory.

Trudno jest dziś wyrokować o realności takiej koncepcji. Nie ona tez jest tematem niniejszego opracowania. Chcemy tylko zauważyć, że koncepcja Doboszyńskiego uwzględniała podstawowe wartości i postulaty polskiej idei narodowej i dlatego ją przypominamy celem uwypuklenia jakości gatunkowej liberalnej w swojej osnowie wizji Giedroycia i jego środowiska. Koncepcja Doboszyńskiego została też dość szczegółowo opracowana czego nie można powiedzieć o wizji Giedroycia. Ta ostatnia pozostawia wiele niedomówień, stanowiąc jakby emisję różnych głosów nieraz nie przystających ściśle do siebie, nieraz nawet sprzecznych. Jak już powiedziano myśl Giedroycia i „Kultury” kształtuje klimat, operuje ironią destruuje często tradycję, ale w zakresie konstrukcji jest bardzo skrótowa. W nowych warunkach, które nie doprowadziły do powstania sugerowanej federacji środkowo-europejskiej „wschodni mit Giedroycia”, konfrontujący się z polską ideą narodową, która co jeszcze raz wypada podkreślić, nigdy nie przybrała cech zbliżonych choćby do doncowskiego nacjonalizmu ukraińskiego o charakterze darwinizmu społecznego i faszyzmu181 nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dziś można powiedzieć, że się wypalił.

W postkomunistycznej Europie środkowej i wschodniej gdzie znowu dały o sobie znać liczne nacjonalizmy postulat strzeżenia własnego interesu narodowego znowu zaczął się dopominać o swoje prawa. Można powiedzieć nawet więcej. W ogniu egoizmów narodowych stał się koniecznością. Mit giedroyciowki, który w zakresie rozkładania imperialnego układu sowieckiego zaznaczył swoją funkcjonalność i dziś może ją jeszcze wykazać np. w przypadku Białorusi, stosowany z uporem jako ślepo stosowana przesłanka doktrynalna będzie szkodliwy. Jak wykazują jasno przytaczane wyżej wypowiedzi zaczerpnięte z łamów paryskiej „Kultury” czy „Zeszytów Historycznych” okazał się on nieprzyjazny polskiej idei narodowej. Nie uwzględnił on także zasady, że obok realizacji dalekosiężnych planów geopolitycznych, które nieraz okazują się zadaniem nie do wykonania przez bieżące pokolenie należy zawsze dbać o swój” stan posiadania”. O tym nie pamiętali jeszcze w latach II Rzeczypospolitej ludzie pokroju Giedroycia, Bączkowskiego i im podobni. Skutki tych zaniedbań okazały się straszliwe i kosztowały życie wielu tysięcy Polaków i innych.

Stale aktualnym jest pytanie dlaczego mamy tolerować wyraźny brak równowagi pomiędzy ciągle ponawianymi do nas pretensjami strony ukraińskiej, a stanem faktycznym zaszłych w XX wieku wydarzeń, który potwierdzają nowoczesne i szczegółowe badania z ostatnich lat182. Dlaczego ze spokojem mamy czytać i celebrować ogłaszane w „Kulturze”, ale i w innych miejscach oświadczenia na kształt wypowiedzianego przez ambasadora Dmytra Pawłyczkę, iż” UPA to cześć i chwała Ukrainy”183.

.Kardynalne znaczenie ma też i takie pytanie dlaczego cień nacjonalizmu ukraińskiego, a właściwie zachodnio ukraińskiego, w jakiej by on formie nie dawał dzisiaj znać o sobie, miał być pośrednikiem pomiędzy nami a pięćdziesięcio milionowym, bardzo różnorodnym pod względem tradycji, religii, kultury, upodobań politycznych a nawet i języka społeczeństwem państwa ukraińskiego.

Aktywna polska polityka wschodnia, gdyby była w wielkim stylu powinna wypracować nowe zasady i drogi porozumienia a w jego ramach dialogu z tym społeczeństwem, które jak chcą niektórzy jest jeszcze pewną niewiadomą184, a którego główna masa jest wolna od wizji, które stworzyły OUN i jej przybudówki. Warto jest poświecić wiele uwagi aby dopomóc w procesie wykreowania się pożądanej, świadomości narodu ukraińskiego niż stosować metodę, niedopowiedzeń, chowania bolesnych nowej spraw „pod sukno” a nawet kłamstw oraz nie dających zadawalających efektów ustępstw.

I w końcu pojawia się ostatnie pytanie jakie zamieścimy w tym artykule. Tym razem stawia je ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Brzmi ono: „To co po Giedroyciu?”185.Autor wyraża zaniepokojenie o dalsze losy linii Giedroycia w stosunku do Ukrainy. Wytyka stronie polskiej takie posunięcia jak przyznanie nagrody „Przeglądu Wschodniego” książce W. i E. Siemaszków, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia”. Obrusza się na Andrzeja Przewoźnika, iż ten napomina o tym, że Ukraińcy doznali również cierpień od nacjonalistów ukraińskich!. Nagrodę dla Siemaszków kwituje taką oto uwagą: ”po tylu latach wzajemnych i nie bezpodstawnych nienawiści ukraińsko-polskich, przejawy narodowego taktu, można by powiedzieć narodowej delikatności, są sprawą nadzwyczajnej i to bardzo pragmatycznej ważności dla obu stron”.

Jak widać żądania mnożą się i nie mają końca. Oczekuje się od mas milczenia! Skutki takiego zachowania Ukraińców nie są dobre i nie prowadzą do deklarowanych celów. Jak pisze jeden z polskich publicystów nie występujący na łamach paryskiej „Kultury” „gloryfikacja organizatorów ludobójstwa, umieszczanie ich w panteonie bohaterów i budowanie pomników nie pozwala nam Polakom na zapomnienie oraz pozbycie się nieufności do Ukraińców w ogóle, mimo że nie utożsamiamy narodu Ukraińskiego z jednym promilem jego członków uprawiających zbrodniczy proceder w imię rzekomej walki o wolność”186.

Natomiast na pytanie postawione przez Hrycaka wypada odpowiedzieć – po Giedroyciu powinien przyjść ktoś inny, kto będzie doceniać walor idei sfederowania krajów pomiędzy Niemcami a Rosją, ale który potrafi nakreślić jednak już inną linię dialogu z Ukrainą i Ukraińcami. Może będzie ona bardziej efektywna!


Agata Kotowska

Marian Malikowski

1   ...   11   12   13   14   15   16   17   18   ...   28


Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©atelim.com 2016
rəhbərliyinə müraciət