Ana səhifə

Materiały I Studia z Dziejów Stosunków Polsko- ukraińskich


Yüklə 2.21 Mb.
səhifə9/28
tarix24.06.2016
ölçüsü2.21 Mb.
1   ...   5   6   7   8   9   10   11   12   ...   28

Zbliżanie się frontu spowodowało konieczność ewakuacji osób objętych opieką i przebywających w schroniskach PolKO na zachód. Dotyczyło to też PolKO Lwów- miasto, gdzie osób takich było wyjątkowo dużo. Na zlecenie dr. Barana przekazano na ten cel do Lwowa kwotę 40 tys. złotych174. Wydarzenia w Małopolsce Wschodniej wywołały emigrację ludności, a więc ciągnięcie do miast i wyjazdy na zachód, nawet wtedy gdy wiązało się to z utratą całego majątku i niepewną przyszłością. Ukraińcy przystąpili do palenia opuszczonych domów polskich i do systematycznego niszczenia wszystkiego, co uciekinierzy pozostawili, tak że i z tego powodu powrót do opuszczonych wsi stał się zupełnie bezcelowy175. Stworzyło to nowe rzesze „podopiecznych przejściowych”. Opieka nad nimi spowodowała rychłe wyczerpanie zapasów lokalnych PolKO, tak gotówkowych jak i żywnościowych. Kamionka, Złoczów, Stanisławów, Stryj, Drohobycz alarmowały więc do centrali o nowe przydziały. Brakowało mąki, kasz, artykułów strączkowych, by móc utrzymywać działalność opiekuńczą czy kuchnie. Komitety prowincjonalne prosiły głównie o żywność, bo pieniądze w terenie straciły szybko swoją wartość.


Tymczasem w lutym Dział Opieki nad Przejezdnymi PolKO w Krakowie (miasto) przygotował obszerne sprawozdanie z opieki nad przesiedlonymi i uchodźcami z Wołynia i Małopolski Wschodniej za styczeń 1944176. Uzyskujemy z niego wiele dalszych informacji na temat sposobów funkcjonowania pomocy poszkodowanym. Autorzy podkreślali, że w styczniu ruch uchodźców wzmógł się znacznie, przy czym zaczęły napływać z dawna oczekiwane transporty dzieci. Placówka przy ul. Krakowskiej przestała wystarczać, więc musiano przystąpić do zorganizowania innych. 6 stycznia 1944 przybył transport dzieci z Chełma w liczbie 25, w tym dwoje niemowląt, którym towarzyszyły dwie kobiety. Ze względu na odrę, która wybuchła w schronisku przy ulicy Krakowskiej, urządzono dla nowoprzybyłych dzieci prowizoryczne schronisko w 2 pokojach biurowych przy ul. Karmelickiej 41. Dzieci przebywały w nim do końca miesiąca. Opiekę nad nimi pełnili ochotnicy spośród personelu działu, starając się o stworzenie dla dzieci możliwie znośnych warunków. Zapewnione zostały nadzór lekarski i pielęgniarski. Wszystkie dzieci zostały odwszone, a w razie potrzeby odświerzbione. Obiadów i kolacji dostarczała na rachunek RGO kuchnia w Krakowie przy ul. Krupniczej 9, śniadania i podwieczorki sporządzano we własnym zakresie. W dniu 29 I, po otrzymaniu informacji o nowym transporcie, nie mogąc ze względów technicznych (personel i inwentarz) prowadzić dwóch schronisk dziecięcych, zwinięto punkt przy ul. Karmelickiej i przeniesiono zeń dzieci do dwóch sal w schronisku albertynek przy ul. Podbrzezie 6. W dniu 31 I przybył do tego schroniska transport z Brodów w liczbie 51 osób (przeważnie dzieci). Dzięki staraniom PolKO uzyskano w Wydziale Opieki Społecznej 2 sale dla uchodźców w schronisku Opieki Społecznej przy ul. Józefa 42, dokąd w dniu 25 I przybył transport w liczący 34 osoby. Uchodźcy otrzymywali główne posiłki z kuchni Opieki Społecznej, jednak dożywianie ich okazało się konieczne, toteż z produktów dostarczanych przez Dział sporządzano śniadania, kolacje i dożywianie chorych. W schronisku przy ul. Krakowskiej pełniono opiekę nad uchodźcami, tak jak w poprzednich miesiącach, dożywiając dzieci i chorych. Otoczono ich też opieką lekarską. Zaraz po przyjeździe wszyscy zostali odwszeni w łaźni przy Nadwiślańskiej lub Zielnej grupowo, a w szpitalu św. Łazarza indywidualnie. Odświerzbienie odbywało się w szpitalu św. Łazarza. W każdym schronisku był lekarz, który codziennie badał chorych, kierując ich w razie potrzeby do ambulatorium czy szpitali, lżejsze wypadki leczono na miejscu. Lekarstwa według recept wykupywał Dział Opieki, ewentualnie otrzymywał je z Polskiego Komitetu Opiekuńczego. Poza stałą opieką lekarską, każdy transport dzieci był badany przez lekarza z Witkowic w kierunku rozpoznawania jaglicy, a chore dzieci były od razu zabierane do zakładu w Witkowicach. Kosztów ich pobytu nie pokrywało PolKO w przeciwieństwie do pobytu podopiecznych w innych szpitalach. Ponieważ w szpitalach było słabe wyżywienie, grupa pań z ramienia PolKO zajęła się dożywianiem w szpitalach. W styczniu dożywiano w ten sposób 25 osób. Ponadto niektórzy lekarze specjaliści udzielali potrzebującym bezinteresownej pomocy. Uchodźcami przebywającymi w obozie przy ul. Prądnickiej zajmowały się stałe opiekunki z punktu opiekuńczego Działu przy tym obozie. W styczniu przeszło przez obóz 199 osób z Kostopola, Polesia, spod Kowla, z okolic Krzemieńca, Łucka i Podhajec. Opieka Działu w obozie wyrażała się przede wszystkim w dożywianiu przebywających tam dzieci. Udzielano również doraźnej pomocy uchodźcom przemieszczającym się indywidualnie.

W styczniu wzrosła również ilość wypędzonych, nie zatrzymujących się w schroniskach, a jedynie zgłaszających się do biura. W miarę możliwości wspierano ich gotówką, odzieżą, produktami żywnościowymi i obiadami. Dziewięcioro dzieci umieszczono w rodzinach zastępczych. Zgłoszeń o dzieci było około 300. Każde umieszczenie dziecka poprzedzał szczegółowy wywiad, dokonany przez specjalistów, albo, o ile zgłoszenie pochodziło spoza Krakowa, zbierano dokładne dane o rodzinie od miejscowych, proboszcza i Delegatury PolKO. Wywiadów takich przeprowadzono 52. Przedstawiciel rodziny zastępczej podpisywał deklarację, w której zobowiązywał się do roztoczenia nad dzieckiem należytej opieki, a w razie niedotrzymania warunków – do oddania dziecka z powrotem pod opiekę Komitetu.

Ofiarność społeczeństwa na rzecz pokrzywdzonych była duża. Poza opieką nad dziećmi składano dary w gotówce i naturze. Dzięki temu można było przebrać wszystkie dzieci z transportu z Chełma, przyrządzać im śniadania i kolacje w punkcie przy Karmelickiej 41 i prowadzić dożywianie w innych punktach opieki.

Biuro działu opieki było czynne bez przerwy od godz. 7.30 do 19. Część personelu pełniącego dyżury przy dzieciach, pracowała do godziny 21. Dyżurowano również w niedzielę. Wobec ogromu pracy i szczupłej liczby personelu biura, PolKO przydzielił na pewien okres dwóch urzędników z innych działów. Ponadto korzystano z pomocy pań będących opiekunkami, które spieszyły zawsze na wezwanie Działu.

W styczniu 1944 ilość osób w schroniskach była następująca177:
Stan na 1.I.44 Przybyło Wyjechało Stan na 1.II.44 Osobodni

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Karmelicka 41

i Podbrzezie 6 - 113 39 74 901

Albertyni

Krakowska 43,47 38 164 113 89 1943

Józefa 42 - 38 24 14 171

razem----------------------------------------------------------------------------------------------------------

38 315 176 177 3015
Kolejne sprawozdanie z działalności pomocowej PolKO Kraków-Miasto dla przesiedlonych i uchodźców odnalezione przez autorkę pochodzi z marca 1944, a dotyczy lutego 1944178. Dowiadujemy się, że w lutym ruch uchodźców dalej rósł. Do schronisk albertynów przy ul. Krakowskiej codziennie przybywało po kilka lub nawet kilkanaście osób. Wobec stałego przepełnienia uruchomiono nową salę na oddziale mężczyzn przy ul. Krakowskiej 43. Do schroniska przy ulicy Podbrzezie 6 kresowiacy przybywali z reguły transportami, przeważnie były to dzieci lub kobiety z dziećmi (1 lutego przybyło 90 osób z Krzemieńca oraz 14 osób z Chełma, 13 lutego z Brodów – 36 osób, 23 lutego kolejny transport z Brodów – 75 osób), ponadto przyjeżdżały pojedyncze rodziny. Schronisko przy ul. Józefa 42 było w lutym zupełnie zablokowane z powodu kwarantanny po przypadku tyfusu. Dział Opieki pokrywał koszty utrzymania uchodźców w schroniskach przy ulicy Krakowskiej 43 i 47, dostarczał produktów na całodzienne utrzymanie w schronisku przy ul. Podbrzezie 6, ponadto dożywiał chorych i dzieci w schroniskach przy Krakowskiej 43 i 47. Koszty utrzymania schroniska z ul. Józefa 42 pokrywała Opieka Społeczna, ale ponieważ posiłki były niewystarczające Dział dawał produkty na śniadania i kolacje. Dalej prowadzono opiekę lekarską. Troszczono się też o wysiedleńców przebywających w obozie przy ulicy Prądnickiej 52 – opiekunki z Działu prowadziły tam nadal dożywianie dzieci i dorosłych i dostarczały miarę możliwości niezbędną odzież. Prowadzono też nadal opiekę doraźną nad przyjezdnymi, poza schroniskami, ponieważ przez Kraków przepływała stała fala uciekinierów. Część z nich ludzi osiedlała się na stałe w mieście- tych rejestrowano jako podopiecznych. Większość dzieci będących pod opieką PolKO po kilkudniowym pobycie w Krakowie zostawała przekazywana do zakładu w Skale, część umieszczono prywatnie u rodzin zastępczych (16 dzieci). W dalszym ciągu było bardzo dużo zgłoszeń rodzin zastępczych, u których Dział stopniowo przeprowadzał wywiady wstępne, aby być przygotowanym w razie napływu sierot i dzieci bez opieki.

W schroniskach krakowskich w lutym przebywała następująca liczba uchodźców179:


Stan na 1 II 44 Przybyło Ubyło Osobodni Stan na 1.III.44

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

ul. Podbrzezie 6 74 230 270 2191 31

ul.Józefa 42 14 18 9 638 23

ul.Krakowska 43 i 47 89 150 132 1800 86

177 398 414 4629 140


2) Ilość osób niemieszkających w schroniskach, a korzystających z pomocy Działu

A) przyjezdni – 66

B) mieszkający prywatnie tymczasowo w Krakowie:

-stan na 1.II.44 – 143, przybyło w lutym – 42, stan na 1.III. – 185 osób.


W marcu sytuacja związana z pomocą uchodźcom uległa dalszemu pogorszeniu, gdyż oprócz uciekinierów przed bandami ukraińskimi, przybywało coraz więcej osób ewakuowanych wskutek działań wojennych180. Wśród nich było także wiele ofiar wcześniejszych eksterminacji, które schroniły się w miastach kresowych (liczebność ich wzrosła w wyniku akcji ukraińskich nawet dwukrotnie) i teraz były z nich ewakuowane przed nadchodzącym frontem. Nie sposób nie zauważyć, że ich szansa przetrwania w czasie przetaczania się frontów w rozproszonych wioskach była o wiele większa niż w miastach – jak np. Brody- które jako „twierdza” odbijane były kilkakrotnie. Tereny objęte ucieczką ludności polskiej sięgały w marcu do linii Kowel- Hrubieszów- Sokal- Lwów. Przybywały też transporty uchodźców z Kraśnika, Zamojszczyzny.

Większe transporty przyszły tylko w pierwszej połowie miesiąca, a to: 2 marca z Brodów – 59 osób, 5 marca z Brodów – 22 osoby, 6 marca z Brodów – 12 osób, 7 marca z Chełma – 9 osób, 10 marca z Brodów – 16 osób, 15marca ze Złoczowa – 20 osób. Poza tym napływ ludzi był coraz mniej zorganizowany i coraz silniejszy181. A więc i zadania rosły. Codziennie przybywało do PolKO w celu uzyskania pomocy ok. 50 osób182. Mimo zwiększonego personelu pracowano stale do godz. 19 lub dłużej, w niedzielę też pełniono dyżury. W schroniskach przy ulicy Krakowskiej, mimo urządzenia w lutym nowej sali panowało szalone przepełnienie. Przebywało w nich ponad 100 osób. Schronisko przy ulicy Podbrzezie 6 w połowie miesiąca zostało unieruchomione z powodu przypadku tyfusu plamistego i związanej z tym kwarantanny. W porozumieniu z lekarzem można było tylko wysyłać dzieci do zakładów, żadnych innych wyjazdów ani przekazywania dzieci do rodzin nie było. Ze schroniska przy Józefa 42 po zakończonej kwarantannie prowadzono dalej wyjazdy na prowincję. Stan zdrowia podopiecznych był coraz gorszy. Lekarz przychodzący co dzień np. do schronisk przy Krakowskiej był zajęty po parę godzin dziennie. Brakowało lekarstw i środków opatrunkowych, mimo przydziałów PolKO i ofiarności prywatnych lekarzy. Ludzi chorych, mieszkających prywatnie, kierowano do lekarzy Opieki Społecznej oraz do lekarzy i dentystów, którzy zgłosili swą bezinteresowną współpracę. Opłaty za chorych w szpitalu pokrywał Dział Opieki. Grupa opiekunek odwiedzała chorych w szpitalu raz na tydzień, przynosząc dodatkową żywność i załatwiając im różne sprawy. Ludzi nie wymagających leczenia szpitalnego, a jednak ze względów zdrowotnych niemogących mieszkać w schroniskach umieszczano w Zakładzie dla Słabych przy ulicy Loretańskiej 11. Dalej prowadzono opiekę w obozach. Przebywających tam wygnańców ze wschodu otaczano specjalną opieką, prowadząc dożywianie, dając odzież, zapomogi i pośrednicząc w wymianie karbowańców w Devisenstelle (kantorze). Dnia 6 marca władze niemieckie skierowały jeden transport uchodźców do obozu przy ulicy Wąskiej 5. Dział Opieki także zajął się nimi.

31marca władze skierowały transport Polaków do obozu przy ulicy Mikołajskiej 21 (Flüchtlingslager Abteilung Bevolkerungswasen und Fürsorge). Opiekę nad nimi rozpoczęto, ale napotkano wielkie trudności ze strony kierownictwa obozu. Pomoc doraźna też nastręczała problemy ze względu na coraz większy przepływ uciekinierów. Z powodu kwarantanny jedynie w pierwszej połowie miesiąca umieszczono w domach prywatnych dziewięcioro dzieci. Datki społeczeństwa w tym okresie dramatycznie spadły, tak więc prawie cały ciężar utrzymania i pomocy uchodźcom spadł na Dział Opieki183.

W kwietniu, podobnie jak w marcu obserwowano stały wzrost napływu uciekinierów184. Poza przyjazdami indywidualnymi, całych rodzin, a raczej resztek rodzin, znów zaczęły napływać większe transporty, a to:

31.IV. z Chełma 13 dzieci

21.IV. z powiatu stryjskiego 23 dzieci

23.IV. z Hrubieszowa 11 osób

26.IV. ze Złoczowa 43 osoby

13.IV. z Jarosławia 5 dzieci

13.IV. z Kamionki Strumiłowej 12 osób

23.IV. z Sarn 24 osoby

24.IV. z Sarn 15 osób

25.IV. 4 sieroty

26.IV. ze Lwowa 40 osób.


W połowie kwietnia zakończyła się kwarantanna tyfusowa w schronisku przy Podbrzeziu 6. Mimo to ilość pomieszczeń w schroniskach była stale za mała. W schronisku przy Podbrzeziu 6 przewidziano 70 miejsc, u albertynów przy ul. Krakowskiej 50 miejsc i przy ulicy Józefa 42 - 40 miejsc. Tymczasem stan dochodził do 153 osób przy Podbrzeziu, do 160 przy Krakowskiej i do 51 przy ul. Józefa. Wobec tego konieczne stało się uruchomienie nowego schroniska.

Tak samo jak w miesiącach poprzednich, wśród przyjeżdżających była ogromna liczba chorych na gruźlicę (w tym dużo dzieci). W szpitalu nie było miejsc, więc chorzy nawet w stanie ciężkim musieli pozostawać w schroniskach, co pogarszało już i tak złe warunki zdrowotne. Nadal była prowadzona opieka nad uchodźcami ze wschodu w obozach przejściowych (przy Prądnickiej i przy ulicy Wąskiej). Prowadzono stałe dożywianie dzieci. Z powodu zamknięcia 17 kwietnia obozu przy ul. Wąskiej władze niemieckie przeniosły uchodźców po części do obozu przy Prądnickiej, resztę na ul. Mikołajską. Schronisko dla uchodźców przy ul. Mikołajskiej było pod bezpośrednim zarządem władz, tak więc wejście do niego wymagało specjalnych starań. W końcu uzgodniono z kierownictwem schroniska, że opiekunka Działu Opieki mogła co dzień o 10-tej wejść na teren obozu, prowadzić spisy uchodźców i małym dzieciom zanosić mleko. Dorosłych nie wolno było dożywiać. Kierownictwo dawało uchodźcom przepustki, dzięki którym mogli się zgłaszać do Biura PolKO, gdzie otrzymywali żywność i przed wyjazdem zapomogi na drogę. Ponieważ kierownictwo żądało produktów do wspólnej kuchni, Dział Opieki w kwietniu dał do kuchni na ul. Mikołajską 58 kg chleba. Po zakończeniu kwarantanny na Podbrzeziu umieszczono 5 dzieci185.

W maju ruch uchodźców przybrał znów na sile. Przede wszystkim w formie transportów dzieci i matek z dziećmi ze wschodniej Małopolski, a to:

1 maja z Lubaczowa 7 osób

2 maja ze Stryja 70 ‘’

3 maja z Bolechowa 70 ‘’

5 maja z Rawy Ruskiej 15 ‘’

9 maja ze Lwowa (starcy) 23 ‘’

9 maja ze Stryja 81 ‘’

11 maja ze Stryja 69 ‘’

12 maja z Hanaczowa 38 ‘’

12 maja ze Stryja 29 ‘’

13 maja ze Lwowa 49 ‘’

14 maja z Kałusza 31 ‘’

14 maja z Hanaczowa 63 ‘’

16 maja z Bolechowa 74 ‘’

18 maja ze Stryja 58 ‘’

18 maja z Doliny 75 ‘’

19 maja ze Lwowa 9 ‘’

20 maja ze Lwowa 43 ‘’

20 maja z Derżowa 140‘’

21 maja ze Lwowa 33 ‘’

22 maja ze Złoczowa 53 ‘’

24 maja z Jarosławia 9 ‘’

25 maja ze Stryja 79 ‘’

26 maja ze Lwowa 21 ‘’

28 maja ze Stanisławowa 84 ‘’

1222
Ponadto wzmógł się napływ poszczególnych rodzin i transportów ze wschodu kierowanych przez obóz przy Prądnickiej do Niemiec186.

W związku z przepełnieniem schronisk, Dział Opieki rozpoczął starania o nowe pomieszczenia, zwłaszcza dla dzieci. Dnia 16 maja uruchomiono schronisko dla dzieci w dawnym lokalu półkoloni żydowskich przy ul. Krzemionki 35. W ciągu paru dni przeprowadzono tam konieczny remont i sprowadzono część dzieci ze schroniska przy Podbrzeziu 6. W schronisku na Krzemionkach część gospodarczą oddano siostrom albertynkom, płacąc im za utrzymanie dzieci tak samo jak i na Podbrzeziu, po 8 zł. dziennie. Nadzór nad całością spoczywał w rękach Działu Opieki, z ramienia którego były tam stale 2 opiekunki. Opieka lekarska realizowana była tak samo jak w schronisku przy ul. Podbrzezie. Schronisko było przewidziane na ok. 150 dzieci.

Początkow zamierzano umieszczać nowe transporty przy ul. Podbrzezie, a dopiero po odwszeniu kierować je na Krzemionki. Projekt ten musiał upaść z powodu przeniesienia na Podbrzezie zakładu opieki społecznej z ul. Zielnej (który został zajęty przez wojsko), skutkiem czego odebrano Działowi Opieki dwie sale pozostawiając do dyspozycji tylko jedną. Ponadto Polski Komitet Opiekuńczy rozpoczął w maju remont lokalu przy ul. Staromostowej 1, gdzie planowano umieścić 50 osób. W porozumieniu z Opieką Społeczną uzyskano dodatkowo 30 miejsc w schronisku przy ul. Zamojskiego 50, z transportu z 21 maja, obejmującego dzieci chore psychicznie i upośledzone ze Lwowa. Siedmioro z nich umieszczono w żłobku przy ul. Polnej 6, a dwoje w domu dla słabych przy ul. Loretańskiej 11. W schroniskach przy ul. Podbrzezie 6, ul. Krzemionki 35, ul. Krakowskiej 43 i 47 gospodarowały siostry albertynki i bracia albertyni, koszty utrzymania ponosił Dział Opieki. Pełnił on też nadzór przez swoich opiekunów prawie stale przebywających w schroniskach, prowadzących ewidencję, przygotowujących do wyjazdów, prowadzących dożywianie dzieci, dozorujących przestrzegania zaleceń lekarskich. Niestety z powodu zbyt szczupłej liczby personelu, nadzór ten był niewystarczający. W schroniskach przy ulicy Józefa 42 i Zamojskiego 50 uchodźców przebywało na koszt Opieki Społecznej. Ponieważ jednak wyżywienie było skąpe, od 1 czerwca ludzie tam mieszkający mieli dostawać obiady złożone z 2 dań, w kuchni przy ul. Starowiślnej 41 dofinansowane przez PolKO. Ponadto Dział Opieki przez swoich opiekunów, którzy codziennie byli w schroniskach, wydawał produkty na robienie śniadań i kolacji, które uchodźcy gotowali sobie sami.

Do schronisk tych kierowano przede wszystkim rodziny (i to raczej ze starszymi dziećmi), które nie wymagały większej opieki. Dział prowadził ich ewidencję. W obozach przejściowych praca była szczególnie trudna. Obóz przy ul Wąskiej był przez cały maj nieczynny, zaś obóz przy ul. Prądnickiej 52 był przepełniony najwyższą od początku roku falą uchodźców. Przebywało tam wcześniej ok. 220 osób, a w maju 1016. Reklamacje w Abteilung Arbeit, dotyczące rezygnacji z wywożenia uchodźców i ewakuowanych z GG i Galicji do Rzeszy nie dały większych rezultatów. Starano się docierać z pomocą do uchodźców przebywających w obozach przy ul. Miodowej 12, Jasnej 8 i schronisku przy Mikołajskiej 21. W tym ostatnim schronisku znaleźli się ludzie zwolnieni z obozu przy Prądnickiej, a kierowani następnie przez władze niemieckie na wieś. Opiekunka skierowana tam z Działu Opieki prowadziła ewidencję, dożywianie, pomoc odzieżową i finansową. Do wspólnej kuchni tego schroniska PolKO przekazało w maju 200 kg kartofli.

Ponieważ duża ilość uchodźców zatrzymywała się w domach prywatnych, ale była bez środków do życia, Dział Opieki zorganizował w maju grupę opiekunek domowych, które robiły wywiady domowe i zależnie od ich opinii udzielano takim osobom pomocy gotówkowej, żywnościowej, odzieżowej i lekarskiej. W kuchni przy ulicy Krupniczej 9 wydano w maju 590 obiadów. Opieka doraźna obejmowała w tym okresie ludzi będących tylko przejazdem w Krakowie. Dostawali oni na drogę żywność, czasem zapomogi i obiady. Z powodu dużej ilości osób będących w ewidencji, PolKO pośredniczył też w odszukiwaniu rodzin, w wymianie korespondencji itd. Z opieki lekarskiej Działu Opieki korzystały osoby w 3 schroniskach Albertynów, gdzie codziennie była lekarka z ramienia PolKO i osoby z opieki domowej. Chorzy skierowani byli do ambulatoriów i do szpitali na koszt Działu Opieki. Prowadził on także w szpitalach akcję dożywiania, obejmującą chorych wyżej wymienionych oraz uchodźców osiadłych już na prowincji i kierowanych do szpitala do Krakowa na koszt odnośnych gmin czy Ubezpieczalni Społecznej. Ludzie mieszkający w schroniskach przy ul. Józefa 42 i ul. Zamojskiego 50 korzystali z opieki lekarskiej Opieki Społecznej i na jej koszt byli kierowani do szpitala. Za leczenie ludzi w obozach przejściowych i schroniskach będących pod zarządem niemieckim płaciły władze niemieckie. Wskutek rozgraniczenia kompetencji Działu Opieki i centrali RGO Dział Opieki umieszczał u prywatnych rodzin jedynie dzieci do lat trzech i te, których wykaz dostawał od centrali RGO. W maju umieszczono prywatnie 7 dzieci.

Ostatnim odnalezionym przez autorkę sprawozdaniem PolKO Kraków-miasto dotyczącym opieki nad uchodźcami z Kresów jest dokument z lipca 1944 roku187 Dowiadujemy się z niego, że w czerwcu ruch uchodźców wciąż utrzymywał się na tym samym poziomie. Uchodźcy napływają na teren Krakowa w transportach do Rzeszy, przechodzą przez obóz na Prądniku, część ich zwolniona jedzie przez obóz na Mikołajskiej na wieś, reszta do Rzeszy. W formie transportów dzieci i matek kierowanych przez PolKO we wschodniej Małopolsce do PolKO Kraków, indywidualnie, rodzinami, które zatrzymują się w Krakowie prywatnie czy w schroniskach lub też są tylko przejazdem. W miesiącu sprawozdawczym ruch w schroniskach był bardzo znaczny. Przybyło osób 11.031, ubyło 1052, z tego w transportach grupowych przyjechało 567 osób (przeważnie dzieci lub matek z licznymi dziećmi), reszta indywidualnie. Odjazdy były organizowane przez R.G.O. transportami grupowymi (584 osoby): dzieci do zakładów, rodziny do poszczególnych

komitetów powiatowych, reszta indywidualnie. Schronisko na Krzemionkach było w czerwcu jedynym schroniskiem dla dzieci. Wszystkie transporty dzieci były tam kierowane i stamtąd odchodziły. W skład personelu wchodziła kierowniczka, dwie opiekunki i pielęgniarka, co okazało się niewystarczające. Stałą bolączką schroniska były bowiem ucieczki dzieci (specjalnie chłopców), którym nie można zapobiec z powodu zbyt małej ilości personelu (2 opiekunki na 150 dzieci lub więcej) i braku płotu. Czyniono starania o jego budowę były jednak ogromne trudności w zdobyciu belek. Zakup potrzebnych sprzętów (miednice, łyżki, miseczki, garnki) oraz wytężona praca całego personelu, poprawiła znacznie warunki higieniczne schroniska. Brak było jednak stale ręczników, sienników, koców i odzieży. Poza personelem stałym, pomagali ochotnicy. Kilka młodych kobiet przychodziło przez okres 3 tygodni pomagać w wydawaniu obiadów. Jedna z pań zorganizowała pogotowie krawieckie (przyszywała guziki, łatała odzież). Wyżywienie w tym schronisku było dobre dzięki pomocy społeczeństwa, które przynosiło produkty, z czasem pomoc ta jednak malała. Dzieci chore odsyłano do schroniska przy ul. Podbrzezie, gdyż nie było na Krzemionkach izby chorych ani opieki lekarskiej. Poza świerzbem nie było chorób zakaźnych. Utrzymanie dzienne kosztowało 8 zł. Dla zwiększenia ilości pomieszczeń PolKO rozpoczęło starania o barak przenośny dla 100 osób, który miał stanąć przy schronisku na Krzemionkach 35. Do schronisk przy ulicy Krakowskiej 43 i 47 – z powodu wypadków odry wśród dzieci, przez okres 2 tygodni kierowano jedynie osoby dorosłe. Opieka w schronisku była prowadzona, jak w miesiącach poprzednich. Utrzymanie jednej osoby kosztowało 8 zł dziennie. Schronisko przy ulicy Podbrzezie 6 od 1 kwietnia zostało przekształcone na schronisko dla rodzin i dzieci chorych (ze względu na stałą opiekę lekarską). Utrzymanie kosztowało tam 10 zł miesięcznie z powodu małej ilości osób. Do schroniska przy ul. Józefa 42 (schronisko Opieki Społecznej), z powodu wypadku tyfusu plamistego i związanej z tym kwarantanny, a później dezynfekcji nie kierowano nowych osób. Do schroniska przy Zamoyskiego 50 (schronisko Opieki Społecznej), kierowano osoby samotne lub rodziny. W obydwu schroniskach Opieki Społecznej prowadzono dożywianie (rozdzielanie prowiantu suchego oraz wydawanie dwudaniowych obiadów w jednej z kuchni ludowych).

W maju nie udało się jeszcze oddać do użytku schroniska przy ulicy Staromostowej 1. Zwiększył się napływ do obozów przejściowych na Prądniku i przy ul. Wąskiej- zajmowano się nimi jak w miesiącach poprzednich. Przez obóz przy Mikołajskiej 21 przeszło 555 osób. Zatrzymywali się oni w Krakowie jedynie dzień lub dwa i jechali dalej. PolKO nie prowadziło tam dożywiania, a jedynie wypłacało tylko zapomogi na drogę i pomagało w zaopatrzeniu kuchni w chleb, ziemniaki i kaszę. Wszystkich zarejestrowanych na terenie Krakowa uchodźców objęto opieką domową. W ocenianiu potrzeb kierowano się opiniami opiekunek domowych. Grupa żyła w szczególnie ciężkich warunkach, ponieważ nie miała kart żywnościowych, a świadczenia PolKO stanowiły jedynie minimalną pomoc. Większość osób, to polska inteligencja, dla której nie było mieszkań i dlatego musiały szukać lokum u osób prywatnych (często za opłatą), mimo tragicznej sytuacji materialnej. Postulowano aby grupie tej koniecznie pomóc. Objętych doraźną opieką uchodźców przejeżdżających przez Kraków rejestrowano, pomagano im też w poszukiwaniu rodzin i pośredniczono w wymianie listów. Tą ostatnią sprawą zajmował się dział informacji.

Nadal sprawowano też opiekę nad dziećmi w rodzinach zastępczych – w maju powstało specjalne Koło Opiekunów Dzieci. Dziewięcioro nowych dzieci umieszczono w rodzinach zastępczych.


Tymczasem mordy dokonywane na ludności polskiej w Stanisławowskiem trwały nadal188. W lutym 1944 roku udało się przedstawicielom Delegatury PolKO w Stanisławowie uzyskać pewną pomoc dla zagrożonej napadami ludności189. Starosta Okręgowy wyraził zgodę na utworzenie w trzech miejscowościach powiatu najbardziej zagrożonych a to: Meducha, Wołczków i Bednarówka, ochrony złożonej z Polaków miejscowych w sile po 20 ludzi uzbrojonych w karabiny, bez wyznaczenia komendanta narodowości niemieckiej. Liczba zarejestrowanych uchodźców w Stanisławowie na dzień 1 marca 1944 wynosiła 2.921 osób190. W czerwcu 1944 ludność polska utrzymywała się jedynie w Stanisławowie, gdzie wraz z uchodźcami było ok. 20.000 Polaków, i już bardzo niewielu w okolicznych miasteczkach.
W maju 1944 akcja antypolska rozpoczęła się po zachodniej stronie Sanu. Ukraińcy eskalowali terror i wzywali ludność polską do opuszczenia wsi pod groźbą zabicia i spalenia budynków191. Dowodzi tego m.in. pismo PolKO w Przemyślu do RGO w Krakowie z 19 kwietnia,192 w którym znajdujemy opisy mordów, napadów, uprowadzeń, podpaleń dokonywanych przez Ukraińców na ludności polskiej. Nie przerwało to zbrodni dokonywanych dalej na wschodzie. W przemyskim PolKO podobnie jak w innych oddziałach prowadzono akcję spisywania protokołów zeznań świadków mordów. Przykładem może być protokół spisany 20 kwietnia 1944 w PolKO w Przemyślu z ofiarą- jedynym ocalałym świadkiem zbrodni w Słobódce Strusowskiej193.

Aby zatrzymać narastającą z tej strony Sanu falę ukraińskiej przemocy, przedstawiciele PolKO w Przemyślu odbyli naradę z władzami niemieckimi i przedstawicielami strony ukraińskiej194. Niestety ich efekt był niemal żaden.

Tymczasem w całym omawianym okresie nadchodziły do Krakowa informacje i sprawozdania dotyczące pomocy udzielanej wypędzonym przez terenowe odziały PolKO. Przykładem mogą być pisma i sprawozdania z PolKO w Krośnie. Delegatura ta wykazała się wielkim zaangażowaniem i sercem w realizacji pomocy uchodźcom. Ilustracją tego jest apel PolKO w Krośnie, skierowany do mieszkańców powiatu krośnieńskiego o pomoc dla ofiar – uchodźców ocalałych z mordów ukraińskich195. W innym piśmie, z 20 czerwca 1944196 autorzy podkreślają, że powiat krośnieński jako jeden z najbliższych terenów rzezi, jest miejscem osiedlenia się przede wszystkim tych, którzy unosząc życie, nie zdołali nic uratować ze swego dobytku, podczas gdy ludzie zamożniejsi, którzy zdołali coś ocalić, szukali schronienia w powiatach położonych dalej na zachód. Polski Komitet Opiekuńczy był też terenem przechodnim dla tych wszystkich nieszczęśliwych, którzy podążając na zachód oczekiwali pierwszej doraźnej pomocy. Stąd też środki Komitetu, mimo wykorzystania dostępnych źródeł pieniędzy, okazywały się niewystarczające. W piśmie skierowanym do RGO z 30 czerwca znajdziemy pierwsze dane liczbowe197. Do 30 czerwca Polski Komitet Opiekuńczy w Krośnie umieścił na terenie tutejszego powiatu następującą ilość uchodźców względnie osób ewakuowanych z Wołynia i z Galicji: 2124 osób dorosłych i 1218 dzieci. Razem: 3342 osób. Wszystkie powyższe osoby zostały zarejestrowane jako podopieczni PolKO i zamieszkały na terenie powiatu. Zdaniem autorów, pomad drugie tyle nie jest objętych ewidencją.

Zestawienie kosztów poniesionych przez PolKO Krosno i Delegatury w powiecie, od 1 XI 1943 do 30 VI 1944 wyglądało następująco :

1) Zasiłki pieniężne 42.697,80 zł.

2) Żywienie w kuchniach 5.806, - ‘’

3) Żywność w naturze (suchy prowiant) 25.278,76 ‘’

4) Pomoc w naturze:

a) Obuwie 96 par 4870

b) Odzież 11 sztuk różne 425

c) Płótno i materiały na sukienki 3110

d) Sienniki 42 sztuk 2100

e) Naczynia kuchenne 2180,75

f) Węgiel i drzewo opałowe 1475 14.160,75 ‘’

5) Pomoc lekarska i zakup lekarstw 1.878, - ‘’

6) Koszta pogrzebowe 680, - ‘’

7) Opłata kolejowa za wagony do dalszej jazdy 349,20 ‘’

8) Za Uchodźców starców umieszczonych w Zakładzie 1.059, - ‘’


Razem: 91.909,51 zł.
Z podobnie dramatyczną prośbą o wspomożenie działalności pomocowej jak z Krosna zwróciła się do krakowskiego RGO Delegatura PolKO w Rymanowie198. Donoszono, że w miasteczku, liczącym około półtora tysiąca mieszkańców, znalazło się przeszło pięćset rodzin zarejestrowanych uciekinierów, które łącznie stanowiły przeszło dwa tysiące ludzi. Fala ta płynęła nieprzerwanie i co dzień ilość uchodźców się zwiększała. Delegatura dzięki ofiarności miejscowego społeczeństwa, oraz wielkiej, niemal ponad siły pracy swoich członków, dokonał wprost nadludzkich wysiłków, by ciężkiej doli nieszczęśliwej ludności choć w drobnej mierze ulżyć. Okazało się to jednak niewystarczające. Autorzy pisali wprost: „Przybywają ludzie bosi, obolali, popaleni i zniszczeni kompletnie, obarczeni przeważnie znaczną ilością drobnej dziatwy, którą trzeba pomieścić pod dachem, odziać i nakarmić. Zasoby garstki tutejszego społeczeństwa polskiego nie mogą nadążyć zapotrzebowaniom...”

Zwracano się więc do Rady Głównej Opiekuńczej prośbą o pomoc w gotówce, materiałach odzieżowych i żywnościowych. Szczególnie brak było ubrań, bielizny i obuwia. Uchodźcy mieszkali w wyremontowanych przez Delegaturę mieszkaniach pożydowskich, spali na słomie, której nie było nawet czym przykryć; po kilka rodzin gnieździli się w jednej izbie, bo brak nam gotówki i materiałów budowlanych do przeprowadzenia dalszych remontów.

8 marca 1944 do RGO w Krakowie nadeszło pilne pismo z PolKO w Jaśle dotyczące losu uchodźców z Ludwikówki dotkniętych mordami band ukraińskich199. Interwencja dotyczyła kilku grup uchodźców (około 200 osób) ze wsi Ludwikówka z dystryktu Galicja, (z okolic Rohatyna). PolKO z Jasła umieścił ich tymczasowo w budynku miejscowej szkoły handlowej i czynił starania u władz administracyjnych, by można było ich rozmieścić w okolicznych wioskach. Niemiecki Urząd Pracy wzbraniał się przed wydaniem tym ludziom kart pracy, tłumacząc to zakazem ze strony Starostwa. 6 marca 1944 Starostwo zawiadomiło PolKO, że na podstawie zarządzenia dra Heineca dystryktowego Szefa Wydziału Opieki Społecznej, wszyscy uchodźcy, mężczyźni, kobiety, starcy i dzieci muszą wyjechać z Jasła do Krakowa, do obozu, który ma się znajdować na Powązkach na tzw. Überprüfung, po czym rodziny te mają wrócić do powiatu jasielskiego. Przewodniczący PolKO starał się wyjaśnić Starostwu, żeby nie narażał tych nieszczęśliwych ludzi na zbędną jazdę do Krakowa i z powrotem, zwłaszcza, że wielu z nich miało ciężkie toboły. Zabiegi te pozostały jednak bez rezultatu. Proszono więc władze krakowskie o roztoczenie opieki nad tą grupą i dołożenie starań, ażeby do nich wróciła. W powiecie jasielskim znajdą oni wszyscy pracę i pomieszczenie – oczywiście jeśli zgodzą się władze niemieckie. Z późniejszego dopisku na piśmie można się zorientować, że 13 marca, 192 osoby z tego transportu były już w Krakowie, gdzie miały być poddane badaniom na zdolność do pracy, ale następnie 25 marca skierowano ich nie do Jasła (zakaz osiedlania Polaków?), ale Miechowa.

Ową dyskryminację Polaków przez władze niemieckie, inspirowaną niewątpliwie przez samych Ukraińców, potwierdza pismo kierownika Delegatury PolKO w Gorlicach do RGO w Krakowie z 8 i 31 maja 1944200. Prosił on o interwencję u władz obozu dla uchodźców - Polaków w Krakowie, by w miarę możności ułatwiano uzyskanie zezwolenia osiedleńczego dla Polaków w ten sam sposób, jak to czynią władze obozu dla Ukraińców w Tarnowie. Według informacji z kół Komitetu Ukraińskiego, wystarczył wyjazd jednego członka rodziny do obozu, którego władze wydawały wizy na pobyt w dystrykcie krakowskim dla całej rodziny. Tak więc w powiecie jasielskim prawo pobytu otrzymywali wyłącznie Ukraińcy, a Polaków – wygnańców pozbawionych wszelkiej opieki i pomocy – wypędzano po raz kolejny201.

W następnym piśmie ponownie apelowano, aby Kraków wyjaśnił sprawy osiedlenia się uchodźców z terenów wschodnich w powiatach podkarpackich, a szczególnie w powiecie jasielskim. Rola Delegatury PolKO w Gorlicach w świetle obowiązujących przepisów miała polegać na udzielaniu grzecznych informacji każdemu uchodźcy, by jak najszybciej opuścił powiat, jeśli nie posiada odpowiedniego dokumentu (Flüchtlingschein) z obozu w Krakowie. Taka sytuacja była szkodliwa dla polskiego elementu uchodźczego, który bez trudności mógł być zdaniem PolKO wchłonięty przez ten powiat. Na załatwienie sprawy oczekiwały rzesze nieszczęsnych Polaków, podczas gdy uciekający przed Rosjanami Ukraińcy bez przeszkód osiedlali się masowo w podkarpackich powiatach tworząc kolejne zagrożenia dla mieszkających tam Polaków. Jak pisał kierownik PolKO: „Obecnie duża liczba Polaków tuła się po powiecie narażając się na przykre następstwa policyjne, ogłoszone w dniach ostatnich przez władze niemieckie wobec obostrzeń policyjnych na tutejszym terenie”. Interesująca byłaby odpowiedź na pytanie, ilu z tych Ukraińców pozostało w powiatach podkarpackich po wojnie stanowiąc potem najbardziej aktywne zaplecze dla band UPA grasujących niemal bezkarnie do roku 1947 na tym terenie? Ilu z tych uciekinierów uważa się teraz bezprawnie za „wypędzonych” w operacji „Wisła”, oczekuje może odszkodowań, a nigdy wcześniej tam w ogóle nie mieszkała?
Swoje sprawozdania przedkładał Centrali także PolKO w Sanoku. Podstawowym problemem na tym terenie był także zakaz osiedlania Polaków- uchodźców, wymuszony na Niemcach przez kolaborujących z nimi Ukraińców. Autorka odnalazła pisma PolKO w Sanoku kierowane, do RGO w Krakowie. Pierwsze z nich z 25 maja 1944202, zawiera sprawozdanie z akcji pomocy uchodźcom za kwiecień 1944. Wobec obowiązującego zarządzenia Kreishauptmanna, odmawiającego uchodźcom polskim prawa osiedlania się w Sanoku i na terenie powiatu, pomoc Komitetu dla uchodźców ograniczała się przeważnie do doraźnych zapomóg pieniężnych i zaopatrzenia w żywność na dalszy etap ich podróży. Wobec zakazu władz co do osiedlania się ewakuowanych w mieście i powiecie, uchodźcy tylko w wyjątkowych przypadkach zatrzymywali się tutaj czasowo. Nie dotyczyło to Ukraińców Prawo pobytu otrzymywały sporadycznie tylko te polskie rodziny, których członkowie uzyskali pracę.
Do PolKO zgłosiło się i zostało zarejestrowanych:

1.w biurze PolKO w Sanoku z Dystryktu Galicja 34 rodz. 111 osób

2.w Delegaturze Zagórz ‘’ 2 rodz. 4 osób

‘’ ‘’ ze Wschodu 4 rodz. 9 osób

Razem 40 rodzin 124 osoby
Pomoc im udzielona obejmowała wydanie w biurze Pol K O w Sanoku zapomóg na kwotę 4.030 zł. gotówką, suchy prowiant (cukier, kasza, kawa, mąka, marmolada i płatki owsiane, posiłki w kuchni ludowej, noclegi w domu noclegowym w Sanoku. Ponadto wystarano się o prawo zameldowania i prace dla 1 uchodźcy. W Sanoku zatrzymało się czasowo (przeważnie u krewnych) 9 rodzin – 31 osób, w powiecie 16 rodzin – 57 osób. W Delegaturze w Zagórzu uchodźcy korzystali z przydziałów suchego prowiantu, kuchni ludowej, opału. Wszystkie rodziny, które przybyły na teren Delegatury otrzymały prawo zameldowania i osiedliły się w Zagórzu i Nowym Zagórzu.

9 kwietnia przejechał przez Ustrzyki Dolne transport ok. 100 osób. Delegatura zaopiekowała się nimi w czasie postoju pociągu i przygotowała gorący posiłek.

Kolejne sprawozdanie pochodzące z 23 maja 1944 za okres od 11 V do 20 V 1944203 przyniosło istotną zmianę. Dowiadujemy się, że dzięki interwencji RGO w Krakowie, zakaz osiedlania polskich uchodźców został częściowo uchylony. Oto wykaz zarejestrowanych w biurze PolKO w Sanoku (według omawianego sprawozdania):
od 1-31.I.br. uchodźców z Dystryktu Galicja 1 rodzina 4 osoby

od 1.II.-29.II. ‘’ ‘’ -- --

od 1.III.-31.III. ‘’ ‘’ 15 rodzin 52 osoby

od 1.IV.-11.IV. ‘’ ‘’ 9 ‘’ 26 osób

od 11.IV.-20.IV. ‘’ ‘’ 12 ‘’ 42 osoby

od 20.IV.-1.V. ‘’ ‘’ 15 ‘’ 47 osób

od 1.V.-10.V. ‘’ ‘’ 32 ‘’ 105 osób

od 10.V.-20.V. ‘’ ‘’ 31 ‘’ 83 osoby

w Delegaturze Zagórz ‘’ ‘’ 6 ‘’ 15 osób

‘’ Bukowsko ‘’ ‘’ 6 ‘’ 24 osoby

‘’ Zarszyn ‘’ ‘’ 90 ‘’ 339 osób

Baligród ‘’ ‘’ 5 ‘’ 15 osób

Ustrzyki Dolne ‘’ ‘’ 3 ‘’ 12 osób

Razem 225 rodzin 764 osoby

Udzielona pomoc obejmowała:

do dnia 11.IV.br. w gotówce 1.385 zł. i suchy prowiant

od 11.IV.-20.IV. ‘’ 1.350 zł. ‘’

od 20.IV.-1.V. ‘’ 2.080 zł. ‘’

od 1.V.-10.V. ‘’ 3.150 zł ‘’

od 10.V.-20.V. ‘’ 3.150 zł. ‘’

6 rodzin z transportu z 18.V. ‘’ 300 zł. ‘’ ‘’ i 5 par drewniaków

Delegatura Zagórz ‘’ 450 zł.

‘’ Bukowsko ‘’ 474 zł ‘’

‘’ Zarszyn ‘’ 2.200 zł. ‘’

‘’ Baligród ‘’ 225 zł. ‘’

‘’ Ustrzyki Dolne ‘’ 300 zł. ‘’

Razem 15.084 zł.
W Sanoku zamieszkało czasowo 15 rodzin- 45 osób, zaś na terenie powiatu 37 rodzin – 117 osób. 18 kwietnia 1944 do Sanoka przybył wagon z 6 rodzinami uchodźców, ewakuowanych z Niemirowa z Dystryktu Galicja. Otrzymali oni gorące posiłki i po 300 zł gotówką oraz suchy prowiant (cukier, miód, kaszę, płatki owsiane, 5 par drewniaków). Uzyskano zezwolenie na dalsze przewiezienie trzech rodzin do Rzeszowa i 3 rodzin do Rozwadowa204. Delegatura w Zagórzu uzyskała zezwolenie władz na urządzenie dożywiania na dworcu dla transportów uchodźców polskich zatrzymujących się w Zagórzu. Mimo uchylenia zakazu osiedlania się, sprawy zamieszkania uchodźców utrudniały brak mieszkań w Sanoku, nieżyczliwe podejście władz gminnych, bez wyjątku rekrutujących się na terenie całego powiatu z Ukraińców i brak pracy dla Polaków, bo miejsca zajęli licznie napływający tu z Galicji Ukraińcy.

Kolejnych danych liczbowych dostarcza pismo z 6 lipca205. Zawiera ono prośbę o dotację dla Delegatury w Zagórzu. 9 czerwca 1944. Delegatura w Zagórzu uruchomiła bowiem kuchnię na stacji w Nowym Zagórzu, celem zaopatrywania w gorące posiłki uchodźców polskich, przejeżdżających w transportach na zachód. Dotąd Delegatura wydała około 2000 posiłków gorących. Według informacji z dokumentu, napływ transportów stale wzrasta i: „wynosi on obecnie około 15 wagonów dziennie”. Świadczenia dotychczasowe wyczerpały całkowicie zapasy Delegatury, stąd prośba o pilną pomoc.



Ze wspomnianym wcześniej problem zakazu osiedlania uchodźców polskich borykało się też PolKO w Jarosławiu206. Z powodu wzmagającego się terroru band ukraińskich na terenie powiatu Rawa Ruska (Landkomissariaty Lubaczów i Jaworów), ludność polska począwszy od 21 kwietnia 1944 zaczęła licznie napływać na teren powiatu jarosławskiego. Ruch ten przybrał masowe rozmiary i w końcu zwrócił uwagę władz. 26 kwietnia starostwo w Jarosławiu wezwało członków PolKO na konferencję, na której zakomunikowano im, że władze nie będą robiły żadnych przeszkód uchodźcom z innych powiatów w przesiedlaniu się na zachód, natomiast nie zezwolą na przesiedlenie się ludności polskiej z części powiatu jarosławskiego położonej na wschód od Sanu, ponieważ zarządzi się odpowiednie kroki celem stłumienia terroru i zapewni się Polakom w powiecie całkowite bezpieczeństwo. Tak więc ludność powiatu Rawa Ruska mogła udawać się do miejscowości obranych przez siebie, ale na terenie na terenie dystryktu krakowskiego. Niestety zdarzało się, że jeśli ktoś nie miał rodziny w Krakowskiem, kierowano go gdzieindziej, np. wysłano 40 rodzin na teren Dębickiego. Komitet wezwano do stworzenia punktu dla rejestracji uchodźców, do udzielenia im potrzebnej pomocy i informacji oraz wydawania zaświadczeń.

Zgodnie z zarządzeniem starostwa, 27 kwietnia został utworzony nowy punkt dla uchodźców w Jarosławiu, przy ul. Sanowej 13 w pobliżu mostu na Sanie. Tylko do końca miesiąca punkt zarejestrował 382 rodziny (1.713 osób). Delegatury jarosławskie PolKO zarejestrowały do końca marca 1944 1.277 rodzin, o ogólnej liczbie 4.658 osób. Jednak jak przyznawali autorzy dokumentu „na terenie naszego powiatu przebywa jeszcze znaczna liczba uchodźców, nie objętych dotychczas ewidencją opiekuńczą”.

Dane cyfrowe dotyczące oraz rozmiaru pomocy, udzielonej przez jarosławskie PolKO i jego Delegatury uchodźcom w marcu 1944 wynosiły:



Zapomogi gotówkowe

Zapomogi w towarze (odzież, obuwie, bielizna)

Dożywanie w kuchniach

(wartość)



Zapomogi w suchym prowiancie

Inne wydatki

RAZEM

UWAGI

41.478

2.432.80

8.789.98

3.830,45

591,65

57.122,88



Wartość zapomóg w towarze oraz w suchym prowiancie, została określona wg. cen ewidencyjnych. Na inne wydatki składały się koszty utrzymania lokali, zakup żywności, opału oraz opłaty za realizację recept i pomoc lekarską. Ponieważ w miesiącu marcu PolKO nie otrzymał na cele opieki nad uchodźcami żadnej subwencji władz, ani dotacji ze strony RGO; pomoc realizowano dzięki wspaniałej ofiarności społeczeństwa lokalnego. W marcu zebrano na cele pomocowe dla uchodźców kwotę 105.501.82 zł. Napływ ludności z Małopolski Wschodniej spowodował pogorszenie i tak już dramatycznej sytuacji, gdyż jak wiemy od lipca 1943 trwał napływ uchodźców z Wołynia. Powiat był dosłownie przepełniony i nie istniała żadna możliwość dalszego, planowego lokowania poszkodowanych. Środki materialne zdobywane przez PolKO i Delegatury na pomoc uchodźcom, drogą zbiórek okazały się jednak przy takiej liczbie potrzebujących niewystarczające. W tej sytuacji PolKO zwróciło się do RGO o pomoc w formie dotacji gotówkowej i towarowej – zwłaszcza odzieży.

W kolejnym odnalezionym sprawozdaniu z PolKO w Jarosławiu (majowym)207 znajdujemy informację, że wprawdzie ruch uchodźcy w ostatniej dekadzie maja nieco zmalał, ale trwa nadal. Oprócz napływających resztek Polaków z Sokalszczyzny przybywali uchodźcy z Magierowa, Żółkwi i Lubaczowa, których po zarejestrowaniu i udzieleniu zapomogi w naszym punkcie kierowano do Sokołowa Podlaskiego. W ostatniej dekadzie maja przeszło przez punkt w Jarosławiu 406 rodzin, w tym 1113 osób, z których pozostało w powiecie jarosławskim 202 rodziny. Punkt przy stacji był czynny cały dzień. Jeszcze raz podkreślano, że powiat jest przepełniony.

Kolejne sprawozdanie jarosławskie z 8 czerwca 1944208. Dotyczyło ono sytuacji w kwietniu i maju 1944. Dowiadujemy się z niego, że 15 maja zlikwidowano punkt pomocowy na moście na Sanie. W miesiącu kwietniu zarejestrowano w punktach przydworcowych 4.370 rodzin, (13.668 osób). Delegatura PolKO zarejestrowała do końca kwietnia 1596 rodzin o ogólnej liczbie 5.556 osób. Stwierdzano, że cyfry te nie oddawały stanu faktycznego, gdyż na terenie naszego powiatu przebywała znaczna liczba uchodźców nie objętych dotychczas ewidencją opiekuńczą. Rozmiary pomocy udzielonej przez PolKO Jarosław i jego Delegatury uchodźcom w miesiącu kwietniu przedstawiały się następująco:




Zapomogi gotówkowe

Zapomogi w towarze (odzież, obuwie, bielizna)

Dożywianie w kuchniach (wartość)

Zapomoga w suchym prowiancie

Inne wydatki

Razem

79.168

10.558,14

16.491,25

16.178,29

3.063,84

125.759,50

Na inne wydatki składały się koszty związane z utrzymaniem lokalu, kupowaniem żywności, opału oraz opłaty za recepty i za pomoc lekarską. W miesiącu kwietniu otrzymano dotację na cele opieki nad uchodźcami z RGO w kwocie 25.000. Zbiórki wśród społeczeństwa wyniosły w kwietniu w gotówce 29.462,80 zł, pomoc rzeczowa 18.429,25 zł. Ponownie apelowano o przysłanie odzieży dla poszkodowanych, bo ta sprawa była najbardziej paląca.

Inne problemy dotyczące pomocy polskim uchodźcom sygnalizowała Centrali Delegatura PolKO w Nowym Sączu209. Dowiadujemy się, że powiat ten należał również do powiatów zamkniętych dla Polaków z Dystryktu Galicja i wschodu (zastrzeżony dla Ukraińców), wobec czego transporty uchodźców polskich nie były do tego powiatu kierowane, za wyjątkiem nielicznych grup. Rodzinom polskim przybywającym pojedynczo, na własną rękę – starostwo udzielało zezwolenia jedynie na dziesięciodniowy pobyt, po czym członkowie rodzin zdolni do pracy kierowani byli na roboty do Niemiec, podczas gdy niezdolnych odsyłano do obozów zbiorowych. Podstawowym problemem stało się więc ułatwienie pobytu w nich.

Swoje sprawozdanie przedłożyło również Krakowskiej RGO PolKO z Przemyśla. Odnajdziemy w nim charakterystykę wszystkich grup uchodźców ze wschodu, którymi opiekował się ten Komitet210. Byli to reemigranci z Wołynia, uchodźcy z Wołynia, uchodźcy ze wschodniej Małopolski i przymusowo ewakuowani ze wschodu. Jest to dokument bardzo poruszający. Dowiadujemy się, że na teren powiatu przemyskiego cały czas przybywali reemigranci z Wołynia, to jest osoby, które w roku 1940 zostały wysiedlone przez władze sowieckie z byłego pasa granicznego, który stanowiła linia Sanu : „W okresie od 1 XI 43 - 29 II 44 na teren gromad Dubiecko, Ruska Wieś, Bachów, Krasiczyn, Śliwnica, Tarnawce - wróciło:



rodzin............... 50

osób................170 tak, że obecnie stan reemigrantów przedstawia się: rodzin...........290

osób.............1063

Przyczyną reemigracji były masowe mordy i rabunki popełniane na Polakach przez zorganizowane ukraińskie bandy. W pewnej części rodziny te zdołały ujść ze swych miejsc zamieszkania ratując tylko życie, pozostawiając na miejscu całe swe mienie.

Po powrocie do swych miejsc rodzinnych większość z nich z powodu zupełnego zniszczenia domów mieszkalnych zmuszona była zamieszkać pod gołym niebem, cierpiąc głód i zimno - nieznaczna tylko część tych reemigrantów zdołała sklecić sobie prowizoryczne schronienia”

Ta grupa ludności znalazła się w o tyle w szczęśliwym położeniu, że władze niemieckie pozwoliły im osiedlić się w dawnych miejscach zamieszkania, przychodząc równocześnie z pomocą żywnościową i w materiałach budowlanych. Niezależnie od tego Komitet objął te rodziny opieką żywnościową, odzieżową i gotówkową.

Drugą grupę stanowili uchodźcy z Wołynia, którzy podobnie jak reemigranci zmuszeni byli uchodzić przed szalejącymi tam ludobójstwem Polaków. Jak pisali autorzy w początkowej fazie akcji ludzie ci uciekali na własną rękę, kierując się głównie na teren Małopolski, kiedy zaś akcja się nasiliła i liczba wygnanych przekroczyła kilka tysięcy, sprawą zajęły się władze niemieckie, kierując wszystkie zdolne do pracy osoby na roboty do Niemiec. Część osób, które uciekły z Wołynia na własną rękę oraz osoby, które władze niemieckie uznały za niezdolne do pracy, Komitet kierował do powiatów, gdzie ludzie ci mieli krewnych, albo też w miarę możliwości osiedlał na terenie miasta i powiatu, wyszukując dla nich pracę. Od 1 XI 43 - 29 II 44 na terenie miasta zostało rozmieszczonych:

rodzin..............60

osób................210

Po uwzględnieniu liczby uchodźców przybyłych w poprzednim okresie stan przedstawia się następująco:

rodzin.............300

osób..............1103211

Trzecią grupą byli uciekinierzy ze wschodniej Małopolski (Buczacz, Rohatyn, Brzeżany, Czortków, Borszczów, Stanisławów, Brody). Z końcem stycznia 1944 roku rozpoczęły tam działalność, podobnie jak na Wołyniu, zorganizowane bandy ukraińskie, które niosły śmierć i zniszczenie. Setki ludzi zginęło już, według autorów, śmiercią męczeńską, a uchodźstwo z tych terenów wzrastało z dnia na dzień. W okresie od końca stycznia do końca lutego zgłosiło się w Komitecie przemyskim około 400 rodzin (1500 osób). Wszystkim tym rodzinom Komitet przyszedł z pomocą żywnościową, odzieżową i gotówkową. 140 rodzin udało się PolKO rozmieścić w mieście i powiecie przemyskim skierowując je do pracy w majątkach lub przedsiębiorstwach.

Czwartą grupę stanowili ludzie przymusowo ewakuowani z Dubna i okolicy, którzy przez władze niemieckie byli organizowani w transporty i kierowani do obozu przejściowego (Durchgangslager Przemyśl - Bakończyce). Stąd, po zbadaniu i uznaniu za zdolnych do pracy, wysyłani byli do pracy w Rzeszy. Część osób z tego okręgu, która zdołała przybyć na teren Przemyśla na własną rękę - została skierowana do innych powiatów, lub też rozmieszczona na terenie powiatu przemyskiego. Z tej grupy PolKO zdołało umieścić na terenie miasta i powiatu:

rodzin...........104

osób..............402

Wszyscy ci nędzarze wymagali ciągłej opieki i troski. Brakowało środków nawet na realizację najkonieczniejszych potrzeb. Na początku marca do biura Komitetu zgłaszało się 50-150 uchodźców dziennie, co pociągało za sobą wydatki dzienne w kwocie od 1500-3000 złotych. W związku z tą sytuację Komitet zorganizował specjalny dział - pomocy dla uchodźców. W jego skład tego weszli: jako przewodniczący działu p. Wojas Jan - kandydat na członka Komitetu, jako członkowie pp Augustyn Meinhardt i mgr Władysław Kropiński. Funkcje referenta do czasu jego mianowania objął tymczasowo ref. rej. mgr Tadeusz Hayder. Dla zdobycia funduszów pieniężnych, odzieży, bielizny i innych środków dział przystąpił do organizowania akcji zbiórkowej na terenie miasta. Zachowało się sprawozdanie z wydatków na pomoc uchodźcom od 1 XI 43 - 29 II 44 (jak piszą autorzy- z okresu o wiele spokojniejszego).
ż y w i e n i e
ogółem wydano z funduszów własnych z funduszów RGO
soczewicy 400. - kg - 400. -

kasza 50.- - 50. -

mąka pszen[na], 3.613.90 kg 3.613.90 kg -

żyt[nia] i inne


ś r o d k i  h i g i e n i c z n e

mydełka 120 szt. -- 120 szt.

proszki do prania 250 szt. 250 szt. --
O d z i e ż

odzież wierz[chnia] 321 szt. 208 szt. 113 szt.

bielizna 123szt. 84 ‘’ 39 ‘’

obuwie 505 ‘’ 475 ‘’ 30 ‘’

płótno 16 m 16 m --

flanela 159.25 m 159.25 m --


W y d a t k i  g o t ó w k o w e

zapomogi 15.385. zł -- 15.385. - zł

odzież 60685.09 -- 6.685.09

inne:


opieka sanit[arna]

noclegi itp.

11.171.34 3.241.43 7.929.91. ‘’

33.241.43 3.241.43 30.000.- -


Liczba uchodźców z ziem wschodnich zdaniem pracowników PolKO będzie stale rosnąć, gdyż akcja zorganizowanych band ukraińskich zatacza coraz szersze kręgi, a nadto wpływać będzie na to ciągłe zbliżanie się linii frontu. Konieczna jest więc pomoc wszystkich rodaków, którą kierowałaby RGO. Zwrócono się do Krakowa o przydzielenie dodatkowych dotacji pieniężnych, pomocy żywnościowej i odzieżowej. Zapotrzebowanie wyglądało następująco:


wydatki gotówkowe: zapomogi..............................45.000, - zł. miesięcznie

opieka sanitarna, noclegi..15.000, - ‘’

Razem..................................60.000, - ‘’
środki żywnościowe: mąka żytnia na chleb ..........2.000, - kg ‘’

cukier ........................................150, - kg ‘’

marmolada ................................300, - kg ‘’

kasza .........................................500, - kg ‘’

tłuszcz .........................................50, - kg ‘’

odzież: odzież wierzchnia ......500, - szt. miesięcznie

bielizna ......................500, - ‘’

obuwie .....................1000, - par

sienniki ......................100 – szt.

płótna .........................300 m

koce ...........................100 szt.
środki higieniczne: mydło .......2.000 szt.

proszki ......1.000 szt.


Nalegano na bezzwłoczne zrealizowanie pomocy w myśl hasła „szybka pomoc, to najlepsza pomoc”.

Niespodziewanym problemem dla wszystkich Delegatur w GG stało się wyłudzanie z Komitetów terenowych polskich zaświadczeń uchodźczych przez Ukraińców- członków SS i Policji ukraińskiej i posługiwanie się nimi w celu ukrycia się na terenie GG lub nawet uzyskiwania pomocy od RGO i PolKO212.

Tymczasem w kwietniu, maju i czerwcu mordy w Małopolsce trwały nadal, a nawet się nasilały213. Często uniemożliwiało to pracę RGO i PolKO214. Ponadto w związku ze zbliżaniem się frontu praca wielu placówek zamierała, a ich członkowie wyjeżdżali na Zachód.

Ten niepełny jeszcze, bo jedynie fragmentaryczny obraz działalności pomocowej uzupełnić pragnę danymi ( w tym liczbowymi) zawartymi w artykule Janiny Kiełboń pt. Napływ Polaków zza Bugu do Dystryktu Lubelskiego w latach 1943-1944 (ustalenia liczbowe)215. Autorka pisze, że jej zdaniem dokładnej liczby polskich uchodźców zza Bugu, którzy przybyli na teren dystryktu lubelskiego, jest z wielu względów niemożliwe. Główną przyczyna jest brak danych liczbowych wynikających z żywiołowości tego zjawiska. Wprawdzie władze okupacyjne starały się kierować transporty do obozów w Chełmie, Sobiborze, Zamościu, i w Lublinie oraz na Majdanku, lecz mimo to zachowały się tylko fragmentaryczne dane216. Zachowane materiały RGO też nie są niestety kompletne, a nade wszystko objęły tylko te osoby, które zgłaszały się po pomoc, niektórzy podopieczni mogli też rejestrować się w kilku miejscach kontynuując ucieczkę. Mimo tych trudności dla ilustracji zjawiska autorka przytacza zachowane dane. Wg. RGO w „akcji wołyńskiej” za okres do 31 grudnia ich liczba w poszczególnych Dystryktach przedstawiała się następująco :

Okręg Krakowski rodzin 1228 osób 5282

Okręg Warszawski rodzin 55 osób 914

Okręg Radomski rodzin 137 osób 462

Okręg Lubelski rodzin 568 osób 2594

Okręg Galicja rodzin ? osób 806

Centrala RGO rodzin 262 osób 905

Razem: rodzin 2050 osób 10 963
Jeśli uwzględnić, że jest to jedynie okres do końca 1943 roku i ,że dane są zdaniem autorów sprawozdań niepełne, bo b. wiele osób w ogóle się nie rejestrowało, a przykładowo w stosunku do Dystryktu Lubelskiego uwzględniono dane jedynie trzech z dziewięciu delegatur PolKo ( Lublin, Krasnystaw i Radzyń), bo pozostałe nie nadesłały sprawozdań. Tak było i w pozostałych okręgach. Stad wniosek, że faktyczna liczba uchodźców była wielokrotnie wyższa. Z akt gubernatora Dystryktu Lubelskiego wynikało, że tylko do dnia 17 września 1943 na teren GG przybyło przez „zieloną granicę” ok. 20 tysięcy polskich uciekinierów, z czego połowa została skierowana do Dydtrykty Galicja, a reszta pozostała w Dystrykcie Lublin217. według danych PolKO Hrubieszów do końca roku przybyło z Wołynia 10 597. Podobnie sprawozdania PolKo z Chełma podają informacje o stale przybywających „ogromnych masach uchodźców”.

Zestawienie uchodźców z Wołynia zarejestrowanych w 1943 roku na terenie Dystryktu Lubelskiego przez PolKO RGO wygladało następująco :


POWIAT LICZBA OSÓB

Biała Podlaska 4

Biłgoraj 19

Chełm 8 928

Hrubieszów 10 597

Kraśnik 984

Lublin, Krasnystaw, Radzyń 2594

Zamość 427

Puławy 460

RAZEM: 24 013

Tak więc zarejestrowano w Dystrykcie Lubelskim ponad 20 tys. osób, ale uwzględniając wcześniejsze zastrzeżenia i biorąc po uwagę, że liczba 40 tysięcy uchodźców z Wołynia przybyłych w roku 1943 do GG, podaną w publikacji C. Łuczaka wydaje się też zaniżona, mamy do czynienia ze zjawiskiem masowej czystki etnicznej218. Dane dotyczące roku 1944 mówią o zarejestrowanych w tym Dystrykcie do lipca 21 796 polskich uciekinierach ze wschodu. Łącznie w latach 1943-1944 zarejestrowano 45 809 Polaków, uchodzących przed terrorem ukraińskim przybyłych na teren Dystryktu Lubelskiego.

Zestawienie uchodźców z Wołynia zarejestrowanych przez RGO od stycznia do lipca 1944, na terenie Dystryktu Lubelskiego.


POWIAT LICZBA OSÓB

Biała Podlaska ?

Biłgoraj 29

Chełm 2 047

Hrubieszów 6 632

Kraśnik 411

Krasnysław 4 967

Lublin 2 034

Puławy 3 544

Radzyń ?


Zamość 2 012

RAZEM : 21 796


W roku 1944 nacjonalistyczny terror ukraiński objął swym zasięgiem także tereny Dystryktu Galicja, zwłaszcza okolice Rawy Ruskiej i Lubaczowa. Ponieważ działały tam oddziały AK, przeprowadziły one, nie czekając na powtórzenie rzezi wołyńskiej, ewakuację Polaków z najbardziej zagrożonych miejsc na Zamojszczyznę, do powiatów Tomaszów i Krasnystaw. Było to w kwietniu 1944 roku. J. Markiewicz szacuje w swych pracach liczebność tej grupy uchodźczej na ok. 35 tys219. Jednak uchodźcy z Dystryktu Galicja przybywali na Lubelszczyznę już w miesiącach poprzednich, tak więc liczba uciekinierów z Małopolski Wschodniej na pewno sięgała lub przekraczała 50 tysięcy.

Podsumowując, w latach 1943- 1944 na obszar Dystryktu Lubelskiego przybyło około 100 tysięcy uchodźców z Wołynia i Małopolski Wschodniej220. Równocześnie bandy ukraińskie rozpoczęły mordowanie ludności polskiej w południowo– wschodniej części Lubelszczyzny. Bojówki UPA przechodziły na lewy brzeg Bugu i wspólnie z miejscową ludnością ukraińską, policją ukraińską i dezerterami z SS Galizen przystąpili do masowego tępienia Polaków. Do największego nasilenia terroru doszło w powiatach Chełm i Hrubieszów – które Ukraińcy ogłosili terytorium „Wielkiej Ukrainy”. Według danych PolKO Hrubieszów jedynie w marcu 1944 ok.70% wsi w tym powiecie zostało spalonych, a ludność wymordowana lub rozproszona. Stopniowo wyludnieniu uległy całe gminy. Większość polskich mieszkańców uciekała z obawy przed okrutnymi mordami. Były to dziesiątki tysięcy ludzi. Według szacunków Janiny Kiełboń, ilość uciekinierów z powiatów hrubieszowskiego i zamojskiego wyniosła ok. 82 tysiące 700 osób.

Jak wiemy, władze niemieckie, chcąc wykorzystać zaistniałe zjawisko przechwytywały uciekinierów, kierując ich na roboty przymusowe. Jedynie niezdolnym do pracy udzielała pomocy PolKO. Była to jak wiemy pomoc w wyżywieniu, odzieży, leczeniu, opłatach za przejazd i udzielanie zapomóg doraźnych. Aby uniknąć wywiezienia, całe grupy przekraczały granicę nielegalnie w okolicach Zbaraża i Brodów. Ludzie ci znajdowali się w tragicznym wręcz położeniu. Straciwszy bliskich i cały dobytek w panice uciekali najczęściej pieszo, by ratować życie. Niektórzy furmankami starali się zabrać chociaż część dobytku i zapasy żywności, ale ci najczęściej powtórnie byli napadani przez Ukraińców, lub tracili go po drodze.

Zakończenie


Dokumenty Rady Głównej Opiekuńczej nie są kompletne, a nawet, można powiedzieć- jedynie wyrywkowe i wymagają dalszej analizy. Jednakże badając je nietrudno dojść do wniosku, że zjawisko masowych mordów ludności polskiej na kresach Rzeczpospolitej, było jednym z największych nieszczęść w naszych dziejach. Jego rozmiary są porażające. Na pewno 150 tysięcy (być może nawet 200 tysięcy), wyjątkowo okrutnie zamordowanych i zmarłych na skutek odniesionych ran, zamarznięcia, głodu, chorób i wypędzenia, setki tysięcy wypędzonych ze swych siedzib i to jeszcze przed wkroczeniem na nasze ziemie Armii Czerwonej!!! Niewątpliwie straty te byłyby jeszcze większe gdyby nie działalność Rady Głównej Opiekuńczej i współpracy z nią władz Polskiego Państwa Podziemnego. Przybywający byli skrajnie wyczerpani, poranieni, dzieci ciężko chore. I choć nie wszystkich dało się uratować, ocalono tysiące istnień.

Akcja ratowania wypędzonych Polaków ma tysiące bezimiennych bohaterów. Rodacy, mimo trudów okupacyjnego życia i panującej biedy nie skąpili pomocy. Jeśli nie mogli dać pieniędzy ani żywności – dawali swoją pracę społeczną na rzecz wypędzonych. Stali na mostach, na dworcach, użyczali mieszkań, dzielili się miską strawy, przygarniali sieroty. Ogromna praca organizacyjna wykonana została przez Delegatury PolKO, które akcję pomocową prowadziły i koordynowały, w wielu wypadkach z narażeniem życia, do ostatniej chwili trwając przy swoich podopiecznych. Czas by przywrócić pamięć i o samej nierozliczonej do dziś zbrodni i o ludziach, którzy przysłużyli się tak wspaniale swoim rodakom. Polacy w nieszczęściu potrafią być wielcy, wbrew zwyrodniałemu barbarzyństwu ich oprawców.




1   ...   5   6   7   8   9   10   11   12   ...   28


Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©atelim.com 2016
rəhbərliyinə müraciət