zaś wpłynęło na charakter wytworzonej przezeń teorii. Świat rozumiał mecha-nistycznie, jako
funkcje materii, ruchu i siły. W szczególności rozumiał tak swe naczelne prawo ewolucji.
Naprowadziła go na nie biologia, ale pojmował je w duchu mechaniki, jako wynik działania sił
mechanicznych. Uważał, że zjawiska życia, umysłu, ustroju społecznego rozwijają się tak samo
jak układy mechaniczne, są zjawiskami bardziej złożonymi, ale tej samej natury. We wszelkim
rozwoju widział proces mechaniczny: to stanowiło najbardziej charakterystyczną cechę tego
ewolucjonizmu, jaki wytworzył i zdołał narzucić XIX wiekowi.
2. EWOLUCJONISTYCZNA PSYCHOLOGIA i TEORIA POZNANIA. Dla ewolucjonizmu Spencera
biologia była punktem wyjścia, mechanika wzorem, ale terenem, na którym go najwięcej
stosował, była psychologia i humanistyka. Jego poglądy na ewolucję w przyrodzie były w
znacznej części czerpane od innych, natomiast na ewolucję kultury — były jego własne. Co
prawda, ewolucję kultury miał za identyczną z ewolucją przyrody, ale to właśnie był jego
pomysł oryginalny.
Uważał, że zjawiska psychiczne stanowią ogniwa ogólnego rozwoju przyrody organicznej.
Są takie a nie inne dlatego, że takie a nie inne były potrzebne jednostce czy gatunkowi do
utrzymania się przy życiu. Formy umysłu powstały przez dostosowanie się do warunków życia.
Nie są więc pierwotne ani niezmienne. Rozwój je wytworzył, rozwój je zastąpi przez inne. Nie
ma dla umysłu form niezmiennych, o których rozprawiali racjonaliści i krytycyści: wszystkie
rozwijają się i przemieniają. Ale nie ma także przypadkowych: wszystkie są koniecznymi
wytworami rozwoju.
Spencer szedł jeszcze dalej: sądził mianowicie, że wytworem rozwoju są nie tylko formy
umysłu, ale nawet sam umysł. Jest narzędziem potrzebnym organizmowi do zachowania życia i
dlatego powstał. Gdyby działalność jego nie była biologicznie cenna, toby się nie była
wytworzyła i utrzymała na świecie.
Dwie zwłaszcza myśli występowały w psychologii Spencera: Najpierw myśl, że zja-
76
wiska psychiczne stanowią ciągły szereg od najniższych zwierząt do człowieka. Po wtóre zaś
myśl, że umysł, tak samo jak organizm, formuje się zależnie od otoczenia. Obie myśli przyjęły
się szeroko.
Ewolucyjne pojmowanie umysłu było zgodne z duchem empiryzmu, mimo że przyznawało
jednostce wrodzone • formy myślenia. Bo są wprawdzie wrodzone tylko jednostce, ale przez
nią odziedziczone i zależne od doświadczeń dawniejszych pokoleń: to było nowe rozwiązanie
starego sporu empiryzmu z aprioryzmem. Robiło ustępstwo dla aprioryzmu, ale jednak
rozstrzygało spór na korzyść empiryzmu. Dostarczało mu nawet nowego argumentu,
wskazując, że możemy zawdzięczać doświadczeniu nawet to, czegośmy sami nie doświadczyli.
Wytworzyło nową odmianę empiryzmu.
Te idee Spencera wydały swoistą postać relatywizmu w teorii poznania. Najzwyklejszą jego
postacią bywała psychologiczna, twierdząca, że poznanie jest zależne od umysłu poznającego,
od jego procesów psychicznych. Spencer zaś zainicjował relatywizm biologiczny. Twierdził, że
poznanie jest zależne od organizmu poznającego, od jego przystosowania się do potrzeb i
warunków życia.
3. ETYKA EWOLUCJONISTYCZNA. Prawami przyrody i jej rozwoju Spencer tłumaczył,
dlaczego ludzie tak a nie inaczej myślą i postępują: bo gdyby myśleli i postępowali inaczej, nie
utrzymaliby się przy życiu. Ale w podobny sposób usiłował ustalić, jak powinni postępować.
Był bowiem przekonany, że nie ma innych praw poza prawami przyrody, więc kryterium
powinności, dobra i zła, jeśli w ogóle istnieje, to tylko w nich. Nie ma innych praw niż prawa
życia i walki o byt.
Więc dobre jest postępowanie, które jest zgodne z przyrodą, przystosowane do niej. Na tym
kryterium Spencer oparł swą etykę biologiczną i ewolucyjną: dobre i moralne jest to, i tylko to,
czego wymaga życie i jego rozwój. Była to etyka skrajnie naturalistyczna:
„działanie moralne i działanie naturalne jest jednym i tym samym" — pisał. Była to też etyka
całkowicie relatywistyczna. Nie miała za wieczną żadnej wartości, a już w szczególności
moralnej. Wbrew olbrzymiej większości etyków, Spencer twierdził, że wartość moralna jest
właśnie wartością tymczasową i przestanie obowiązywać, gdy rozwój ludzkości dojdzie do
kresu, bo wtedy ludzie będą już całkowicie przystosowani i normy moralne nie będą potrzebne.
Te podstawy etyki Spencera były względnie nowe, ale konkluzje stare: mianowicie
prowadziły do teorii od dawna znanej, do hę d on iż m u. Przyjemność może być uznana za
miarę wszelkiego dobra, bo organizm doznaje jej wtedy, gdy jest przystosowany do warunków
życia. W ten nowy sposób Spencer starą teorię przedstawiał jako wypływającą z
przyrodniczych, biologicznych faktów. Dawniejsi hedoniści powoływali się po prostu na jej
oczywistość czy na sposób naszego odczuwania; teraz zaś odmłodzony hedonizm występował
w szacie darwinizmu, ewolucjonizmu, przystosowania do życia.
Hedonizm Spencera różnił się od współczesnego sobie hedonizmu Milla, uduchowionego,
prawie ascetycznego. Zbliżał się z powrotem do hedonizmu XVIII wieku. Nie uznawał
wyższości przyjemności duchowych nad cielesnymi. Był wrogiem moralności ascetycznej, a
obrońcą egoizmu. Uważał za słuszne, by człowiek zmierzał do zapewnienia sobie samemu dóbr
i przyjemności, w szczególności dóbr materialnych i przyjemności cielesnych; uznawał prawo,
a nawet obowiązek moralny troszczenia się o samego siebie nie mniej, lecz więcej niż o
innych.
Najogólniejsze przykazanie etyki Spencera brzmiało tak: należy różnicować życie,
77
czynić je możliwie najintensywniejszym, najbogatszym. Więc jeśli należy coś robić dla innych,
to dla tych, co zdolni są do życia intensywnego i bogatego, czyli nie dla słabych i
upośledzonych przez naturę, lecz właśnie dla jednostek dzielnych, dla najlepiej przez naturę
wyposażonej elity.
Była to konsekwencja bardzo odbiegająca od moralności chrześcijańskiej, opartej na miłości
i litości. Spencer twierdził, że wypływała z założeń ewolucjonizmu: ale przynajmniej w tym
samym stopniu miała źródło w jego osobistym usposobieniu indywidualisty i liberała. Nie
wyprowadzał z niej wszakże wniosku politycznego, iż należy jednostki słabsze
podporządkowywać dzielniejszym; wszystkim należy się swoboda.
Sądy etyczne, które są powszechnie uznawane i wydają się oczywiste, tłumaczył w myśl
swych poglądów: mają źródło w doświadczeniu, wszakże nie w indywidualnym, lecz w
odziedziczonym doświadczeniu rodzaju ludzkiego. To, co dla naszych przodków było rzeczą
doświadczenia i wyrachowania, myśmy odziedziczyli już jako instynkty i intuicje. Stąd
poczucie konieczności i oczywistości. Godził w ten sposób walczące ze sobą stanowiska, tak
samo jak w teorii poznania: jak tam empiryzm z racjonalizmem, tak tu utyli-taryzm z etycznym
intuicjonizmem, ale na korzyść utylitaryzmu.
4. AGNOSTYCYZM. Ewolucjonizm stanowił część najważniejszą, wszakże tylko część
filozofii Spencera; część druga była odeń całkowicie niezależna. Dotyczył zjawisk, a ta druga
część wykraczała poza zjawiska. Bo Spencer chciał filozofię uprawiać pozytywnie, ale stawiał
jej również zadania niepozytywne. Chciał nie tylko stworzyć system wiedzy obejmujący
wszelkie zjawiska, ale także wyjaśnić, jakie jest ich ostateczne podłoże.
Przyjmował tedy, że poza zjawiskami istnieje prawdziwa rzeczywistość. Ale też twierdził —
objawiając jednak swą łączność z prądami minimalistycznymi — że jest niepoznawalna. Tak
wręcz tę prawdziwą rzeczywistość nazywał: „to, co niepoznawalne" (the unknowable). W tym
powoływał się już nie na przyrodników, lecz na filozofów, a w szczególności na Hamiltona.
Stanowisko to jeden z jego uczniów, Huxley, nazwał z grecka „agnostycyzmem". Był to pogląd
podobny do Kaniowskiego, jednakże uzasadniany inaczej.
Spencer rozumował dość prosto, podobnie jak Hamilton: zjawiska są względne, a to, co
względne, nie jest ostateczne, lecz wskazuje na istnienie czegoś bezwzględnego. Uznawał więc
rzeczywistość bezwzględną, od nas niezależną. Był realistą, przeciwnikiem subiekty-wistycznej
koncepcji świata, stworzonej przez Berkeleya, a zachowanej przez Milla. Realizm swój nazywał
„przeobrażonym", bo odbiegał on od realizmu naiwnego. Idealizm twierdzi, że poza
wyobrażeniami w świadomości nie ma nic, realizm naiwny, że to, co jest, jest zupełnie do
wyobrażeń podobne, a realizm przeobrażony, że zachodzi między nimi tylko pewna
odpowiedniość. To, co mamy w świadomości, nie jest złudą, ale też nie jest wiernym
odtworzeniem rzeczywistości.
Pierwotnie Spencer sądził, że wszystko, co poznawalne, jest domeną nauki, a wszystko
niepoznawalne — religii. Później wszakże doszedł do przekonania, że nauka tak samo jak
religia dochodzi do tajemniczego, „niepoznawalnego" bytu. Żadna koncepcja nie pozwala
świata naprawdę objąć rozumem: nie potrafimy przedstawić go sobie jako odwiecznego, nie
stworzonego, ale także nie potrafimy przedstawić sobie jego początku. Takie same trudności jak
w religii występują w nauce: jej pojęcia — takie, jak czasu, przestrzeni, materii — nie dają się
pojąć ani jako skończone, ani jako nieskończone. Jej wyjaśnienia prowadzą ostatecznie do
czegoś niewyjaśnionego. Tajemnica jest ostateczną tezą nauki —
78
tak samo jak pierwszą religii. Łączy je obie. I swym systemem filozofii „syntetycznej" Spencer chciał
zaspokoić wszelkie potrzeby człowieka, nie tylko naukowe, ale i religijne.
ZESTAWIENIE. System Spencera czerpał zasady swe, z jednej strony, z przyrodo-znawstwa, przede
wszystkim zasadę rozwoju, za pomocą której usiłował tłumaczyć zjawiska. Ale z drugiej strony, był
inspirowany przez filozofów i uznawał rzeczywistość pozazjawiskową. Był szczególnym tworem myśli,
leżącym gdzieś pośrodku między metafizyką a pozytywizmem. Przez swą łączność z przyrodoznawstwem
zbliżony był do pozytywizmu; natomiast przez swe ambicje systemotwórcze i uznanie bytu absolutnego
był pokrewny teoriom metafizycznym. W jednej części miał charakter minimalistyczny, w drugiej
maksymalistyczny. Ale część minimalistyczna miała przewagę: bo względne zjawiska są poznawalne, a
byt absolutny jest niepoznawalny. I filozofia Spencera była w olbrzymiej przewadze teorią zjawisk. Teoria
ta była ewolucjonistyczna, monistyczna, naturalistyczna.
OPOZYCJA zaatakowała Spencera z dwu przeciwnych stron: wedle jednych system jego był
niebezpiecznym dla filozofii agnostycyzmem, wedle innych — bezużyteczną dla nauki metafizyką.
Ewolucjonizm jedni zwalczali za to, że twierdzi mniej, niż pozwalają fakty, inni zaś za to, że twierdzi
więcej, niż pozwalają.
Najwięcej zarzutów wywoływał naturalizm Spencera, sprowadzający prawa kultury do praw przyrody.
A także jego mechanistyczny sposób traktowania rozwoju. Podnoszono, że zjawisk biologicznych,
psychologicznych, społecznych, niepodobna opisać w terminach mechaniki, że to nie opis, lecz tylko
przenośnia. Spencer zresztą nie utrzymał konsekwentnie swej mechanistycznej koncepcji: określając
rozwój jako przejście od stanu jednorodnego do różnorodnego, wprowadzał moment jakościowy, dawał
określenie stosujące się lepiej do biologii i socjologii niż do mechaniki.
Przeciwnicy zarzucali mu, że system jego nie ma podkładu epistemologicznego, że jest niedostatecznie
uzasadniony, dogmatyczny. Dogmatyzmu Spencer się nie wypierał:
„Intuicje podstawowe" — pisał — „niezbędne do czynności myśli, muszą być przejęte bez dyskusji,
wnukom pozostawiamy troskę o ich uzasadnienie".
Bodaj większość współczesnych Spencerowi filozofów akademickich zajęła wobec jego „filozofii
syntetycznej" postawę krytyczną, w jej twórcy widziała „filozofa dla ulicy", choć opierał się na nauce i
rościł sobie pretensje do naukowości.
WIELOZNACZNOŚĆ EWOLUCJONIZMU. Podstawowy termin teorii, termin „ewolucja", był
wieloznaczny. Oznaczał: l) wszelką zmianę, 2) zmianę stopniową (w tym znaczeniu przeciwstawia się
rewolucji), 3) zmianę w stałym kierunku, 4) zmianę postępującą od stanu niższego do wyższego (tu
„ewolucja" staje się równoznaczna z postępem), 5) zmianę polegającą na różnicowaniu układu. Darwin
widział w ewolucji postęp, Spencer przede wszystkim różnicowanie. A te dwa znaczenia nie są ze sobą
zgodne: różnicowanie nie zawsze jest postępem; w dziedzinie zarówno techniki, jak kultury właśnie nieraz
proces przeciwny, upraszczający („inwolucja", jak proces taki nazwano), przyczynia się do postępu.
Przekonanie, że w przyrodzie zmiany skierowane są ku postępowi, było naturalne u Darwina, który w
przyrodzie i jej przemianach widział dzieło Opatrzności. Natomiast, jak słusznie zaznaczył Brehier,
przekonanie to traciło podstawę u pozytywistów i materialistów, którzy je od Darwina przejęli.
Wieloznaczność podstawowych pojęć
79
była jednym z powodów, że na tle teorii ewolucji powstały nie kończące się spory i że teoria ta
przyjmowała w ciągu lat coraz to nowe postacie.
DZIAŁANIE. Przez swą jednolitość i kompletność, a także przez swój związek z przy-
rodoznawstwem, z odkryciami i hasłami nauki, filozofia Spencera miała jednak niezwykłą siłę
atrakcyjną. Wielu przyrodników, zwłaszcza angielskich, zgłosiło akces do systemu
ewolucjonizmu. Należeli do nich: znakomity fizyk J. Tyndall (1820- 1893) i znakomity biolog
T. H. Huxley (1825- 1895), kładący wraz ze Spencerem nacisk na niepoznawal-nbść
rzeczywistości, a w teoriach metafizycznych, w materializmie nie mniej niż spirytua-lizmie,
widzący absurdalne zamierzenie, by przeniknąć ostateczną naturę rzeczy. Do zwolenników
Spencera należał też wybitny historyk filozofii G. H. Lewes (1817- 1878).
Z samodzielnych filozofów życzliwie powitał ewolucjonizm J. St. Mili, który dostrzegł w
nim pożądane dla empiryzmu uzupełnienie i wzbogacenie. Ewolucjoniści toczyli nie-
jednokrotnie spory z empirystami ze szkoły Milla i z pozytywistami ze szkoły Comte'a.
Jednakże były to spory raczej rodzinne, w większości wypadków tworzyli wspólny front. I
właśnie z zespolenia ich doktryn powstała owa popularna minimalistyczna koncepcja, którą —
przeważnie pod nazwą „pozytywizmu" — obowiązywała w postępowych ko-' ach Europy w
drugiej połowie XIX w.
TEORIA EWOLUCJI A ROZUMIENIE CZŁOWIEKA. Idea ewolucji była ideą o
rozległym działaniu, wpływającą na cały sposób myślenia, na rozumienie przyrody i człowieka.
Specjalnie w humanistyce (jak to rozwinął amerykański historyk J. H. Randall) spowodowała
niemało zmian: l) Przesunęła badania z celu rzeczy na ich przyczyny szczegółowe. 2)
Wprowadziła do badań społecznych i humanistycznych biologiczny punkt widzenia,
wypierający z nich „ducha geometrii", który przynajmniej od XVII w. unosił się nad naukami.
3) Skierowała zainteresowania ku różnorodności zjawisk: ku badaniu ludzi w ich różnorodności
raczej — niż człowieka w ogóle. 4) Wprowadziła nową miarę ocen: gdy przedtem
najważniejszym wydawało się to, co naturalne, racjonalne, trwałe, to teraz raczej to, co nowe i
postępujące naprzód. 5) Wywołała przekonanie, że rozwój spraw ludzkich może przebiegać
rozmaicie. A w takim razie może i powinien być kierowany. 6) Wprowadzając biologiczny
punkt widzenia do spraw społecznych, wzmogła mimo woli irracjonalizm. Bo jeśli wszystko
jest wynikiem adaptacji do życia, to także nauka i jej prawa; wobec tego obiektywna prawda i
poznanie w staroświeckim rozumieniu tracą swój sens — i rozum nie może rościć sobie
pretensji, aby być ostateczną miarą prawdy. I choć nie leżało to w jej zamierzeniach,
przygotowała teren relatywistycznym i irracjonalistycznym teoriom, wszystkim pragmatyzmem
i konwencjonalizmom, które w następnych pokoleniach przyjść miały.
SCJENTYZM
Ze zdobyczy nauk specjalnych i filozofii minimalistycznych, z elementów pozytywizmu
empiryzmu, materializmu, ewolucjonizmu, wytworzył się wreszcie pewien pogląd przeciętny,
typowy dla ludzi tej epoki. Najczęściej nazywa się go „pozytywizmem" w szero-
80
S. KIERKEGAARD
H. SPENCER
F. A. LANGE
H. VAIHINGER
H. CORNELIUS
G. T. FECHNER
C. RENOWIER
E. RENAN
kim i popularnym tego słowa rozumieniu, choć z Comte'a brał stosunkowo mniej niż z innych.
Właściwszą jest nazwa „scjentyzmu" (wedle określenia Renouyiera), bo osnową tego poglądu
było wyłączne i całkowite zaufanie do nauki. Zaufanie do nauki — przy trzeźwym i wąskim jej
rozumieniu. Przedstawicieli tego poglądu było w różnych krajach tysiące: cechowała ich
właśnie pewna przeciętność, zniwelowanie, bo oryginalność nie jest rzeczą nauki, przynajmniej
nie była nią w rozumieniu ówczesnym. Wśród nich nie było jednak typowszego niż Pearson.
PRZEDSTAWICIEL KIERUNKU. Kari Pearson (1857-1936), Anglik, profesor na katedrze
eugeniki im. Galtona w Uniwersytecie Londyńskim i dyrektor Narodowej Pracowni
Eugenicznej, przez jakiś czas również profesor matematyki i mechaniki tegoż uniwersytetu, był
wybitnym i wszechstronnym uczonym, obejmującym rozlegle dziedziny matematyki, teorii
prawdopodobieństwa, statystyki, antropologii, socjologii, historii, eugeniki.
Główną jego pracą, znaną, wpływową, klasyczną, była Gramatyka nauki, 1892, 3 wyd:
1911, rozwijająca ideę nauki przyjętą w końcu XIX w. On sam zaś był „najwspanialszym.
ńajradykalniejszym i najbardziej jednostronnym wcieleniem scjentystycznego poglądu na
świat".
Synteza Pearsona była późna, ale za to kompletniejsza od innych, uwzględniała nie tylko
poglądy Comte'a i Milla, nie tylko ewolucjonizm, ale także teorię poznania Macha i nowszych
kantystów. Scjentyzm przy zasadniczej niezmiennej koncepcji rozwijał się w szczegółach,
wchłaniał nowe pomysły. I t(wał długo, przynajmniej do końca wieku. Nawet gdy po 1880
zaczęła się częściowa opozycja filozofów przeciw minimalizmowi, on pozostał wiarą
inteligentnego postępowego ogółu Europy.
POPRZEDNIKAMI ruchu scjentystycznego byli oczywiście empiryści angielscy, a przede
wszystkim obaj Millowie. Najczynniejszym ich następcą był Aleksander Bain (1818-1903);
stanowił on ogniwo między Millami a Pearsonem. Główne jego prace ukazały się w latach
pięćdziesiątych. Były to prace psychologiczne, ale dawały wyraz wszystkim naczelnym tezom
empiryzmu: o błędności wszelkiej metafizyki, o niepozna-walności nie tylko własności, ale
także samego istnienia świata, o sprowadzalności całej naszej wiedzy do wrażeń, o
zdeterminowaniu wszystkich wydarzeń nie wyłączając postępków ludzkich, o tym, że
moralność powstała pod naciskiem społecznym i na skutek doświadczenia, że niestosowanie się
do pewnych norm naraża na ujemne konsekwencje, potępienie i kary. Te tezy agnostycyzmu,
empiryzmu, determinizmu, uiylitaryzmu powróciły w zmodernizowanej postaci u Pearsona.
POGLĄDY, l. POOLĄD NA NAUKĘ. Stanowisko Pearsona i licznych jego współczesnych,
którzy dzielili jego przekonania, można, sformułować w niewielu punktach:
1. Czy mamy wiedzę pewną? Mamy; w nauce, i tylko w niej.
2. W jakiej nauce? W przyrodniczej. Matematyka ma wartość tylko pomoeniczą< a:
humanistyka tylko wtedy, gdy się do przyródoznawstwa upodabnia.
3. Na czyni polega funkcja nauki? Na stwierdzaniu faktów. Tylko na ich opisie, nie na
wyjaśnianiu. Pyta tylko o „jak", nie o „dlaczego", na pytanie „dlaczego" nie jest zdolna
odpowiedzieć.
« — Historia iUofotli t, III g l
4. Jaki jest jej zakres? Wszystko, co istnieje, należy do jej zakresu. Nie ma dziedziny, która
by nie była uprawnionym tematem badań naukowych.
5. Jakimi rozporządza środkami do wykonania swego zadania? Najogólniej mówiąc;
ogólnymi pojęciami i ogólnymi twierdzeniami, czyli prawami. Bez nich nie mogłaby swej
funkcji opisowej wykonać. Są to skrótowe opisy, rodzaj stenografii potrzebnej do ekonomii
myślenia. Pojęcia nauki, zwłaszcza tak ogólne, jak np. atomu czy elektronu, nie są kopiami
rzeczywistości,, lecz tworami wyobraźni fizyka. Nie są też niezmienne i ustalone raz na zawsze:
w każdej chwili mogą być porzucone, jeśli przestały się nadawać do opisu faktów lub jeśli na ich
miejsce utworzone zostały inne, odpowiedniejsze.
6. Jakie jest zadanie nauki ? Bynajmniej nie jest nim sama tylko czysta teoria. Nie chodzi o
„naukę dla nauki", ale o doniosłe zadania praktyczne, jakie posiada: jest ważnym środkiem
przystosowania się człowieka do otoczenia, skutecznym narzędziem w jego walce o byt.
Wartość jej należy oceniać wedle tego, co czyni dla wzmożenia dobrobytu ludzi, podniesienia
poziomu ich życia.
7. Jaki jest stosunek nauki do teologii. Bezwzględnie ujemny. Jednym z jej celów jest
uprzątnięcie wszelkich sądów nie uzasadnionych, odwołujących się nie do wiedzy, lecz do
wiary. Podobnie ujemny jest jej stosunek do metafizyki. Ale nawet i do filozofii w ogóle. „Ani
Platon, ani Kant, ani Schopenhauer, ani Paulsen nie przyczynili się ani nie przyczynią nawet na
ździebełko najmniejsze do postępu wiedzy" — pisał przyrodnik polski Benedykt Dybowski.
Jeśli filozofia ma rację bytu, to tylko w granicach nauki. Ale w granicach tych nie posiada
samodzielnej pozycji: w klasyfikacji nauk, przeprowadzonej przez Pearsona, filozofii w ogóle
nie ma. Jeśli ma znaczenie naukowe, to tylko w postaci historii filozofii. Pearson był właśnie
jednym z tych tak typowych dla XIX wieku filozofów, którzy się wyrzekali filozofii
8. Czy nauka osiągnęła już stan doskonały? Nie: potrzebuje uporządkowania, oczyszczenia,
uwolnienia od wielu zbędnych pojęć, nie odpowiadających jej charakterowi i zadaniom. Do
takich pojęć należą nawet tak rozpowszechnione, na pozór naukowe i niezastąpione, jak
przyczynowość, materia, siła. Doświadczenie nie daje podstaw do ich uformowania. A fizyka
nie wie i nie potrzebuje wiedzieć, co to jest przyczynowość, siła czy materia.
9. Jaką rzeczywistość opisuje nauka? Nie żadną rzeczywistość transcendentną, absolutną.
tajemniczą, lecz tę, która jest nam bezpośrednio dana, przez nas postrzegana. Rzeczywistość ta
składa się nie z rzeczy w sobie, lecz z wrażeń. Poza wrażeniami nie ma nic. To, co nazywamy
rzeczami, to tylko konstrukcje z doznanych wrażeń.
10. Jak oceniać wartość nauki? Mimo wszystkie zastrzeżenia w stosunku do dawniejszego
rozumienia i dzisiejszego stanu nauki, mimo zastrzeżenia, że nauka nie ma wyników
bezwzględnie pewnych, że wyjaśnień nie daje, przyczynowych związków nie ujmuje, Pearson
przypisywał jej wartość największą, jaką dzieło ludzkie mieć może i jaka na świecie istnieje.
„Prawo mej myśli jest dla mnie większą prawdą i większą koniecznością niż Bóg dla teologa".
Pogląd jego był apoteozą nauki, aktem wiary w jej posłannictwo. Czym była dla wieków
średnich idea chrześcijaństwa, dla Odrodzenia idea sztuki, dla XVII w. idea niezmiennego prawa |