Ana səhifə

Jacek Odziemczyk Śladami zbrodni Sokołów Podlaski – Wyrąb 1946 Mogiła (s. 20-26)


Yüklə 57.5 Kb.
tarix24.06.2016
ölçüsü57.5 Kb.
Jacek Odziemczyk
Śladami zbrodni Sokołów Podlaski – Wyrąb 1946
Mogiła (s. 20-26)
Pomordowanych w ruinach sokołowskiej świątyni ubowcy zawieźli do lasu Zielona pod wsią Wyrąb. Relacje rodzin jednoznacznie wskazują na tę lokalizację, co jednocześnie weryfikuje mylną informację podawaną w niektórych publikacjach o tym, że ów dół śmierci znajdował się w lesie Przesieka pod Repkami1.

Kazimierz Lipka syn zamordowanego Mariana Lipki w swojej relacji pisze: „Przez pierwsze 2 tygodnie UB sprawdzało mogiłę 3 razy na dobę, z biegiem upływu czasu sprawdzano ją coraz rzadziej, po upływie około półtora miesiąca zaprzestano kontroli. na wiosnę ojciec zamordowanego i leżącego w tym grobie Romana Bielińskiego z Bielan Wąsów poinformował moją matkę Bernardę Lipkę, że ciało syna zabrał z tej mogiły. Wówczas moja matka zaczęła organizować zabranie zwłok ojca. Odległość z Karolewa, gdzie wówczas mieszkaliśmy do miejscowości Wyrąb, gdzie znajdowała się mogiła wynosi ok. 13 km. Matka posiadała już wiedzę, w którym lesie znajduje się grób. Wiosną 1946 wraz ze swoją siostrą Jadwigą Pawlak udała się na nocleg do mogiły, rano o wschodzie słońca udały się do lasu i bez trudu odnalazły to miejsce, które było rozgrzebane przez psy. Ciała leżące pod wierzchem były naruszone, ponieważ warstwa ziemi, która przykrywała zwłoki wynosiła ok. 40 cm. Potem kobiety wróciły do domu.

Rozpoczęto przygotowania do wydobycia i transportu zwłok. W tym grobie leżał również kolega ojca Edward Cibor. Obie rodziny postanowiły działać razem. Przygotowano konie i wóz zapełniony sianem. W tej smutnej wyprawie wzięli udział: moja matka Bernarda Lipka, brat ojca Ignacy Lipka, szwagier mojej matki Roman Pawlak, cioteczna siostra mojego ojca Salomea Ratyńska, szwagier zamordowanego Edwarda Cibora – Zdzisław Przybysz. Wszyscy wówczas mieszkali w Karolewie, obecnie już nie żyją. Wyszli po południu oddzielnie z domu, by spotkać się w umówionym miejscu we wsi Wyrąb. Matka moja ze szwagrem Romanem Pawlakiem jechali furmanką polnymi drogami. Po spotkaniu na Wyrębie w nocy udali się do grobu i rozpoczęli wydobycie zwłok. Zwłoki Edwarda Cibora znajdowały się pod wierzchem i wydobyto je bez trudu, natomiast zwłoki mojego ojca Mariana Lipki leżały na dnie grobu. To zmusiło ich do wydobycia wszystkich ciał na powierzchnię ziemi. Według relacji matki, ręce pomordowanych były powiązane drutem do tyłu. W grobie w tym czasie było 10 ciał. Wcześniej jako pierwsze zabrane były zwłoki Romana Bielińskiego. Po zabraniu zwłok mojego ojca Mariana Lipki i Edwarda Cibora w grobie pozostało 8 ciał. Podczas wydobywania ciał rozpoznano zwłoki: Jerzego Kędziory, Józefa Rucińskiego, Zdzisława Stokowskiego, Mieczysława Dębińskiego. Pozostali dla osób biorących udział byli nieznani. Ciała włożono na wóz i przykryto sianem. Nastąpił powrót do Karolewa.

W Karolewie ciała pozostawiono na wozie w gaju olchowym w odległości 1 km od domu. Stały tam cały dzień, a w tym dniu moja matka zaprowadziła mnie do ojca i pokazała zwłoki. Miałem wtedy 7 lat, lecz ten moment pamiętam do dziś. Pamiętam jeszcze wiele innych zdarzeń np. represjonowanie mojej matki, która się ukrywała. Następnej nocy ojca przetransportowano na miejscowy cmentarz w Czerwonce Grochowskiej i po cichu bez ceremonii pogrzebowej, bez trumny, pochowano w rodzinnych grobach. Bernarda Lipka poinformowała o miejscu zbiorowej mogiły rodziny osób, które zostały rozpoznane. Według wiedzy mojej matki w dole znajdowało się 11 ciał – 9 z wyroku wydanego 26 II 1946 i 2 nieznane”2.

Wspomniana rodzina Romana Bielińskiego jeździła po ciało swojego krewnego dwa razy. Po raz pierwszy, gdy wydobyli kilka zwłok, nie znaleźli Romana i wrócili do Bielan Wąsów. Być może ktoś lub coś ich wystraszyło. Za drugim razem okazało się, że Roman Bieliński spoczywa prawie na samym dnie dołu, pod nim jest już tylko jedno ciało. Termin wydobycia p. Irena Niżnik (której ojciec Czesław Czapski był rodzonym bratem Heleny Bielińskiej matki Romana) określa na maj. Prawdopodobny przebieg wydarzeń wyglądał w sposób następujący. Bieliński Roman, któremu jednego syna komuniści zabili a drugiego aresztowali, poprosił o pomoc Zygmunta Czapskiego swojego chrześniaka (syna Czesława), jego matkę Mariannę Czapską oraz sąsiada Władysława Kozieradzkiego z Bielan Żyłaków. Ciało Romana wydobyli Bolesław Bieliński i Władysław Kozieradzki, a gdy zbliżała się noc zabrali je na wóz ze słomą i kartoflami wracający do rodzinnej wsi z Niecieczy Zygmunt i Marianna Czapscy. Ich z kolei podróż mógł uwierzytelnić fakt posiadania rodziny i ziemi we wsi Nieciecz.

Skąd oni z kolei mogli posiąść informację o lokalizacji leśnej mogiły? W rodzinnych rozmowach podało nazwisko Marianny Stelęgowskiej, zam. w kol. Podkupientyn, pilnującej nocami swojego położonego w sąsiedztwie Wyrębu lasu przed złodziejami. Od niej to miała przyjść informacja o możliwym miejscu lub potencjalnym obszarze, gdzie leżą zamordowani.

Ciało Romana spoczywało jeden dzień w domowej piwnicy. Po umyciu i sporządzeniu trumny zawieziono je nocą na cmentarz w Rozbitym Kamieniu. Wcześniej, po wydobyciu, członkowie rodziny zauważyli brak złotego mostka w dolnej szczęce ich krewnego. Gdy wóz z trumną przejeżdżał koło kościoła w Rozbitym Kamieniu, poświęcił go miejscowy kapłan3.

Od tego momentu trudno ustalić jednoznacznie kolejność dalszego wydobywania zwłok. Relacje poszczególnych członków rodzin różnią się od siebie co do liczby pozostawionych ciał. W niektórych sytuacjach ci, co przekazywali je autorowi na podstawie relacji świadków naocznych, nie zapamiętali wielu szczegółów.

Innym ciekawym przekazem jest relacja Stanisława Kalickiego, młodszego brata zamordowanego Klemensa Kalickiego. Informację o tym, że Klemens leży zakopany w lesie pod Wyrębem Kaliccy otrzymali od wspomnianej rodziny Bielińskich, która miała ją uzyskać od swojego krewnego z Sokołowa Stanisława Markowskiego (jego żona Aleksandra była siostrą Heleny Bielińskiej)4. On natomiast dowiedział się o tym bezpośrednio od kierowcy, prawdopodobnie pracującego w UB, który przewoził ciała straconych do dołu w Wyrębie. Ponieważ po wojnie p. Stanisław pracował przez sześć lat w Sokołowie, odwiedzał Stanisława Markowskiego, z którym także pozostawał w stosunkach rodzinnych. Na zadawane pytanie: „Wujku, tym kierowcą kto był?” padała odpowiedź” „To ścisła tajemnica”.

Po ciało Klemensa Kalickiego wyruszył ojciec Bolesław i sąsiad Franciszek Ostrowski. Wyjechali z miejsca zamieszkania w Wiechetkach Dużych na kolonię między Bujałami i Niecieczą. Taka trasa była spowodowana tym, że Ostrowski posiadał także gospodarstwo w Bujałach skąd pochodził jego ojciec. Tam dołączył do nich jakiś kolega o imieniu Wacław. Wydobycie zwłok odbywało się w nocy. Według tego, co zapamiętał Stanisław Kalicki ze słów Franciszka Ostrowskiego dół był „rozgrzebany i słabo przykryty”, a po zabraniu ciała Klemensa mogło w nim zostać od 3 do 5 zwłok. Odjeżdżając, zasypali go także prowizorycznie licząc, że jeszcze jakieś rodziny zechcą wydobyć krewnych5.

Najbardziej szczegółowym i wstrząsającym przekazem są słowa Wiesława Dębińskiego, który jako 7-letnie dziecko (ur. 23 III 1939) razem z matką Zofią Dębińską brał udział w ekshumacji brata Mieczysława. Zasługuje ona na przytoczenie w obszernych fragmentach: „Pewnego wiosennego lub letniego dnia 1946 matka powiedziała mi, że jedziemy za Sokołów po ciało Mietka. Woźnica był z kolonii Grochów. Nie wiem jak się nazywał, choć próbowałem to sobie wiele razy przypomnieć. Przyjechał wozem zaprzężonym w konika, usiedliśmy z matką na snopkach i pojechaliśmy. Był to dzień, nie była to noc. Przejechaliśmy wieś Wyrąb, woźnica zatrzymał się na jakiejś drodze i miał na nas czekać. My z matką najpierw szliśmy skrajem jakiegoś lasu. Nie były to jakieś potężne drzewa. Matka wzięła ze sobą worek solniak i saperkę. Nie błądziliśmy po lesie. Moja matka miała rozeznanie, powiedziała: „tędy, gdzieś to tu musi być”. Dół znaleźliśmy bez trudu. Pamiętam, że był jakby rozkopany, wyglądało jakby ktoś tam kopał. Ziemia nie była czarna, tylko taka bardziej koloru piasku.

Matka zaczęła kopać. Nie kopała głęboko, może na dwa sztychy. Delikatnie rozkopała i oczyściła przestrzeń może 2 na 2 m. Ruszyła jakieś ciało. Niesamowity odór i smród, który do dzisiaj pamiętam. Ciało brata znajdowało się pod dwoma innymi. Matka przesunęła je i już stała na twardym gruncie dna dołu. Zobaczyła szary sweter z owczej wełny, który Mietkowi robiła. I po tym rozpoznała ciało Mietka. Twarz była zniekształcona, ale o dziwo włosy były. Stałem 2 m od grobu, nie kopałem, trzymałem worek, to była moja pomoc a matka pracowała. Nie wyjęła brata w całości. Na początku włożyła do worka tułów, następnie głowę, potem nogi, które poznała po spodniach.

Potem matka dokładnie mogiły także nie zakopała, też tylko przysypała. Z tamtych ciał nikogo nie rozpoznała. Być może w mogile zostały jeszcze jedne zwłoki. Dlaczego? Bo gdy matka stojąc w tym dole cofnęła się do tyłu, znowu była na grząskim gruncie. Stąd przypuszczenie, że mógł być kolejny człowiek. A może część ciała któregoś z tych dwóch?

Zawiązaliśmy worek i matka chciała go na plecy założyć. Nie daliśmy rady. Wzięliśmy jakąś dużą gałąź czy małe wyłamane drzewko z gałęziami. Położyliśmy Mietka na tę platformę i ciągnęliśmy oboje przez las, potem jakiś czas taką leśną dróżką. Był słoneczny dzień. W pewnym momencie matka wzięła na plecy worek. Gdy zobaczył nas woźnica podjechał bliżej. Wracaliśmy przez Sokołów, nikt nas po drodze nie zatrzymywał. W Brzozowie skręciliśmy na Czerwonkę, na cmentarz. Tego samego dnia. Jak dojechaliśmy do Czerwonki już było ciemno. Woźnica pomógł nam zanieść worek na cmentarz i odjechał.

Matka rozkopała grób ojca (Marian Dębiński zm. 27 I 1945, krótko po tym jak wrócił z niemieckiego więzienia, którym był osadzony za działalność konspiracyjną – dop. autora), tam włożyła zwłoki syna, zagrzebała, wyszykowała tak żeby nie było śladów. Piechotą wróciliśmy do odległego o 2,5 km Grochowa, gdzie mieszkaliśmy6.

Innym bezpośrednim świadkiem biorącym udział w akcji wykopywania zwłok jest Krzysztof Sawicki. Razem ze Zdzisławem Zielińskim (bratem Tadeusza) „letnią porą” pojechał po ciało Tadeusza Zielińskiego. W tym czasie uczęszczał do II kl. gimnazjum ks. salezjan i mieszkał w Sokołowie Podl. u ciotki Heleny Zielińskiej, matki obydwu wymienionych braci. Z relacji wiadomo, że ciało Tadeusza (w momencie kiedy było wydobywane) znajdowało się pierwsze pod wierzchnią warstwą ziemi, przykrytej dodatkowo gałęźmi. Ręce miał związane do tyłu drutem kolczastym, powybijane zęby, trudną do rozpoznania twarz. Brat rozpoznał go po szramie na ręce lub według innej wersji na nodze, a także po elementach zielonej bluzy. Furmankę potrzebną do transportu pożyczono od Szczepana Ławeckiego, męża Zofii, siostry Tadeusza i Zdzisława. Być może na miejscu wydarzeń razem ze Zdzisławem Zielińskim i Krzysztofem Sawickim był jeszcze ktoś, kto wskazał gdzie znajduje się dół z zamordowanymi7.

Przewiezieniem ciała Jerzego Kędziory z Wyrębu do rodzinnego Justynowa opisał natomiast jego brat Anatoliusz Kędziora: „Przewiezieniem zwłok brata Jerzego zajął się przebywający w naszym domu Stanisław Zawistowski, brat matki, który uciekł zza Bugu po wywiezieniu na Syberię jego żony z dwojgiem małych dzieci. Po zakupieniu w Węgrowie trumny i przygotowaniu cichego katolickiego pogrzebu na cmentarzu w Czerwonce, powiadomiono rodziców o trwających poszukiwaniach przez ubeków wykradzionych zwłok i dokonanym już aresztowaniu żony Mariana Lipki, która jako pierwsza z gm. Grochów odnalazła „dół śmierci”. Dowiedziawszy się o grożącym niebezpieczeństwie Stanisław Zawistowski zakopał tymczasowo trumnę obłożoną słomą w przydomowym sadzie, a sam uciekł na „dziki zachód”8.

Z kolei wiadomość o dole pod wsią Wyrąb rodzinie Józefa Rucińskiego przekazali spokrewnieni z nimi Godlewscy z Niecieczy. Po ciało pojechali ojciec Ludwik Ruciński, siostra Marianna Czeczot i brat Lucjan Ruciński zamieszkali w Walerowie oraz ich szwagier Marian Wojewódzki z Sikor. Wyprawa odbyła się którąś wiosenną nocą. Podczas drogi na wozie leżała Marianna Czeczot której zadaniem było udawanie chorej wiezionej do lekarza. Po dotarciu do lasu, rozpoczęli poszukiwania w celu określenia dokładanej lokalizacji. Marianna Czeczot spotkała jakiegoś człowieka pędzącego bydło, który wskazał im to miejsce. Rozpoczęli wydobywanie zwłok. W pewnym momencie kopiący w ziemi Marian Wojewódzki krzyknął: „Heniek jest tutaj” (tak w rodzinie nazywano Józefa). Po wydobyciu zwłok okazało się, że Józef ma wybitą lub złamaną dolną szczękę. Składająca tę relację p. Jadwiga Dolatowska stwierdza, iż w późniejszych rozmowach członkowie rodziny mówili jej, że po wydobyciu zwłok Józefa, została tam już tylko jedna osoba9. Z kolei Józef Kryński powołując się na swoją rozmowę z Marianną Czeczot wspomina, że ta relacjonowała mu o kilku (2 czy 3) ciałach znajdujących się w dole10.

Pozostaje zatem odpowiedź na zasadnicze pytanie: kto pozostał w leśnej mogile? Spoczywa tam nadal plutonowy Zdzisław Stokowski „Nurek”, który według relacji rodziny nie został z niej zabrany11. Kim były natomiast pozostałe ofiary i czy nadal w świetle ostatnich relacji zostały wydobyte czy też spoczywają tam nadal? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle trudna i być może nie poznany jej nigdy. Prawdopodobnie były to dwie osoby, które zostały zgładzone w sokołowskim Urzędzie Bezpieczeństwa w tym samym lub bardzo zbliżonym czasie i które z racji tragicznej „okazji” załadowano na ten sam samochód jadący do lasu zwanego Zieloną pod Wyrębem.

Upływ czasu spowodował, że dzisiaj bardzo trudno jest określić także dokładne daty zabierania przez rodziny ciał swoich bliskich. Z większości relacji wynika, że były to miesiące IV-V 1946. Przeważnie wydobywano je nocami i nocami, czasem przy udziale księdza, grzebano na parafialnych cmentarzach.



Autorowi znane są relacje i miejsca z okolic Wyrębu, gdzie okoliczna ludność wskazuje na ślady zbrodni z okresu okupacji niemieckiej i instalowania się władzy komunistycznej. Każdy las ma swoje często złowrogie tajemnice. Tym niemniej to o miejscu, upamiętnionym obecnym pomnikiem lub jego b. bliskich okolicach opowiadał Tadeuszowi Boguszowi, mający pod swoim nadzorem ów las, leśniczy Józef Prusaczek. Mówił mu o tym, że razy było ono rozkopywane. Chodziło o okres powojenny12. Gdy po jakimś czasie T. Bogusz tam poszedł zobaczył niewielki brzozowy krzyż z tabliczką.



1 A. Kędziora, Niezatarte wspomnienia „wroga władzy ludowej”, Warszawa 2000, wydruk komputerowy na prawach rękopisu, s. 100; błąd ten został powtórzony w kilku innych opracowaniach.

2 Relacje Kazimierza Lipki, syna Mariana, z dn. 4 III 2008, 24 IV 2008, 3 VII 2008.

3 Opis wydarzeń na podstawie relacji córek Marianny Czapskiej: Marty Jastrzębskiej z 6 VII 2008 i 28 VII 2008, Ireny Niżnik z 28 VII 2008 i 5 VIII 2008.

4 Relacje te nie wykluczają się nawzajem, informacje bowiem mogły płynąć do rodzin z różnych źródeł.

5 Relacja Stanisława Kalickiego, brata Klemensa, z 12 IV 2008 na podstawie relacji ojca Bolesława Kalickiego, Franciszka Ostrowskiego i Stanisława Markowskiego.

6 Relacja Wiesława Dębińskiego z 5 VII 2008. W tym miejscu należy sprostować kolejny pojawiający się w literaturze przedmiotu błąd (patrz: A. Kędziora, op. cit., s.100). podano tam mylną informację, że ciało Mieczysława Dęblińskiego nie zostało zabrane z mogiły i spoczywa w niej do dzisiaj.

7 Relacja naocznego świadka Krzysztofa Sawickiego z 10 VIII 2008; relacja Teresy Mielke, córki Zdzisława, z 30 III 2008; relacja Witolda Ławeckiego, syna Szczepana i Zofii z d. Zielińskiej, z 7 IV 2008.

8 A. Kędziora, op. cit., s. 100. Relację tę uzupełnia Roman Więsak, który powołując się na rozmowy jego matki Ireny z matką Jerzego Emilią Kędziorą podaje, iż zwłoki zostały przez nią rozpoznane po zrobionym własnoręcznie zielonym swetrze. Może wskazywać to na prawdopodobny udział Emilii Kędziory razem ze Stanisławem Zawistowskim w wydobywaniu zwłok syna: relacja Romana Więsaka z 20 VIII 2008.

9 Relacja Jadwigi Dolatowskiej z 25 V 2008 na podstawie rozmów z ojcem Lucjanem Rucińskim, ciotką Marianną Czeczot, dziadkiem Ludwikiem Rucińskim. Udział ojca w opisywanych wydarzeniach potwierdza także syn Roman Wojewódzki. Wkrótce po tym skontaktował się z p. Jadwigą Rucińską ( z męża Dolatowską) jej kolega Arkadiusz. Przychodzień ze wsi Łuzki informując o rodzinie Zielińskich, która zabrała ciało swego krewnego z Wyrębu.

10 Relacja Józefa Kryńskiego z 23 V2008 na podstawie rozmowy z Marianną Czeczot.

11 Relacja Bogusława Stokowskiego, brata Zdzisława, z 23 II 2008 i 9 VII 2008. Bogusław Stokowski motywuje fakt zostawienia ciała Zdzisława strachem powodowanym przez represje i szykany ze strony Urzędu Bezpieczeństwa.

12 Relacje Tadeusza Bogusza z 20 IV 2008 i 30 VIII 2008. Tadeusz Bogusz ur. w 1921, zam. na Wyrębie.


Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©atelim.com 2016
rəhbərliyinə müraciət