Ana səhifə

Elżbieta Mączyńska Cywilizacyjne uwarunkowania rozwoju polski


Yüklə 186.5 Kb.
səhifə3/5
tarix24.06.2016
ölçüsü186.5 Kb.
1   2   3   4   5
Cywilizacja wiedzy versus cywilizacja mądrości

Pojęcia cywilizacji wiedzy, podobnie jak gospodarki opartej na wiedzy, budzą kontrowersje i traktowane są przez wielu autorów jako niezbyt zręczne. Działania (nie tylko gospodarcze) człowieka zawsze bazowały na jakiejś wiedzy. Jednak w ciągu kilku minionych dekad terminy te awansowały do rangi najistotniejszych, które mogą służyć do opisu cech współczesnego świata. Cywilizacja wiedzy i gospodarka oparta na wiedzy to takie kategorie, w których wiedza staje się „uniwersalnym substytutem” przesuwającym na dalszy plan inne elementy potencjału wytwórczego. Współcześnie wiedza stała się swego rodzaju uniwersalną „obrabiarką”, o której niezmierzonym potencjale spektakularnie przekonuje chociażby geneza i rozwój takich, do niedawna nieznanych, typów działalności i przedsiębiorstw jak wyszukiwarka Google czy portal społecznościowy Facebook.

Zarazem jednak paradoksalnie w warunkach cywilizacji wiedzy jedną z najbardziej chyba zawstydzających cech współczesnego świata jest – jak już wspomniano – narastająca dychotomia wiedzy i mądrości. Dość dosadnie eksponował to José Ortega y Gasset w swojej – jak się okazuje – ponadczasowej, choć wydanej w 1929 r., publikacji pt. La rebelión de las masas (Bunt mas): „Dla chwili obecnej charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swojej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym” (Ortega y Gasset, 2002, s. 15). Wiele wskazuje na to, że rzeczona „chwila obecna” wciąż trwa. Mimo niebywałego, niekwestionowanego postępu w nauce i technologii, mimo rosnących zasobów wiedzy nie następuje dostatecznie satysfakcjonujące jej przełożenie na dobrostan społeczny. Substytucyjny potencjał wiedzy niestety przejawia się bowiem także – i to w niemałej skali – w substytuowaniu rozumu. Dzieje się tak, mimo że wiedza w warunkach narastającego dynamizmu przemian szybko się starzeje, a przy tym – źle wykorzystywana, źle zarządzana – może prowadzić do katastrofy. Katastrofalne mogą być zatem skutki braku mądrości w wykorzystywaniu wiedzy. Przekonują o tym liczne wysoce niepożądane, a zarazem zdumiewająco łatwo się rozprzestrzeniające procesy i działania, dowodzące braku refleksji, mądrości, odpowiedzialności i długookresowej rozwagi decydentów różnych szczebli, od najwyższych począwszy.

Następstwem i przejawem deficytu mądrości jest globalnie naruszona równowaga ekologiczna, ekonomiczna, demograficzna i polityczna (Thurow, 1999, s. 17). Jednym z następstw tego są coraz bardziej skontrastowane bieguny bogactwa i nędzy. Naruszenie równowagi społecznej skutkuje m.in. rozmaitymi dewiacjami, przestępczością, terroryzmem i innymi groźnymi zjawiskami, w skrajnym przypadku wojnami. Z kolei naruszanie równowagi ekologicznej odczuwamy w życiu codziennym, np. stykając się ze skażoną wodą czy powietrzem. Wszystko to sprawia, że komfort życia znacznie się zmniejsza. Paradoksalnie dotyczy to także, a może przede wszystkim, krajów najbogatszych, mimo rosnącego tamże poziomu produktu krajowego brutto, odzwierciedlającego wzrost poziomu krajowego bogactwa. Bogactwo nie chroni zatem przed negatywnymi następstwami naruszania równowagi, zwłaszcza ekologicznej, co więcej, degradacja naturalnego środowiska prowadzi do ekologicznej dewaluacji i wywłaszczenia. Bezrefleksyjna pogoń za bogactwem i nieokiełznany konsumpcjonizm jest tym samym jednym z pierwotnych czynników pogłębiania nierównowagi.

„Jesteśmy jak wielka ryba, która została wyciągnięta z wody i wściekle rzuca się i podskakuje, usiłując do niej powrócić. W takim stanie ryba nigdy nie pyta, gdzie wyląduje po następnym uderzeniu ogonem. Czuje jedynie, że jej obecna sytuacja jest nieznośna, i że trzeba spróbować czegoś innego” (Thurow, 1999, s. 13). Cytat ten to chińskie powiedzenie, do którego nierzadko odwołują się m.in. badacze przemian w świecie. Wskazuje ono, że głęboko naruszona równowaga zwiększa ryzyko bezrefleksyjnych, chaotycznych działań, nie tylko nieprzynoszących poprawy, a przeciwnie – prowadzących do pogorszenia sytuacji. Zarazem jednak nierównowaga to siła motoryczna postępu i w tym sensie równowaga jest zawsze stanem przejściowym. Istotne jest, żeby przeciwdziałać głębokim, globalnym długotrwałym nierównowagom. Jest niezbędne, aby zapobiegać temu, by dokonującym się na naszych oczach przełomowym przemianom, w tym w zakresie techniki, technologii, nie towarzyszyło gwałtowne narastanie niepewności i dyskomfortu we wszystkich niemalże obszarach życia ekonomicznego i społecznego.

Bezrefleksyjne wykorzystywanie wiedzy przekłada się przy tym na dysfunkcję demokracji i prawa, na inflację prawa. Demokracja i prawo, życie zgodne z normami praworządności – dawniej synonimy – obecnie synonimami nie są. Hiperdemokracja i hiperliberalizm mogą w skrajnym przypadku prowadzić do zaistnienia swoich własnych przeciwieństw – dyktatury i monopolu, a w konsekwencji do oddalania się od ładu rynkowo-konkurencyjnego. Zmienność i złożoność regulacji prawnych „rozmiękczają je”5. Są one niekiedy nadmiernie uszczegółowiane, wobec czego każda zmiana w realiach gospodarczych oznacza konieczność szczegółowych dostosowań prawnych. Przypomina to gonienie króliczka6. Procesy, o których mowa, pogłębia globalizacja.

Choć uznaje się, że w warunkach paradygmatu gospodarki opartej na wiedzy „jest ona wszystkim, to przecież zarazem, w wyniku gwałtownych przemian – starzejąc się bezprecedensowo szybko – łatwo staje się niczym” (Cytaty mądre…, 2001, s. 179)7. Cykle życia wiedzy okazują się bowiem coraz krótsze, czemu towarzyszy wydłużanie się życia ludzkiego. Stąd też wiedza staje się coraz bardziej niedemokratyczna, skrajnie różnicując podmioty i ich szanse. Cywilizacja wiedzy „zatapia, zalewa” nieprzygotowanych, których stale przybywa, zapewnia pracę osobom wysoko wykwalifikowanym, skazując na bezrobocie innych.

Problem ambiwalencji wiedzy i innowacji wielce obrazowo przedstawił przed paroma laty George Ritzer, głosząc, że nowoczesne technologie, obok wielu niekwestionowanych zalet, mają też „swą mroczną stronę. (…) Efektywność, kalkulacyjność, przewidywalność i manipulowanie ludźmi, poprzez zastosowanie technologii niewymagających ich udziału, są niewątpliwie cechami systemu racjonalnego. (…) Jednak systemy takie nieuchronnie prowadzą do nieracjonalności” (Ritzer, 1999, s. 39 i n.).

Współczesne dysfunkcje w wykorzystywaniu wiedzy są przedmiotem wielu analiz, których liczba wzrosła znacznie w związku kryzysem globalnym, zapoczątkowanym w USA na przełomie lat 2007 i 2008. Wskazać można tu m.in. najnowsze książki Johna C. Bogla pt. Dość. Prawdziwe miary bogactwa, biznesu i życia oraz Josepha Stiglitza pt. Freefall. Jazda bez trzymanki. Ameryka, wolne rynki i tonięcie gospodarki światowej (książki te zostały przełożone także na język polski i wydane staraniem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego). W publikacjach tych podkreśla się istnienie sfer groźnej nierównowagi we współczesnym świecie, generowanych w ramach paradygmatu gospodarki opartej na wiedzy i doktrynie neoliberalnej oraz cechujący ją shorttermizm i „terror krótkiego zysku” (Stiglitz, 2010, s. 320 i n.).

Nakładają się na to dysfunkcje pomiaru wiedzy i wyników gospodarczych oraz kondycji przedsiębiorstw. Paradoksalnie choć jest to fundamentalna sprawa, zarówno w teorii ekonomii jak i w praktyce, występuje tu wiele kwestii spornych, nieprawidłowości, a nawet deformacji, prowadzących do zafałszowań wyników gospodarczych. Słabości te przejawiają się na wszystkich szczeblach działalności gospodarczej, nie wykluczając pomiaru produktu krajowego brutto jako najbardziej syntetycznego miernika osiągnięć gospodarczych. W mierniku tym z natury rzeczy koncentrują się wszystkie słabości pomiaru wyników działalności jednostek gospodarujących. Spektakularnym przejawem nieprawidłowości pomiaru działalności gospodarczej jest kryzys globalny. Jego podłożem było m.in. zafałszowywanie obrazu kondycji gospodarczej i wyników działalności przedsiębiorstw, zwłaszcza sektora finansowego. Ostatnio znalazło to dramatyczny wyraz m.in. w przygotowanym i opublikowanym w kwietniu 2011 r. pod kierunkiem Carla Levina i Tom Coburga raporcie Komisji Senatu USA powołanej w celu analizy „anatomii kryzysu finansowego na Wall Street” (Wall Street…, 2011). Z raportu i prac rzeczonej komisji wynika, że najważniejszą rolę w rozwoju kryzysu finansowego odegrał bank Goldman Sachs. Jego działania stawiają pod znakiem zapytania cały system, który jest podstawą działania Wall Street. W opiniach nie brakuje drastycznych ocen, w tym m.in. porównań produktów banku do „żetonów w gigantycznym kasynie”. Wielu znanych ekonomistów – np. Robert Skidelsky (2009), członek brytyjskiej Izby Lordów – stwierdza wprost, że kryzys globalny był rezultatem ogromnej skali nieprawidłowości, błędów w wycenach aktywów przez banki prywatne i agencje ratingowe. Wywołany kryzysem finansowym globalny zawał gospodarczy pobudził dyskusje nie tylko na temat legitymizacji systemu finansowego w obecnym kształcie, ale także trwającą już od kilku dekad dyskusję na temat przyszłości kapitalizmu, roli państwa i modelu ustroju, który sprzyjałby dobrostanowi społecznemu i gospodarczemu.

Nieprzypadkowo też Stiglitz zwraca uwagę, że „Dużo napisano o głupocie nieracjonalnie ryzykownych zachowań podejmowanych w sektorze finansowym, o spustoszeniach wywołanych przez instytucje finansowe w gospodarce i o deficytach fiskalnych, które są tego skutkiem. Za mało napisano zaś o leżącym u podstaw tego wszystkiego «deficycie moralnym», który wyszedł na jaw, a jest może większy i trudniejszy do skorygowania. Nieustanna pogoń za zyskami i wynoszenie na piedestał dążenia do realizacji własnego interesu nie stworzyły prosperity, na którą mieliśmy nadzieję, ale pomogły stworzyć moralny deficyt. (…) Być może kreatywną księgowość od oszustw księgowych oddzielała tylko cienka linia, ale sektor finansowy przekraczał ją raz za razem, między innymi parę lat temu podczas skandali z WorldCom i Enronem. Nie zawsze da się odróżnić niekompetencję od oszustwa, ale jest przecież mało prawdopodobne, żeby firma wyceniająca swoją wartość netto na przeszło 100 mld USD, nagle znalazła się pod kreską bez świadomego praktykowania oszukańczej księgowości. Nie da się uwierzyć w to, że inicjatorzy kredytów hipotecznych i bankowcy inwestycyjni nie wiedzieli, iż produkty przez nich wytwarzane, nabywane i przepakowywane, są toksyczne i trujące” (Stiglitz, 2010, s. 320 i n.).

Dominacja „zewnętrzności” w pomiarze wartości, dominacja ocen i zachowań stadnych, kierowanie się naśladownictwem i marginalizacja uwzględniania „wewnętrznych” jej podstaw staje się swego rodzaju cechą naszych czasów, w których blichtr i powierzchowność zwyciężają z pogłębioną refleksją, wnikliwością czy wręcz odpowiedzialnością. Dotyczy to także wyceny przedsiębiorstw, czego przejawem jest chociażby znana zasada, zgodnie z którą „przedsiębiorstwo jest warte tyle, ile jest za nie skłonny zapłacić potencjalny nabywca”. Profesor filozofii politycznej Gerald Allan Cohen w wydanej w 2009 r. książce pod prowokacyjnym tytułem Why not Socialism? uznaje uzależnianie wyceny wartości pracy i produktów wyłącznie od subiektywnej oceny zainteresowanych za główną przypadłość kapitalizmu, za sprawą której potencjał wiedzy, zwłaszcza refleksje i możliwości twórcze intelektualistów nie są należycie wykorzystywane (Cohen, 2010, s. 93). Eksponuje to też Rainer Hank w po części ironicznym komentarzu do tejże książki: „Dlatego też nawet najmądrzejsi filozofowie w warunkach kapitalizmu nie otrzymują najwyższych wynagrodzeń (być może dlatego tak wielu filozofów staje się socjalistami), lecz otrzymują je ludzie tacy jak Mark Zuckerberg, który przerwał studia, żeby założyć swój «portal społecznościowy»” (tamże).

O syndromie subiektywizmu i zachowań stadnych w podejściu do wyceny wartości świadczy niemało faktów z życia gospodarczego i nawet globalny kryzys (czy kryzysy w ogóle) – jak się okazuje – nie stanowi wystarczającego memento. „Jednak inwestorzy ostatnio (2011 r. – przyp. EM) oszaleli na punkcie wszystkiego, co ma związek z nowymi mediami. Od rozkwitu dotcomów na przełomie tysiącleci nie widziano tylu ofert przyciąganych przez firmy sypiące modnymi słówkami jak: media społecznościowe, platforma, społeczność czy kontent. Facebook, protoplasta ich wszystkich, spodziewa się, że oferta publiczna przyniesie mu wycenę na poziomie 50 mld USD – więcej niż imperium News Corp. Ruperta Murdocha i prawie tyle co Boeing” (Rushe, 2011, s. 30 i n.). Dzieje się tak w sytuacji, gdy „niejedną firmę można kupić za 10 mld USD. Harley-Davidson, liczący 108 lat legendarny producent motocykli, jest wart niewiele mniej. Deutsche Börse zapłaci podobną kwotę za nowojorską giełdę. Taka też jest cena za Twittera, nierentownego, liczącego pięć lat serwisu mikroblogowego, ogłaszanego albo megagwiazdą nowej ery komunikacji, albo najbardziej dętym przykładem kolejnej bańki spekulacyjnej na rynku dotcomów” (tamże). Z jednej strony, można te szacunki postrzegać jako „wyceny z wariatkowa”, z drugiej jednak strony, podkreśla się informacyjną wartość i siłę oddziaływania portali społecznościowych na przemiany społeczno-gospodarcze.

Z kolei do pomiaru działalności sektora finansowego odniósł się zaliczany przez „Fortune Magazine” do najbardziej wpływowych osób w świecie biznesu John C. Bogle, założyciel funduszu inwestycyjnego The Vanguard Group. Parafrazując sentencję Winstona Churchilla, krytycznie konstatuje, że „nigdy tak wiele nie było płacone za tak mało”, wskazał tym samym na wynaturzenia w rachunku ekonomicznym (Bogle, 2009, s. 29–47). W literaturze przedmiotu nie brakuje dowodów na to, że sektor finansowy i jego wkład w kształtowanie dobrobytu społecznego jest przewartościowany, co znajduje odzwierciedlenie zarówno w niebotycznych wynagrodzeniach menedżerów, jak i wysokich stopach zwrotu, niemających głębszych podstaw ekonomicznych. Jeśli bowiem uznać, że wycena wartości powinna pozostawać w ścisłym związku z wkładem w pomnażanie dobrobytu społecznego, to w świecie biznesu, zwłaszcza finansowego zasada ta nie ma przełożenia na rzeczywistość (wywiad z J. Sachsem, 2009). Tego m.in. dotyczy opinia Jeffreya Sachsa: „Moi studenci prosto po uniwersytecie lądowali na Wall Street i od razu zarabiali miliony. Wiem, co umieli, więc wiem, że nie byli tych pieniędzy warci”. Jeffrey Sachs ocenia, że „prawdziwy fenomen drugiej części epoki Reagana polegał na tym, że nawet po kolejnych kryzysach, bańkach spekulacyjnych, skandalach, nie wytworzyły się mechanizmy samokorekcyjne, które są największą siłą demokratycznego kapitalizmu. (…) Kiedy spekulacja niszczy gospodarkę, powinna się pojawić siła polityczna ograniczająca swobodę spekulantów. Po raz pierwszy w historii Ameryki nic takiego się nie wydarzyło. Dlaczego? Amerykańska polityka jest skorumpowana bardziej niż kiedykolwiek. Nigdy od najbogatszych ludzi i największych firm nie płynęły do polityki tak wielkie pieniądze. Nigdy kosztująca miliony reklama nie miała tak wielkiego wpływu na wybory” (tamże).

W tej sytuacji specjalnego wymiaru nabiera teza Thorsteina Veblena w opublikowanej w 1899 r. Teorii klasy próżniaczej, zgodnie z którą „w przypadku przestępstw przynoszących wielką fortunę przestępcy kara nie jest tak wysoka ani potępienie tak znaczne, jakich należałoby oczekiwać w świetle naiwnie pojmowanego kodeksu moralnego. Złodziej lub oszust, któremu przestępstwo to umożliwiło zyskanie wielkiego bogactwa, łatwiej niż drobny złodziej uniknie rygorystycznego wymiaru sprawiedliwości, a na dodatek, dzięki zdobytemu bogactwu i ostentacyjnemu wydawaniu swych nielegalnych dochodów, zyska pewne quantum dobrej reputacji” (Veblen, 2008, s. 101).

Niemiecki filozof Peter Sloterdijk, odnosząc się do dylematów pojmowania wartości, dochodzi do zaskakującego wniosku, że prawdziwym bohaterem naszych czasów jest Harry Potter. „Otóż powieści o Harrym Potterze zawierają wizję świata pozbawionego realnych granic. Ten swoisty elementarz nakłaniał całe pokolenie czytelników, by odkryło w sobie czarodzieja. Nawiasem mówiąc, angielskie słowo potter znaczy «garncarz», a to rzemieślnik wytwarzający puste naczynia. Dziś tylko nieudacznicy wierzą jeszcze w pracę, pozostali uprawiają garncarską magię i puszczają w ruch swe produkty pochodne” (wywiad z P. Sloterdijkiem, 2009). Ta przeniknięta gorzką ironią konstatacja wskazuje na zagrożenia wynikające z naruszania proporcji i braku równowagi między zyskiem a nakładem pracy. „Właśnie ta dysproporcja odcisnęła piętno na sposobie myślenia w minionych dziesięcioleciach. Rzesze ludzi chciały wyrwać się z realnego świata, w którym za 40 godzin pracy tygodniowo uzyskuje się zaledwie przeciętne wynagrodzenie, podczas gdy dzięki kilku godzinom magii można dołączyć do grona arcybogatych. Wynaleźliśmy niebezpieczne rachunki. Miejsce prozaicznych równań zajęła cudaczna arytmetyka. Rujnuje to poczucie adekwatności. Nasze rozumienie związków przyczynowo-skutkowych zostało tak samo zniszczone jak poczucie proporcji” (tamże).

Potwierdza to też opinia Petera Solomona, byłego wiceprezesa banku inwestycyjnego Lehman Brothers (który jesienią 2008 r. zbankrutował). Peter Solomon eksponuje niekorzystną ewolucję tego sektora, porównując jego obecny stan ze stanem sprzed kilku dekad (wywiad z P. Solomonem 2009). „Firmy na Wall Street praktycznie nie miały wtedy własnego kapitału. Nie inwestowały własnych pieniędzy, lecz handlowały akcjami dla swoich klientów. Były przede wszystkim doradcą i pośrednikiem. Tymczasem w ostatnich latach banki inwestycyjne na Wall Street stały się kopalniami kapitału. Lehman Brothers w latach 60. dysponował może 10 mln własnych USD. W 2007 r. – kilkunastoma miliardami. Aż do obecnego krachu tłumy świetnie wykształconych młodych ludzi trafiających do firm na Wall Street zajmowały się głównie wymyślaniem coraz bardziej skomplikowanych instrumentów finansowych i inwestowaniem w nie pieniędzy swojej firmy” (tamże). Także w tym kontekście prorocza jest teza Veblena: „Ulepszenia nowoczesnych instytucji, faworyzujące finansową stronę interesów, powodują zastępowanie «kapitanów przemysłu», przez bezduszne spółki akcyjne, przez co podstawowa funkcja klasy próżniaczej – posiadanie własności – staje się zbędna” (Veblen, 2008, s. 177).

John C. Bogle, stwierdza: „znaleźliśmy się w świecie, w którym zbyt wielu spośród nas nic już chyba nie wytwarza”. Handlujemy tylko kawałkami papieru „wymieniając między sobą tam i z powrotem akcje i obligacje, przy okazji wypłacając za to naszym finansowym krupierom prawdziwe fortuny. W ramach tego trendu koszty automatycznie rosną wraz z tworzeniem bardzo skomplikowanych instrumentów pochodnych (derywatów), za których sprawą w system finansowy zostały wbudowane olbrzymie, a niezgłębione rodzaje ryzyka”. Jest to następstwem m.in. nadmiernej finansyzacji gospodarki, czyli odrywania się przepływów finansowych od procesów realnych, co już samo w sobie może stanowić zarodek kryzysu (Tapscott, Williams, 2008). Ten kierunek przemian sprawia, że, że „sługa staje się panem”. Jak konstatuje Bogle (2009, s. 29–47), „w ciągu dwóch minionych stuleci Ameryka przestawiła się z gospodarki opartej na rolnictwie na gospodarkę opartą na produkcji przemysłowej, potem na gospodarkę opartą na usługach, i teraz na gospodarkę opartą głównie na operacjach finansowych. Jednak ta oparta na finansach gospodarka, z definicji, pomniejsza wartość wytwarzaną przez przedsiębiorstwa produkcyjne”. Choć autor tej opinii nie kwestionuje kreowania przez ten sektor wartości dodanej (m.in. poprzez tworzenie miejsc pracy), to zarazem zwraca uwagę, że im więcej przejmuje dla siebie system finansowy, tym mniej zyskuje inwestor, który jest bazowym „żywicielem” obecnie istniejącego, niezmiernie kosztownego finansowo-inwestycyjnego „łańcucha żywieniowego”. W obecnym kształcie sektor finansowy uszczupla wartość „możliwą do wytworzenia przez społeczeństwo” (tamże).

Ekonomistom zarzuca się ponadto ułomne odczytywanie dzieł i myśli Adama Smitha, jakoby rynek zwalniał jego uczestników z wymogu zastanawiania się nad kwestiami moralności. Jeśli bowiem dążenie do własnych egoistycznych interesów i tak doprowadzi – kierowane niewidzialną ręką – do społecznego dobrobytu i „bogactwa narodów”, to „wszystko, co musi nas obchodzić i wszystko, co powinniśmy robić – to upewnienie się, że działamy zgodnie z naszym interesem”8. Takie podejście skutkuje marginalizacją aspektów moralnych i etycznych w życiu gospodarczym, co z kolei jest źródłem rozmaitych przejawów destrukcji i nierównowagi.

Skala naruszonej równowagi i globalne, złożone tego następstwa sprawiają, że wciąż brakuje dostatecznie przekonujących koncepcji i strategii rozwiązania tego problemu. Otwarte zatem pozostaje pytanie, jakie wzorce strategii i modele ustroju gospodarczego mogłyby sprzyjać racjonalizacji społecznej. Mimo teoretycznych sporów dotyczących ustroju gospodarczego niekwestionowana pozostaje zasada ładu konkurencyjnego. Jednak dogmat wolnego rynku i wolnorynkowej konkurencji prowadzi do jej wypaczania i ograniczania. Następstwami nadmiernej konfrontacyjności rynkowej podmiotów mogą bowiem być niepożądane zjawiska i zagrożenia, zwłaszcza że „granica między rywalizacją a destrukcją jest niemal niezauważalna”9.

Nie brakuje niestety dowodów, że niezauważalna może się także stać granica między wiedzą a destrukcją. Aby wiedza nie była destrukcyjnie wykorzystywana, musi jej towarzyszyć mądrość. Już bowiem Cyceron wskazywał, że „matką wszystkich dobrych rzeczy jest mądrość” (Dicta…, 2010, sent. 4839). A w dodatku „nigdy inaczej nie mówi natura, a inaczej mądrość” (Dicta…, 2010, sent. 6231).

Stąd też w pełni zasadny jest postulat – już od dawna zgłaszany przez profesora Antoniego Kuklińskiego na Forum Myśli Strategicznej w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym (Kukliński, 2011, s. 65–68) – przejścia od paradygmatu opartego na wiedzy na paradygmat gospodarki opartej na mądrości. Antoni Kukliński pisze: „chciałbym sformułować kontrowersyjną tezę o twórczej destrukcji starego paradygmatu gospodarki opartej na wiedzy i zastąpienia go nowym paradygmatem gospodarki opartej na mądrości. (…) Formułując tezę o twórczej destrukcji starego paradygmatu, nie szukamy przekreślenia wspaniałych osiągnięć gospodarki opartej na wiedzy w latach 1990–2010. Te osiągnięcia stwarzały jeden z koniecznych warunków kreowania nowego wcielenia gospodarki opartej na wiedzy XXI w. Osiągnięcia te nie są jednak wystarczającym warunkiem sukcesu w spotkaniu z enigmą XXI w. (…) Epitafium starego paradygmatu gospodarki opartej na wiedzy powinno być przedmiotem pasjonującej i kontrowersyjnej refleksji naukowej, która niesie wielki potencjał innowacyjnych rozwiązań w procesie spotkania z enigmą XXI w. W epitafium tym trzeba na nowo zinterpretować obserwację Alberta Einsteina: wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy” (tamże). Nie można wykluczyć, że postulat zmiany paradygmatu może być uznany za zabieg czysto werbalny. Brakuje mu bowiem wskazania narzędzi operacjonalizacyjnych. Jednakże nawet tylko hasłowe ujęcie tego problemu ma znaczenie. Słowa mają bowiem swoją siłę, mogą głęboko zakorzeniać się w umysłach. Jest to apel o odwagę bycia mądrym. Zaś słuszności takiego apelu nie sposób zakwestionować. Jeśli nawet zostanie on zakwalifikowany jako utopia, to jest to zapewne utopia wysoce użyteczna. Nie pozostanie zatem bez wpływu na rzeczywistość. Postulat zmiany paradygmatu może stanowić ważny początek debaty na temat racjonalizacji wzorca rozwoju społecznego (Kukliński, 2011; Mączyńska, 2011)10. Zwłaszcza, że już Horacy zauważył, iż „połowę bowiem dzieła wykonał, kto zaczął”.



Wobec występujących w gospodarce globalnej dysfunkcji cywilizacji wiedzy Polska, dzięki rencie zacofania może mieć szanse na dokonanie swego rodzaju „żabiego skoku” (tj. przeskoczenia cywilizacji wiedzy) do kolejnego etapu cywilizacji mądrości umożliwiającej jej optymalne wykorzystanie jej potencjału, bez charakterystycznych dla gospodarek wyżej rozwiniętych, dysfunkcji i nadużyć w tym obszarze11.
Polska – paradygmat gospodarki opartej na mądrości
Postulat Antoniego Kuklińskiego przejścia od paradygmatu gospodarki opartej na wiedzy ku paradygmatowi gospodarki opartej na mądrości koresponduje z ogłoszonym przez Michała Kleibera w lutym 2011 r. dekalogiem dla społeczeństwa wiedzy, umiejętności i przedsiębiorczości pt.
1   2   3   4   5


Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©atelim.com 2016
rəhbərliyinə müraciət