„podręcznik doktryny, która wyprowadza wszelką wiedzę z doświadczenia"; druga miała być
tylko krytyką głównego w Anglii przeciwnika tej doktryny, ale stała się wykładem własnej
teorii poznania. — Choć zagadnienia etyczne stały dlań na pierwszym planie, poświęcił im
tylko niewielką, popularną rozprawę Utiiitariamsm. O tej później tak sławnej i wpływowej
pracy pisze w swej autobiografii: „Wyjąłem z szuflady część nie ogłoszonych artykułów i
ułożyłem z nich małą książeczkę". Została opublikowana w czasopiśmie w roku 1861, a w
książce w 1863. Inne książki Milla należą do dziedziny ekonomii, polityki, teorii religii i są
filozoficznie mniej ważne.
POGLĄDY, l. LOGIKA ZE STANOWISKA EMPIRYZMU. Mili odróżniał w filozofii dwa
zasadniczo różne poglądy: z jednej strony empirystyczny, a z drugiej strony aprio-rystyczny
pogląd na wiedzę ludzką (ten drugi nazywał „poglądem apriorycznym, czyli niemieckim", ale
stwierdzał, że za jego czasów nawet w Anglii miał on przewagę). Według pierwszego
wszystkie prawdy o zewnętrznym świecie oparte są tylko na obserwacji i doświadczeniu, drugi
uznaje także intuicję i idee wrodzone. Mili był zwolennikiem pierwszego i postanowił wykazać
jego słuszność na terenie logiki.
Filozofowie uważali zawsze logikę za swoją domenę, ale mało się nią w czasach nowo-
żytnych zajmowali. Utarło się bowiem przekonanie, że, po pierwsze, jest już całkowicie
opracowana i dalsze jej postępy nie są możliwe, i, po wtóre, że jest nauką formalną, nie mogącą
mieć wpływu na rozwiązanie zagadnień filozofii. Ale Mili spostrzegł, że logika mająca
powszechne uznanie, mianowicie logika pojęć ogólnych i wniosków koniecznych, jest w
niezgodzie z filozofią, którą miał za słuszną, mianowicie z filozofią empiryzmu. Sądził więc, że
należy logikę opracować na nowo i uzgodnić z empiryzmem. Nie myślał (jak to za jego życia
zaczęli robić De Morgan i Boole) szukać nowych prawd logicznych, ale chciał dawnym
prawdom dać inną interpretację.
Przeciwnicy jego przyjmowali, że istnieją prawdy konieczne, powszechne i oczywiste, i
sądzili, że prawdy takie muszą mieć głębsze źródło niż doświadczenie. Mili zaś postanowił ich
konieczność, powszechność i oczywistość wyprowadzić po prostu z doświadczenia i
kojarzenia. A jeśli wywodzą się z doświadczenia i kojarzenia, to — nie są naprawdę ani
konieczne, ani powszechne.
Pojęcia ogólne logika tradycyjna rozumiała z reguły realistycznie: przyjmowała, że w
rzeczywistości odpowiadają im rodzaje i gatunki. Takiemu rozumieniu Mili musiał zaprzeczyć.
Dla niego jako empirysty istniały jedynie rzeczy jednostkowe, a nie było żadnych ogółów,
rodzajów i gatunków; ogólne mogły być tylko wyrazy. Jego rozumienie pojęć mogło być tylko
nominalistyczne. W związku z tym musiał się też zmienić tradycyjny pogląd na definicję: bo
wedle tego poglądu definicje podają istotę rzeczy, a wedle Milla wymieniają tylko znaczenie,
jakie ludzie nadają wyrazom.
W dedukcji, wyprowadzającej wnioski z twierdzeń ogólnych, logika tradycyjna nie widziała
trudności zasadniczej. Dla empiryzmu zaś trudność była właśnie zasadnicza:
skąd biorą się twierdzenia ogólne? Bo dla niego nie mogły być pierwotne. Wszak wiedzę
czerpiemy z doświadczeń, a doświadczenia są zawsze jednostkowe. Tylko przez indukcję dojść
możemy od nich do twierdzeń ogólnych. Więc najpierw indukcja, a potem dopiero dedukcja.
Najpierw trzeba indukcyjnie dojść do twierdzeń ogólnych, by potem deduk-
30
cyjnie wywodzić z nich dalsze twierdzenia. Sylogizm jako dowód jest błędnym kołem:
wyprowadza bowiem śmiertelność Jana stąd, że wszyscy ludzie są śmiertelni, aby zaś wiedzieć,
że wszyscy ludzie są śmiertelni, trzeba między innymi wiedzieć o śmiertelności Jana. O tym, że
Jan umrze, wiemy naprawdę nie dzięki ogólnemu twierdzeniu, że wszyscy ludzie są śmiertelni,
lecz przez stwierdzenie, że inni ludzie, podobni do Jana, poumierali. Postęp wiedzy dokonywa
się przez analogię lub indukcję; przebiega od szczegółu do innego szczegółu i od szczegółów do
ogółu.
Jednakże w postępie nauk dedukcja ma udział przynajmniej pomocniczy. Mili był bodaj
pierwszym, który wywiódł, że indukcja i dedukcja, choć przeciwstawiają się sobie, to jednak w
rzeczywistości współdziałają ze sobą. W pewnym sensie można powiedzieć, że zespolił Bacona
z Arystotelesem.
Rozumowanie zaś indukcyjne, jeśli ma być prawidłowe, to nie może być zupełnie proste,
per enumerationem simplicem. Mili, podobnie jak niegdyś Bacon, usiłował wykryć te specjalne
metody, które indukcji zagwarantują pewność. Korzystając z badań Herschla i Whewella
sformułował mianowicie cztery główne jej metody, które nazwał metodami „jedynej zgody",
„jedynej różnicy", „reszty" i „zmian towarzyszących". Stanowiły one postęp w stosunku do
Bacona oraz wszystkiego, co w sprawie indukcji dotychczas było dokonane. Postęp to był
zresztą głównie natury techniczno-logicznej, nie ogólnofilozo-ficznej: należy raczej do
szczegółowej historii metodologii niż do historii filozofii. Nieco głębsza różnica w poglądzie
tych dwu najsławniejszych teoretyków indukcji polegała na tym, iż Bacon oczekiwał od niej, że
pozwoli ustalić istotę rzeczy, a Mili — że przyczyny zdarzeń.
Logika tradycyjna zakładała, że istnieją pewne ogólne prawdy pierwotne, które są oczywiste
i przeto nie wymagają dowodu; gdyby ich nie było, to nie można by przeprowadzić żadnego
dowodu, bo nie byłoby go na czym oprzeć. Do prawd tych zaliczała przede wszystkim prawa
logiczne i pewniki matematyczne. Mili natomiast musiał ze swego stanowiska zaprzeczyć
istnieniu takich prawd: wszystkie prawdy ogólne są pochodne, są naprawdę tylko połączeniem
prawd jednostkowych. Prawa logiczne i pewniki matematyczne nie stanowią wyjątku: i one są
tylko uogólnieniem doświadczeń, nie są oczywiste, mogą i muszą być uzasadniane, mianowicie
uzasadniane empirycznie, indukcyjnie. Jeśli wydają się konieczne, to dlatego, że są oparte na
doświadczeniach bardzo licznych, które wytworzyły w naszej świadomości nierozerwalne
skojarzenia.
2. TEORIA POZNANIA ZE STANOWISKA EMPIRYZMU. Mili podjął też na nowo krytykę
naczelnych pojęć teorii poznania, uprawianą przez empirystów począwszy od Locke'a,
Berkeleya i Hume'a. Przede wszystkim krytykę pojęcia przyczynowości. Nie zaprzeczał, że
wszyscy jesteśmy przekonani o powszechnym panowaniu prawa przyczynowości, ale pytał,
jaką mamy do tego podstawę. I odpowiadał: podstawą jest tu „po prostu przyzwyczajenie i
oczekiwanie, że to, co raz lub wielokrotnie okazało się prawdą, a nigdy nie okazało fałszem,
okaże się nadal prawdą". A więc podstawa prawa przyczynowości wydaje się natury wyłącznie
psychologicznej, subiektywnej.
Prawa przyczynowości nie możemy się wszakże wyrzec, już przez to samo, że jest
nieodzownym założeniem indukcji, a indukcja jest nieodzowna dla postępu wiedzy. Ostatecznie
można je wyprowadzić z doświadczenia, a tylko o to chodzi. Dochodzimy doń przez
uogólnienie poszczególnych doświadczeń, czyli przez indukcję. Ale wobec tego zachodzi
trudność: jakże prawo przyczynowości może opierać się na indukcji, jeśli indukcja
31
opiera się na nim? Mili jednakże sądził, że to błędne koło jest tylko pozorne, i trudność
rozwiązywał w ten sposób: na prawie przyczynowości opiera się indukcja udoskonalona,
operująca owymi czterema metodami, natomiast prawo przyczynowości opiera się na prostej
indukcji, per enumerationem simplicem, nie operującej tymi metodami; czyli:
przez prostą indukcję przechodzimy do prawa przyczynowości, a od niego — do udoskonalonej
indukcji. Indukcja prosta jest na ogół niepewna, ale w wypadku prawa przyczynowości posiada
wyjątkowo wielką pewność z powodu olbrzymiej ilości doświadczeń, które je wciąż
potwierdzają. Zresztą Mili, jak na empirystę przystało, nie uznawał zupełnej powszechności
żadnego prawa, a więc i prawa przyczynowości: uważał za możliwe, że istnieją części
wszechświata nam nie znane, w których ono nie jest ważne. Może o tym zdecydować tylko
doświadczenie, konieczności nie ma tu żadnej.
Mili kontynuował również (zaczętą przez Locke'a i Hume'a) krytykę pojęcia substancji.
Zgodnie z tradycją empiryzmu bronił nie tylko tezy, że jedynym źródłem wiedzy jest
doświadczenie, ale także, że doświadczenie składa się z samych tylko wrażeń. Mnogość wrażeń
— oto wszystko, co jest nam dane i z czego wytwarzamy nasz obraz świata. Z nich składa się
to, co nazywamy „rzeczami" lub, uczeniej, „substancjami", a także „materią",
„rzeczywistością", „światem zewnętrznym". Wrażeń doznajemy niezależnie od naszej woli i
dlatego wydaje nam się, że istnieją niezależnie od nas, poza naszą świadomością. To jest całe
źródło wiary w istnienie niezależnych substancji, materii, świata zewnętrznego. Jest ona
pochodzenia asocjacyjnego, tak samo jak wiara w przyczynowe powiązanie zjawisk. Cóż o
materii wiemy naprawdę? Tyle tylko, że dzięki niej stale odbieramy wrażenia, jest więc dla nas
naprawdę tylko „stałą możliwością odbierania wrażeń". Tak też Mili definiował materię.
Analogicznie do materii pojmował umysł. Twierdził, podobnie jak już przed nim Hume, że
„umysł", „jaźń", „dusza" są wyrazami nie oznaczającymi w gruncie rzeczy nic innego, jak tylko
nasze przeżycia. Kładą tylko nacisk na stałość występującą w tych przeżyciach, podobnie jak
wyrazy „materia", „substancja", „świat zewnętrzny" — na stałość w naszych wrażeniach
zewnętrznych. Wprawdzie wydaje się nam, że „jaźń" nasza trwa nawet wtedy, gdy nic nie
przeżywamy. Ale co trwa wtedy ? Jedynie — możliwość przeżywania. W myśl tego Mili
definiował umysł, jaźń — znów tylko jako „stałą możliwość przeżyć". — W ten sposób
zarówno materia, jak umysł sprowadzały się wedle tego empiryzmu do mnogości wrażeń.
3. ETYKA ZE STANOWISKA UTYLITARYZMU. „Różnica między dwiema szkołami filozofii —
pisał Mili —„jedną, opierającą się na intuicji, a drugą, wspartą na doświadczeniu, nie jest
kwestią oderwanej tylko spekulacji: jest pełna następstw praktycznych". W przekonaniu, iż
pewne prawdy można ujmować przez intuicję bez odwoływania się do doświadczenia, widział
Mili podporę nie tylko mylnych doktryn, ale także złych urządzeń. Traktowanie różnic między
ludźmi jako wrodzonych, a przeto nie dających się usunąć, miał za przeszkodę stojącą na
drodze racjonalnemu ujęciu spraw społecznych, a źródło tego traktowania widział w intuicyjnej
metafizyce. Więc jeszcze i z tego powodu był jej przeciwny ; a swój pogląd empiryczny chciał
stosować nie tylko w teorii, ale także w praktyce.
Zastosowanie to jest proste i dokonał go już Bentham. Jeśli się trzymać doświadczenia, tego,
co ludzie rzeczywiście odczuwają, to trzeba powiedzieć, że jedynym dobrem jest szczęście,
które sprowadza się do przyjemności. Jedynym więc zadaniem moralnym jest staranie o
szczęście wszystkich. Mili przyłączył się do Benthama, jednakże dał jego poglą-
32
dowi swoiste zabarwienie. Po pierwsze, próbował słuszności hedonizmu dowieść, podczas gdy Bentham
przyjmował go bez dowodu. Dowodził mianowicie tak: wszyscy ludzie pożądają jedynie przyjemności,
dobre jest to, co pożądane, więc przyjemność jest jedynym dobrem. Dowodził zatem (niezbyt szczęśliwie)
zasady etycznej przez odwołanie się do faktów psychologicznych. Po wtóre zaś, wprowadził do
hedonizmu istotne modyfikacje. Przestał rozumieć go egoistycznie i sensualistycznie (to samo skłonny był
czynić już i Bentham): jedynie przyjemność jest dobrem, ale każda przyjemność, nie tylko własna i
zmysłowa. Co więcej, zaczął odróżniać przyjemności wyższego i niższego rodzaju. Wprowadził dla swej
teorii etycznej nazwę „utylitaryzmu" — i nie bez racji, bo przy tych modyfikacjach przestała być czystym
hedonizmem. Twierdził, że przyjemności nie są sobie równe, że są przyjemności wyższe i niższe; wręcz
mówił, że lepiej jest być niezadowolonym Sokratesem niż zadowolonym głupcem. Ale jeśli tak, to nie
samo zadowolenie stanowi o tym, co lepsze; życie nie przedstawia się tak prosto, jak chciał dawny
hedonizm. Teoria etyczna Milla utraciła jednostronność, ale także i prostotę hedonizmu.
ZESTAWIENIE. John Stuart Mili sformułował na nowo doktrynę empiryzmu w teorii poznania i
logice, indukcjonizmu w metodologii, utylitaryzmu w etyce. Sformułował je bez skrajności, nie był już
empirystą nieprzejednanym w stylu swego ojca lub Benthama. Był wśród empirystów umysłem
najszerszym, ale też najmniej jednolitym.
Nic nie jest dla jego sposobu myślenia bardziej charakterystyczne niż zarzuty, jakie stawiał
pokrewnemu sobie skądinąd Comte'owi: że „nie uznawał kwestii otwartych" i chciał wszystkie
rozwiązywać definitywnie; że dogmatycznie przesądzał o przyszłości nauki; że miał przesadną skłonność
do reglamentacji poczynań ludzkich; a także, że zaniedbał najbardziej podstawowe nauki, mianowicie
psychologię i teorię poznania;
i że niedostatecznie opracowywał pojęcia, jakimi się posługiwał, np. walczył z metafizyką, a nie
zdefiniował dokładnie, co przez „metafizykę" rozumie; a wreszcie, że nadmiernie ufał sobie. Mili był
istotnie odeń szerszy, ostrożniejszy i skromniejszy.
ROLA J. ST. MILLA. Należał nie do tych, co inicjują idee, lecz co je wykańczają. Scalił poszukiwania
i pomysły wielu pokoleń empirystów, obejmując przy tym tak szeroki zakres zagadnień, jak przed nim
jeden tylko Hume. Jego własne oryginalne myśli dotyczyły raczej szczegółów i zastosowań, służyły
przezwyciężeniu jednostronności w dotychczasowym empiryzmie. Tak było zwłaszcza w etyce, ale i w
logice rozwój jego szedł w kierunku unikania skrajności, obok indukcji znajdował bądź co bądź miejsce
dla dedukcji. Gdy James Mili wzorem Hobbesa dzieje ludzkie uzależniał wyłącznie od interesów ma-
terialnych, a historycy Macaulay i Mackintosh wystąpili przeciw niemu, John Stuart przyznał rację im, a
nie ojcu.
Był powołany do tego, by zbliżyć do siebie sposoby myślenia XVIII i XIX wieku, w szczególności
naturalistyczny punkt widzenia osiemnastego i historyczny dziewiętnastego. Doszedł do przekonania, że
prawdy empiryzmu, które radykałowie filozoficzni mieli za bezwzględne i wieczne, są również względne,
że i one są, jak wszystkie prawdy, wytworem warunków historycznych.
Wcześnie opracował najogólniejsze zagadnienia teoretycznej filozofii, potem interesował się więcej
sprawami szczegółowymi i praktycznymi. Przede wszystkim walczył w swych pismach o wolność. W
parlamencie reprezentował bezkompromisowy liberalizm
3 — Historia filozofii t. III 13
i z niezwykłą odwagą cywilną bronił spraw najtrudniejszych. Jeśli bronił empiryzmu, to nie
tylko z powodu jego zalet teoretycznych, ale także i dlatego, że go uważał za najwłaściwsze
podłoże akcji liberalnej i reformatorskiej: reformator bowiem, chcący przeprowadzić zmiany w
ustroju społecznym, musi sam być przekonany i musi móc przekonać innych, że ustrój panujący
nie jest nietykalny. A właśnie empiryzm uczy, że nie ma rzeczy nietykalnych, bo nie ma
koniecznych.
NASTĘPCY. Kompromisowość i życiowość poglądów Milla przyczyniły się do wielkiego
ich rozpowszechnienia. W latach 1850- 1880 zapanował wśród inteligencji europejskiej „duch
pozytywny", dążenie do uwolnienia filozofii od czynników metafizycznych czy
„metempirycznych" (jak je nazywał Lewes). Patronami tego ruchu byli Comte i Mili:
nazwę „pozytywizmu" wziął on od Comte'a, ale treść raczej od Milla. Ciężkie dzieła Comte'a
mało kto znał, natomiast Milla czytali wszyscy. Liczny zastęp myślicieli w Anglii i na
kontynencie poszedł jego torem. W Anglii najbliżsi byli mu: psychologowie A. Bain (1818 -
1903), profesor w Aberdeen, i J. S u Iły (1842 - 1923), profesor w Londynie, logik J. Venn,
historycy H. Th. Buckle (1821 - 1862), autor słynnej Historii cywilizacji w Anglii, 1857- 1861, i
W. E. H. Lecky (1838 - 1903), badacz dziejów racjonalizmu. Zbliżał się doń również etyk
Henry Sidgwick (1838- 1900), profesor w Cambridge, autor znanych Metod etyki, 1875.
Empiryzm sprzymierzony z pozytywizmem (a niebawem i z ewolucjonizmem) opanował na
przeciąg paru pokoleń umysłowość Europy. Były to doktryny proste w swych założeniach,
operujące wyraźnymi faktami, łatwe do przyswojenia. Wprawdzie dość było zawodowych
filozofów, którzy się na nie nie godzili, ale szerokie sfery inteligencji zaufały im całkowicie i
każdy prawie światlejszy człowiek w drugiej połowie XIX wieku był „pozytywistą".
OPOZYCJA. Wszakże i te doktryny nie okazały się wieczne, one także wywołały opozycję.
Wystąpiła nawet w samej Anglii i już za życia Milla. W szóstym lat dziesiątku atak
najegoempirystyczną logikę poprowadził W. St. Jevons, uczeń Boole'a, jednego z twórców
logiki matematycznej. Pojawili się też wówczas w Anglii hegliści, których spekulatywha i
metafizyczna filozofia była w jaskrawym przeciwieństwie do empiryzmu Milla. A na postawę
życiową ogółu, długo pozostającą pod przemożnym wpływem Milla, zaczęły uzyskiwać wpływ
prądy zupełnie inne, irracjonalistyczne: w szczególności Carlyle'a kult bohaterów, Ruskina kult
piękna, Newmana kult wiary.
TRZY EMPIRYZMY. Nazwa „empiryzmu" bywa dawana różnym teoriom; wszystkie one
stoją ogólnie na stanowisku wyłączności doświadczenia w poznaniu, ale w szczegółach
twierdzą co innego:
1. Empiryzm genetyczny, czyli psychologiczny, twierdzi, że cała wiedza, którą jednostka
ludzka posiada, pochodzi wyłącznie z doświadczenia; nie ma sądów wrodzonych, wszystkie są
nabyte. Taki był empiryzm Locke'a i Condiiiaca: radykalny u Cpndii-laca, który doświadczenie
utożsamiał z wrażeniami zmysłowymi (sensualizm), a umiarkowany u Locke'a, który uznawał
też doświadczenie wewnętrzne. Przeciwieństwem tego empiryzmu jest natywizm, przekonany,
że jednostki posiadają sądy wrodzone.
2. Empiryzm epistemologiczny twierdzi, że doświadczenie stanowi jedyne kry-
34
terium wiedzy prawdziwej. Sądy jednostki pochodzą z różnych źródeł, są wśród nich także
wrodzone i wytworzone przez wyobraźnię, ale prawdziwe są te tylko, które są oparte na
doświadczeniu. Locke, uchodzący za klasyka empiryzmu, nie był empirystą w tym znaczeniu;
twierdził, że z doświadczenia pochodzą wszystkie wyobrażenia, zarówno prawdziwe, jak
fałszywe, a tylko rozum może rozstrzygnąć, które z nich są prawdziwe.
3. Empiryzm metodologiczny twierdzi, że jeśli nauka ma zawierać twierdzenia prawdziwe i
użyteczne, to nie powinna robić nic innego, jak tylko stwierdzać dane doświadczenia i
uogólniać je indukcyjnie. Klasykiem takiego empiryzmu był F. Bacon, a przeciwieństwem jego
metodologii była metodologia Kartezjusza, domagająca się, by nauka opierała się na
aksjomatach, które są oczywiste i przeto pewne, i by z nich de-dukcyjnie wyciągała dalsze
twierdzenia.
U niektórych myślicieli te trzy empiryzmy łączyły się ze sobą. Tak było u obu Millów.
James Mili usiłował specjalnie udowodnić empiryzm psychologiczny, sądząc, że z niego
wynikają oba inne. A znów J. St. Mili rozwijał empiryzm metodologiczny. Kontynuował
tradycję Bacona, jednakże w formie bardziej umiarkowanej. Twierdził wraz z nim, że nauka
powinna brać przesłanki jedynie z doświadczenia, natomiast nie ma konieczności, by
ograniczała się do indukcji. Empiryzm nie implikuje indukcjonizmu; odrzuca jedynie dedukcję
z nieempirycznych przesłanek. I logika Milla miała dział dedukcji tak samo jak indukcji. Była
to nowa, umiarkowana, po-Millowska postać empiryzmu metodologicznego.
Nazwa „empiryzmu" bywa niekiedy dawana także tym teoriom, które w poznaniu domagają
się tylko udziału doświadczenia, ale nie pretendują do jego wyłączności. Tak jest z teorią
Arystotelesa w psychologii, Galileusza w metodologii, Kanta w teorii poznania. Jest to
empiryzm w bardzo luźnym sensie; teorie te nie mają tego charakteru i tych konsekwencji, co
empiryzm właściwy.
STOSUNEK INNYCH TEORII DO EMPIRYZMU. Wart jest uwagi w szczególności
stosunek doń trzech wielkich wcześniejszych teorii filozoficznych: pozytywizmu, kantyzmu i
arystotelizmu.
Pozytywizm Comte'a wypowiadał się przeciw empiryzmowi, a zarazem Comte był
najściślejszym sprzymierzeńcem Milla. Rzecz w tym, że wypowiadał się przeciw me-
todologicznemu empiryzmowi, ale — przed-Millowskiemu: bo w dedukcji widział równie
ważne narzędzie postępu nauki, jak w indukcji. Natomiast wraz z Millem i wszelkim
empiryzmem zwalczał nieempiryczne, aksjomatyczne, intuicyjne przesłanki nauki. Tu akcja
pozytywizmu i empiryzmu była wspólna; nie może być pozytywizmu bez tak rozumianego
empiryzmu.
Kantyzm przeciwstawiał się empiryzmowi genetycznemu, bo uznawał sądy a priori.
Jednakże miał też łącznik z empiryzmem: twierdził mianowicie, że sądy te są prawdziwe wtedy
tylko, gdy znajdują zastosowanie w doświadczeniu. Wedle Kanta żadne prawdziwe twierdzenie
o świecie nie jest oparte na samym doświadczeniu; ale każde tak czy inaczej jest na
doświadczeniu oparte. Kantyzm był empiryzmem w wersji negatywnej („nic bez
doświadczenia"), ale nie w pozytywnej („wszystko z doświadczenia"). Nie był empiryzmem,
jeśli chodzi o treść poznania, ale był nim, jeśli chodzi o jego zakres.
Arystotelizm podkreślał zawsze swą empiryczność. A zarazem był zawsze przez
empirystów uważany za największego wroga. Tu znów rzecz jest w tym: Arystoteles
y 35
twierdził, że prawdziwa jest jedynie wiedza receptywna. Jest to oczywiście pogląd empi-ryzmu.
Ale przyjmował, że receptywny charakter mają nie tylko zmysły, lecz również i rozum. A na to
empiryzm nigdy zgodzić się nie może. W porównaniu z platonizmem arystotelizm zwiększał
czynnik empiryczny; ale czynił to w sposób, który dla prawdziwych empirystów był nie do
przyjęcia.
HERBART I REALIZM
Herbart jeszcze w poprzednim okresie wystąpił ze swą filozofią, ale filozofia ta, stojąca na
stanowisku realizmu i empiryzmu, nie mogła się wówczas przyjąć. Dopiero po 1830 r. znalazła
zwolenników i odegrała większą rolę.
ŻYCIE I PISMA. Johann Friedrich Herbart (1776 - 1841) studiował w Jenie za czasów
Fichtego. Później był profesorem w Królewcu i Getyndze. Nawiązał do poglądów Kanta,
natomiast wystąpił przeciw jego następcom, zwłaszcza przeciw najwięcej w pierwszych latach
wieku podziwianym: Fichtemu i Schellingowi. Znajomość z wielkim pedagogiem Pestalozzim
skierowała go ku pracom pedagogicznym. I był pierwszym habilitowanym docentem
pedagogiki (1802 w Getyndze). Przeżył życie poświęcone wyłącznie nauce i nauczaniu, z dala
od spraw publicznych.
Pisma jego są treści metafizycznej, psychologicznej i pedagogicznej: Allgemeine Pada-
gogik, 1806; Allgemeine praktische Philosophie, 1808; Lehrbuch żur Einieitung in die Philo-
sophie, 1813; Psychologie als Wissenschaft, neugegrundet auf Erfahrung, Metaphysik und |